Menu
Gildia Pióra na Patronite

Nie zapomnij mnie

Incommodi

Incommodi

- Wiesz, kogo chciałabym spotkać we śnie?- spytała zapatrzona w błyszczące gwiazdy. Dziś były wyjątkowo piękne i liczne, jak błękitne refleksy w jej oczach. Twarz miała bladą, chudą i zadumaną. Zazwyczaj rozciągnięte w uśmiechu usta zastygły jakby smutne. Tylko oczy pokazywały, że jest żywa i chociaż nieruchome i uparcie wpatrzone w jeden punkt na gwieździstym niebie, obdarzone były tak wielką mocą, nadzieją i życiem, że każdy chciał się uśmiechać, gdy tylko w nie zajrzał. Ale było w nich też coś smutnego, jakby strach przed staratą czegoś cennego, czegoś najważniejszego, tak, że na ich widok chciało się płakać. Kiedy ludzie zaglądali w jej oczy, natychmiast popadali w zakłopotanie, bo nie mogli pogodzić podziwu dla ich piękna z uśmiechem dla ich blasku i niewysłowionym błękitem smutku. Cała jej blada postać rozpostarta na zielonej trawie zdawała się być ukryta za mgłą. Była jakby tylko owinięta w skórę. Każdą, nawet najmniejszą kosteczkę można było spokojnie zobaczyć i policzyć. Dłońmi wspierała się na podłożu, a chude ramiona drżały z wysiłku. Na rękach widoczne były błękitne, pulsujące żyły, które w tak słabym świetle księżyca wyglądały prawie jak owinięte wokół kości pędy roślin. Mimo wszystko uparcie wpatrywała się w niebo. Głowę miała owiniętą. błękitną chustką, spod której już od dawna nie wypływały niegdyś kasztanowe włosy. Pot spływał jej z czoła, ale gdyby spróbowała go wytrzeć, na pewno upadłaby i nie zdołała się podnieść. Musiałaby prosić kogoś o pomoc, a tego nienawidziła. Kochała niezależność, którą już utraciła, a zawsze myślała, że będzie tak pięknie, że najpierw będą imprezy, potem studia, praca, mąż, dzieci i śliczny biały domek z zielonym ogródkiem i labradorem w drewnianej budzie... Ale tylko niektóre marzenia się spełniają. Chociaż ona nigdy nie marzyła, że umrze w wieku 17 lat, a przed śmiercią będzie się męczyć z tak nieziemskim bólem, którego nie da się opisać.
-Wiesz?- powtórzyła, nie odrywając wzroku od nieba.
- Nie... Powiesz mi?- odpowiedział wysoki, dobrze zbudowany brunet, patrząc na nią z podziwem i smutkiem. Kochał ją. Tak bardzo chciał ją mieć zawsze przy sobie, ale wiedział, że to niewykonalne, że prędzej czy później będzie musiał się z nią rozstać. Było to tak trudne, że często nie mógł nawet na nią patrzeć. Ból wyżerał mu dziury w sercu, tak wielkie, że nie sądził, czy kiedykolwiek, nawet w dalekiej przyszłości zdoła załatać je kimś innym.
Siedzieli w ogrodzie jego matki. Lekarze powiedzieli, że nie ma sensu trzymać jej w szpitalu. Chłopak wyprosił u jej rodziców kilka dni wakacji na wsi i zabrał ją do swojego rodzinnego domu. Wiedział, że go kocha, że nie chce umierać, ale już pogodziła się z losem. Był pod wrażeniem jej siły i uparcia. Nie miał pojęcia jak tak kruche i delikatne ciało może tyle wytrzymać. Najbardziej dziwiło go to, że podczas choroby zmieniła się tylko fizycznie, nie przestała postrzegać świata w różowych barwach, nie przestała śmiać się, nie przestała wygłupiać, a gdy tylko starczało jej siły szkicowała, pisała swoje ukochane, niezwykle piękne opowiadania i mówiła mu jak bardzo go kocha i jak pragnie, by był przy niej. Jednak nigdy do niczego go nie zmuszała, nie prosiła go o nic, obrażała się nawet gdy chciał podać jej szklankę wody, ale wiedział, że cieszy się, że jej nie opuścił, że nie zostawił jej w ostatniej drodze. Kiedyś obiecał jej, że odprowadzi ją do samej bramy nieba, naoliwi wrota i pomoże Św. Piotrowi szukać klucza. Wtedy się śmiała, ale w jej oczach pojawiły się niespodziewane łzy , mimo wszystko nadal wpatrywała się w niego jak w obrazek i uśmiechała dobrotliwie, jakby ze współczuciem.
