Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mój Wschód cz. 5

fyrfle

fyrfle

Warszawa. To na pewno wschód Polski, z tym, że bardzo specyficzny, inny od tego znad granicy, czy tego w rejonie Beskidu Niskiego albo w Bieszczadach. W Warszawie byłem cztery razy, z czego połowa, to wyjazdy chciane. Pierwszy raz pojechałem do Warszawy na koncert zespołu Perfect, który odbył się na ówczesnym stadionie X lecia. Było to jakieś pożegnanie zespołu czy coś podobnego. Zdaje się, że Hołdys odchodził i na tamte czasy zespół nie mógł się bez niego obejść. W ten weekend odbywał się festiwal w Witebsku, że całe nagłośnienie z Polski zwieziono na stadion w Warszawie, aby się odbył tamten koncert. Jak się okazało kupiło bilety ze 20 tysięcy ludzi. Przyjechałem nad ranem i na dworcu Warszawa Wschodnia królowali bezdomni. Śmierdziało ich lenistwem, cwaniactwem i pijaństwem oraz rezygnacją z normalnego życia. Poszedłem w miasto do słynnego domu towarowego, którego nazwy dziś nie pamiętam. Nic oczywiście nie kupowałem. Po prostu chciałem zobaczyć legendarny dom towarowy, z którego często dawała migawki TVP. Potem włóczyłem się ulicami miasta przyglądając się ludziom biegającym od sklepu do sklepu. Wreszcie poszedłem na błonia stadionu, gdzie zbierała się ta cała dziwna młodzież na koncert. Na cholerę im te kretyńskie włosy i ubrania? Na błoniach była mała scena, z której pamiętam dwa niesamowite koncerty zespołów TILT i WAŃKA WSTAŃKA. To chyba Tomek Lipiński albo potem na stadionie Hołdys powiedział, że dziękujmy Bogu, że w Witebsku jest festiwal piosnki polskiej, bo wszyscy tam pojechali i można było tutaj zgromadzić sprzęt i nagłośnienie. Ciekawa uwaga i warto pamiętać w kontekście tego, że dzisiaj wszyscy oni mówią, że walczyli z komuną i dostają medale od kolejnych prezydentów. Prawda taka, że artyści byli hołubieni przez PZPR, ale PZPR przez ZPR i różne estrady kazała im ciężko zapieprzać na chleb, a więc grali prawie codziennie po dwa koncerty w takim na przykład Sycowie, ale byli wielbieni i zawsze sale były pełne. Koncert trwał chyba ponad trzy godziny PERFECTU, był niezapomniany. Ja pod koniec zebrałem się i wsiadłem w osobowy do Wrocławia.

Potem przyszedł rok 1996 i na stadion gwardii przyjechał STING. Uwielbiam muzykę Stinga, to też poprosiłem brata, któren mieszkał w światowym Wrocławiu o zakup biletu. Kupił. Pojechałem. Wysiadłem na Centralnym i wsiadłem w autobus, który dowiózł mnie pod stadion. Stamtąd poszedłem w okoliczne osiedla zobaczyć jak mieszkają Warszawiacy. W osiedlowych sklepach było koszmarnie drogo. Kupiłem niegazowaną półtoralitrową Nałęczowiankę dwie bułki i serek topiony. Pamiętam jakaś baba awanturowała się ze sprzedawczynią, a ta nie była jej dłużna. Piękna klasyczna warszawska scenka obyczajowa. Spokojnie było. Nikt mnie zaczepiał. Po paru godzinach wróciłem w okolice stadionu i ległem w cieniu jakiegoś drzewa. Trójkami spacerowali między nami oczekującymi na koncert policjanci oddziałów prewencji. W jednej z trójek rozpoznałem jego i oczywiście zawołałem - łysa zomowska kapitańska pało pójdź powitać wszechfechmistrza loli z piastowskiego Brzegu. Był w szoku, ale wyciągnęli białe osiemdziesiątki i ruszyli do mnie półbiegiem. Na szczęście pięć metrów przede mną rozpoznał mnie i padliśmy sobie w psie łapy, jak Breżniew z Gierkiem. No i czas do koncertu wypełnił się opowiadaniami i wspomnieniami. Matka Policja traktowała nas jak macoch, ale ja miałem rodzinę, a on nie więc było mu trudniej, ostatecznie ostatnim razem jak słyszałem o nim, to radził sobie w Ameryce. Alana Miles była przedskoczkiem i ten przefantastyczny Black Velvet między innymi. Sting wyszedł chyba ze dwie godziny spóźniony, bo ponoć z Kwachem mecz oglądał. Czas pierwszych telefonów komórkowych. Stałem na koronie stadionu obok jakiegoś mafioza z Pruszkowa chyba, który przez tą cegłę opowiadał koncert swojej lali, jak o niej mówił. Ale ze łzami w oczach i płacząc śpiewał Evry breath you take, Roxanne i tańczył przy Engliszmenie w Nowym Jorku. Cudny koncert, którego niektórych sekwencji nigdy nie zapomnę. Potem MZK podstawiło autobusy do dworców i spokojnie rozjechaliśmy się. Spałem do rana na Trybunie chyba rozłożonej na posadzce. Obudzili mnie policjanci prewencji, wylegitymowali i powiedzieli, że za chwilę mam pociąg do Wrocławia.

