Menu
Gildia Pióra na Patronite

SEZON OGÓRKOWY X

fyrfle

fyrfle

Wnuki przyjechały dzień wcześniej i pan Józef Galica bardzo się ucieszył, mimo, że obowiązek to wielki, czyli praca umysłowa i fizyczna od szóstej do drugiej w nocy często i bardzo to zagęszczony dzień w rozmaitych atrakcjach dla wnuków, a i przecież codzienne obowiązki muszą być wykonane, bo ogród, żeby być pięknym musi być wypielęgnowanym i należycie wykarmionym i napojony, a nastał czas upałów.

Wnuki przyjechały. I najstarszy Dejwid, czterolatek, powiedział - dziadek przyjechaliśmy na wakacje, tylko pamiętaj, nie możesz więcej przeginać pały. Ja wiem, że chcesz, ale pamiętaj, to nic nie znaczy.
Wszyscy słuchający mieli do przemyślenia, gdzie wnuk i od kogo usłyszał wypowiedziane ze śmiertelną powagą kwestie. Dziadek Józef powstrzymał się od normalnej metody wychowawczej, czyli wymierzenia normalnego klapsa na goły tyłek, aby smarkacz, czy słyszy, czy nie, to musi wiedzieć, co komu nie może. Dzieci i wnuki wielkomiejskie, głowy mają zaidzone durnotami, jak stąd do Istebnej przez Kraśnik. Za to po prostu powiedział - Dejwidek, Dianka, chodźcie dziadek da wam wody ze sokiem do picia, jest pyszny soczek z malin, babcia z dziadkiem robili. Wtedy trzyletnią Diana zaczęła tupać nóżkami i zaczęła krzyczeć - nie cem, mamuś choć dźedziemy do Lidla po kole i Kubuśa.

- I oranżadke - dodał Szybko Dejwidek, jak do niego mówili rodzice.

- Prinses, Dejwidku, mama przywiozła cały bagażnik napojów z marketu, spokojnie. Po czym z wyrzutem zwróciła się do dziadków - weźcie nie róbcie siary, ludzie jest dwudziesty pierwszy wiek od dwudziestu jeden lat. Hellloooouuuu! Rozumiecie o co kaman?! Czy dalej gotujecie rosół w niedzielę, jak babcia Helena?

- A powiedział wam kiedyś ktoś już, że macie we łbie nasrane? - zapytała babcia princzśiont i matka Marysi Antosi, czyli mamy dzieci żywionych postępem i dodała - marsz do domu i koniec marudzenia, koniec z nienormalnością. Idziemy na obiad i koniec tych facecji, jakby powiedział bohater normalnej powieści.

- Mamo! Nie możesz tak! Nie szanujesz naszych wartości! Leonsjo! Odezwij się coś! - zwróciła się do męża, ofiary pierwszej telenoweli wyświetlonej kraju.

- Mario Antonino! Ja jestem Kossak-Lubomirski! Nie będę brał udziału w konwersacji na poziomie niższym niż u ojca mojego gemajny z ekonomem prowadzą. Mówiłem, aby jechać do stryjostwa na Podlasie lub do kuzynki Róży na Haiti.

297 825 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!