Menu
Gildia Pióra na Patronite

Le Col de Le Loup-2.

KompletnyBrakLogiki

KompletnyBrakLogiki

Urządzenie na nadgarstku wskazywało mi 17.50. Więc powrót do 'domu' zajął mi ponad godzinę. Niechętnie weszłam na podwórko i skierowałam się ku klatce schodowej. Od razu skierowałam się do pokoju i opadłam ciężko na łóżko. Ciekawe, co o mnie myślą osoby z klasy? Byłam tego bardzo ciekawa. Byłam również ciekawa, na jak dłudo uda mi się ukryć fakt, że tak naprawdę nie posiadam rodziców. I jak wtedy zareagują?

Obróciłam się na plecy. Patrząc w sufit, starałam się przypomnieć sobie jak wyglądała mama, jaki miała głos, oczy, włosy. Chciałam przypomnieć sobie jak najwięcej. Wszystko. Ale wraz z upływem czasu jest to coraz trudniejsze. Jej obraz się rozmywa, widzę wszystko jak przez mgłę. Głosu już niezbyt pamiętam, tylko ten radosny śmiech i dwa słowa, które pamiętam z jej dialogu z naszą sąsiadką Dorotą. Pamiętam, że miałam wtedy sześć lat, a mój młodszy o cztery lata brat spał w domu. Najmłodszego brata jeszcze nie było na świecie.
Pamiętam, że mama i pani Dorotka rozmawiały, a ja na dywanie koło stołu bawiłam się w stadninę koni. Wtedy to były moje ulubione stworzenia. Mama coś opowiadała, nawet nie pamiętam co, ale często powtarzała "ja mówię". Jednak słowa te wypowiadała tak szybko, że wychodziło jej zamiast tego- jamwie. Pamiętam też, że mówiły też coś o moim ojcu, który akurat pracował. Wyjechał do Niemiec i przyjeżdżał dwa razy w roku. I tak odkąd tylko pamiętam. Mówiły o nim i o wilkach. Nie wiem o co im wtedy chodziło. Nie ingerowałam w to. Dopóki nikt nie zagrażał mojej wyimaginowanej stadninie, to cały boży świat nie miał znaczenia.
Z transu myślowego wyrwał mnie telefon. Po pokoiku rozległ się dźwięk wiadomości. Było ich kilka, przez co dzwonek urywał się w połowie. Zaciekawiona spojrzałam się na urządzenie. Okazało się, że nagły natłok wiadomości pochodził z różnych medii społecznościowych. To klasa dodawała mnie do znajomych na wszystkim, na czym się tylko da. Chwilę od zaakceptowania wszystkich zaproszeń, rozległ się dźwięk przychodzących wiadomości. Kilka osób do mnie pisało. Ale pierwsza wiadomość, którą odczytałam, i na którą odpisałam, była od Sary.
Sara Cichmińska: Cześć Aila, jak 'robactwo'?
Ja: Jak zwykle, rozrabiają. Aż mam ich dość!
Sara Cichmińska: Heh, ja chętnie przyjmę do siebie te insekty😅 Lubię opiekować się dziećmi
Ja: A wiesz, że chętnie Ci ich oddam?😂
Ja: Zawsze chciałam być jedynaczką
Sara Cichmińska: A ja zawsze chciałam mieć rodzeństwo
Ja: A ja zawsze chciałam mieć rodzinę (Nie wysłano).
***
Długo rozmawiałam z osobami z klasy.