Około wejścia do Unii było, a może później? Przyjechałem do jakiejś jednostki wojskowej zimą na przysięgę. Nic nie pamiętam prócz, że żołnierz zabrał nas na stadion X lecia, bo tam tanie ciuchy i skolko inne godno. Był rozczarowany. Nic w tym badziewiu nie było interesującego. Nie rozumiał, że idę w Namysłowie do sklepu Dallas i w nim kupuje polskie marki spodni, szyte na miejscu we Wrocławiu, że stać mnie na zapłacenie stu złotych za parę i na prawdziwą jakość.

Styczeń 2018 roku. Przyjechaliśmy ekspresem intercity z Katowic. Potem metrem gdzieś hen w Warszawę i potem jeszcze dalej w Warszawę aż za Służewiec do Centrum Edukacji Marii Montessori. Jedni na egzamin, a my do Świątyni Opatrzności Bożej. Kardynał Glemp miał rację sytuując ją w tym miejscu. Dookoła osiedla i osiedla, a więc dziesiątki tysięcy wiernych i pieniądze na budowę i wykończenie. Wewnątrz na razie jak Tauron Arena w Krakowie, czyli bury beton, ale powinni w niej robić koncerty, choćby muzyki poważnej. Rewelacyjna akustyka. Podziemi i Panteon Narodowy. Msza i tysiące wiernych. Warszawa nie do końca jest zateizowana i scertolna tym owczym pędem do nowoczesności. Podobała nam się podróż metrem. Niepodobała Warszawa poza centrum. Kicha - jakby powiedział Wiech.

Jeszcze kiedyś w latach początkowej drugiej dekady pierwszego stulecia trzeciego millenium pojechałem po polsko-hiszpańskie małżeństwo na Okęcie. Taras widokowy jak go zbudował Bierut, takim chyba jest do dziś i znowu chce się powiedzieć za Wiechem - w kit i na szybę, proszie ja publiki szanownej. Drożyzna nad drożyzny, stąd trzeba brać termosy w takie miejsca z kawą i herbatą. Po co wspierać chciwość?

A więc pięć razy. W innych miejscach był na przykład syn, więc widziałem na zdjęciach, choć korci mnie czasem pospacerować śladami Jerzego Pilcha i jak on szydzić z demonstrujących tam wszelkie maść demonstrantów na tej głównej arterii czy tam deptaku. Czasem przejeżdżam przez Łorsou jadąc Pendolino do Gdyni. PGE Narodowy w miejscu stadionu X lecia wygląda pięknie i zachody słońca nad Wisłą widziane z fiatowskiego składu są cudne. Może kiedyś z jakąś wycieczką lubo pielgrzymką. Może...wszystko się może zdarzyć, jak śpiewa Warszawa przyjeżdżająca do Żywca regularnie, regularniej niż Żywiec do swojej stolicy.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!