Menu
Gildia Pióra na Patronite

Łowy cz. II - Porwanie

Ancyk

W drodze na uczelnie zderzyłam się ze spacerowiczem. Chłopak o czarnych oczach najpierw uniósł wysoko brwi, jakby nie dowierzał temu co widzi, a następnie posłał mi tak mordercze spojrzenie, że wzdrygnęłam się i cofnęłam. Nie miałam pojęcia, co takiego złego mu zrobiłam, że tak dziwnie zareagował. Wymamrotałam tylko jakieś przeprosiny i poszłam w swoją stronę. W zasadzie prawie biegłam, byleby tylko uciec przed groźnym spojrzeniem nieznajomego. Zdyszana wskoczyłam za jakiś róg i biegiem puściłam się w kierunku wydziału. Musiałam tam dotrzeć okrężną drogą, bo ten dziwny typ kręcił się po głównej ulicy prowadzącej do WNS-u.

Bazgrałam z tyłu notatnika już trzecią godzinę pod rząd. Opiekunowie nie pojawili się u mnie od dwóch tygodni I to nie dawało mi spokoju. Zrezygnowali, czy też szykują jakąś niewybredną niespodziankę? Jęknęłam I szczerze zapragnęłam uderzyć czołem o blat stołu. Poczułam jak w kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Zapytałam profesora czy mogę na chwile wyjść. I tak nic nie rozumiałam z tej filozofii, więc co za różnica czy słucham wykładu na sali czy na korytarzu?
Gdy tylko opuściłam sale wyjęłam telefon. Jakiś nieznany numer. Przyłożyłam komórkę do ucha.
- Słucham?
- Mała? - Tego głosu nie mogłam pomylić z żadnym innym.
Westchnęłam i potarłam skroń. Czyli jednak nie odpuścili.
- Czego chcecie?
- Słuchaj, w mieście jest Łowca! Nie jestem pewien czy mnie dziś widział z Anthonym, ale ciebie zobaczył aż za dobrze i polazł za tobą do szkoły!
- Jak mógł mnie zobaczyć “aż za dobrze”? I co to za łowca?!
Nic nie rozumiałam.
- Zderzyłaś się z nim! Kto jak kto, ale ty to masz pecha! Na pewno zobaczył naszą aurę krążącą wokół ciebie. A Łowca... kim jest Łowca... z nazwy poznasz... niezbyt miły gość, który wziął sobie za punkt honoru wybijać takich, jak ja i Anthony. A jak się spojrzy, to aż ciarki przechodzą, lepiej takich unikać. Łowcy są niebezpieczni, dlatego natychmiast musisz opuścić zajęcia i biegiem do akademika. Uważaj tylko, żeby znowu cię nie śledził.
- Nie ma mowy.
- Co nie ma mowy?! Jak nas dorwie to już po nas! - wrzasnął do słuchawki nowy głos. Jednak na tym Anthony nie zamierzał skończyć: - Łowcy podłe bestie, takim nie wiara, słyszysz?! Musisz uważać! I migiem do akademika!
- No przecież mówiłam Kitsunebiemu, ze nie ma mowy! Mam zajęcia, nie mogę zrywać się z zajęć tak jak wy!
- Oboje dobrze wiemy, że nie słuchasz profesorów i na tych ćwiczeniach nic nie robisz – stwierdził Anthony.
Aż się zakrztusiłam.
- Tak? A co to za opiekun, który mówi, żeby unikać szkoły?! Jesteś beznadziejny Anthony!
- Anthony? A więc tak ci się przedstawił? - zapytał jakiś aksamitny głos zza moich pleców.
Podskoczyłam i obejrzałam się za siebie. Przy barierkach stał ten czarnooki chłopak z rana i uśmiechał się jak kot, który złapał wyjątkowo tłustą mysz.
- A ty jak długo tu jesteś? - wypaliłam zdenerwowana. - To nie ładnie podsłuchiwać!
W słuchawce ktoś się zakrztusił.
- To Łowca? Łowca?! Stój i udawaj, że nie wiesz o co chodzi! Spróbuj go zbyć! Nie porwie cie przy ludziach, więc trzymaj się kogoś!
Nie porwie? Jakie “nie porwie cię przy ludziach”? Żołądek podszedł mi, aż do gardła zabierając po drodze serce walące jak dzwon. Ten obcy chce mnie porwać? Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach.
Chłopak zmarszczył brwi, a jego wargi złączyły się w pionową linię.
- Nie pyskuj do mnie dziewczyno.
Zupełnie jakbym otrzymała cios w policzek.
- A kimże ty jesteś? Moją matką?! Jedna mi wystarczy!
- Jestem cieniem – wycedził chłopak i zaczął powoli iść w moją stronę. - Poluję od dawna i nigdy nie zgubiłem tropu. Nikt mnie nie widzi, gdy tego nie chce. Jestem szybki, silny...
- Gwałtowny – wtrącił przez telefon Anthony.
- … i sprytny. Wiem co robię. - Wyszarpał mi z dłoni komórkę i zgniótł ją samymi palcami.
Na moment zapomniałam jak się oddycha. Ludzie tak nie potrafią! Jak on to zrobił?!
- Daisuke na pewno zna zasady.
- Jakie zasady? - zapytałam przełykając równocześnie ślinę. - Chwila... kto?
Łowca zaśmiał się szyderczo.
- Daisuke. Sześcioogoniasty lis z pomarańczowymi ślepiami, choć ty znasz go jako Anthonego – zapijaczonego kretyna...
Zastygłam z wrażenia.
- … twój Opiekun, Kreatorko. - Dokończył zadowolony Łowca.
- Ja już mam opiekuna, jest nim Kitsunebi – wykłócałam się.
- A więc, jeszcze ci wszystkiego nie wyjaśnili. To dla mnie idealna sytuacja – zadrwił czarnooki.
- Ale... - Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo łowca chwycił mnie za ramię i bardzo mocno je ścisnął.
- Chodź, dziewczyno. A spróbuj tylko zacząć krzyczeć to...
Naturalnie, jak każda inny porywana osoba, zaczęłam krzyczeć i wtedy otrzymałam cios w tył głowy.

724 wyświetlenia
24 teksty
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!