- Chciałabym żeby odwiedził mnie los i powiedział, co mogłoby mnie spotkać, gdybym nie musiała umierać. Pewnie moja przyszłość byłaby ściśle związana z tobą.- szepnęła, męcząc się przy tym okropnie. Jej wyznanie zaskoczyło go, nigdy nie mówiła takich rzeczy.
- Pamiętasz jak ci powiedziałam, że nie masz robić dla mnie zupełnie nic i jeśli chcesz możesz odejść, pamiętasz jak się wściekałam, gdy próbowałeś mi pomagać?- spytała ponownie po chwili milczenia, a chłopak twierdząco pokiwał głową - Mam do ciebie pierwszą i ostatnią prośbę - szepnęła, a on się przeraził.
Może ona wie, że już, w tej chwili umiera? Kiedyś powiedziała mu, że każdy człowiek z minuty na minutę umiera, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy, bo dzieje się to powoli, a ona umrze z tą różnicą, że będzie wiedziała, że umiera i stanie się to szybciej niż normalnie. Mówiła to wtedy z taką lekkością, że nie mógł uwierzyć, że może być chora.
- Więc?- przerwała jego rozmyślania.
- Spełnię każdą prośbę.- odparł i wpatrzył się w nią z nieukrywaną troską i smutkiem w ciemnych oczach. Jej sylwetka nadal się nie poruszała, widać było, że siedzenie tutaj sprawia jej wielki wysiłek,jednak mimo to z pewnością nie dałaby się stąd zabrać.
- Nie zapomnij o mnie.- szepnęła, z trudem obracając się ku niemu. Na jej bladych, policzkach pojawiły się łzy. Księżyc prześwietlał je na wskroś, prawie tak samo jak jej całą postać. Zdawało się, że przechodzi przez nią światło, ale nie były to promienie wesołego słońca, ale smutnego blasku księżyca - Błagam, nigdy o mnie nie zapomnij. Obiecujesz?
- Obiecuję.- szepnął i zbliżył się do niej. Otoczył ją silnym ramieniem, jakby to miało ochronić ją przed stojącą nad nią śmiercią. Czuł jej wątłe ciało bezsilnie zatopione w jego torsie. Doskonale wiedział jak to się skończy. Oboje mieli świadomość, że w tej bajce nie będzie happy endu, że nic już się nie uda, że nic nie będzie takie samo. W jego głowie kłębiło się tysiąc myśli, przeplatając się ze sobą i tworząc historie, które nigdy nie będą miały nawet szansy na zaistnienie. Pogładził jej włosy i poczuł ciepły oddech dziewczyny na swojej szyi.
Nagle jego ciało zalał zupełny spokój. Nastała wręcz nienaturalna cisza. Doszło do niego, że przecież śmierć będzie końcem jej cierpienia, a on oddałby wszystko, żeby oszczędzić jej bólu. Miał twardą, przejrzystą świadomość tego,że bez niej będzie mu bardzo ciężko,że tracąc ją, straci zupełnie wszystko co do tej pory kochał. Jednak gdzieś głęboko miał przeczucie, że ona zawsze będzie przy nim, może nie tutaj, ale gdzieś... gdzieś... gdzieś tam po prostu będzie na niego czekała.
Uśmiechnął się lekko i trochę mocniej przytulił ją do serca.
"Teraz jest tam, gdzie zawsze jest dla niej miejsce"- pomyślał.
Cichy powiew wiatru zbudził konwaliowe dzwoneczki, białe jak twarz wiecznie tańczącej królowej, kryjącej się w czarnej sukni. Gwiazdy uspały chłopaka. Bóg zabrał dziewczynę. Miłość utonęła na dnie serca, kwiląc cicho jak zagubione dziecko. Tęsknota stała się powietrzem.

16 796 wyświetleń
130 tekstów
30 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!