Jak na razie uchodzę za 'normalną'. To chyba dobrze.
Chyba.
Czuję się jak osoba z chorobą dwubiegunową. Co jest dziwne, ale wolę to przemilczeć. Puki co rozeznam się co interesuje moich rówieśników, na jakie tematy rozmawiają najczęściej. Które tematy mam omijać?
Nie wiem. Nie chcę o tym myśleć. Muszę zrobić coś, co pomoże mi się oderwać od szarej rzeczywistości. Na telefonie puściłam sobie film.
Avengers 1.
Czy to źle, że ich lubię? Że Loki Laufeyson jest moim ulubieńcem? Myślę, że nie. Chyba nie wybiją mnie za preferencje filmowe. Mam taką nadzieję. To byłoby już widoczne poszukiwanie punktu przyczepienia.
No cóż. Tak też bywa. Nie zważając już na nic wstałam, wzięłam ręcznik, piżamę i kluczyk od szafki, z której wzięłam żel i szampon. Poszłam się kąpać. Stojąc pod prysznicem miałam dziwne przeczucie, że coś się za jakiś czas stanie. Coś mnie zaskoczy i coś się zmieni. Zignorowałam jednak ten fakt, zalewając kark gorącą, niemal wrzącą wodą. Stałam tak do czasu, aż zrobiło mi się cieplej. Ten chłód ‘trzyma’ mnie odkąd ukończyłam czternasty rok życia. Po obudzeniu się w dniu tych urodzin miałam wrażenie, jakbym stała bardziej rozebrana niż ubrana pośrodku wielkiej śnieżycy. O tamtej pory czuję to codziennie, nawet w lato, choć słońce sprawia, że uczucie niezwykłego mrozu jest nieco mniejsze. Lecz mimo tego dalej odczuwam chłód.
W biegu nałożyłam na siebie puchową piżamę, nie wychodząc z kabiny prysznicowej. Wyjście zza kotary nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ może w każdej chwili ktoś tu wejść. Jedna z dziewczyn, wychowawca. Dziś na zmianie jest Julek, więc sytuacja mogłaby się skończyć nieciekawie.
Już ubrana poszłam do pokoju z numerkiem 9. Dokładnie naprzeciwko łazienki. Ogarnęłam się do końca, brudne ubrania rzuciłam do kosza, a ręcznik powiesiłam na wieszaku obok drzwi. Chwyciłam leżący na biurku telefon i zaniosłam do pokoju wychowawców. Zawsze je tam zanosiliśmy na noc. Wychodząc spojrzałam na stary zegar na ścianie. Godzina 21.27.
Spakowałam się jeszcze do szkoły i poszłam spać. Jutro zapowiada się ciężki dzień.
***
Noc. Wieje mroźny i rześki wiatr od strony bujnie rosnącego lasu. Stoję pośrodku jakiegoś ogrodu otoczonego starym, nieco poniszczonym i pordzewiałym ogrodzeniem. Zaczęłam się rozglądać. Oprócz lasu stoi tu też maleńki pensjonat. Do połowy wysokości budynku ciągnie się jasnobeżowa elewacja, reszta zewnętrznej powłoki hoteliku pokryta jest drewnem sosnowym. Obiekt wygląda na nowy. Wokół pensjonatu rozciąga się zarys wielkiego ogrodu w stylu barokowym, choć kompozycję psują pojawiające się gdzie nie gdzie ławy darniowe zastępujące nasze pospolite ławki.
Nagle moją uwagę przyciągnął ruch ze strony lasu. Czarny wilk podszedł do niestabilnej kraty. Mógłby ją zwalić bez problemu, ten jednak usiadł przed nią jakby nigdy nic. Siedział w bezruchu aby mnie nie wystraszyć, a jego złote oczy lustrowały mnie. Kiedy jego wzrok spotkał się z moim jego złote tęczówki przybrały odcień wiśni, a mnie ogarnęła potrzeba podejścia do niego i wtulenia się w jego ciemne futro. Z wilczego gardła wydobył się cichy warkot, który świadczył o jego wielkim szczęściu. Ja natomiast cieszyłam się, bo przeczuwałam, iż jego szczęście jest związane z moją obecnością w tym miejscu i czasie. Wilk podniósł się i zaczął kierować się w moją stronę. Gdzieś w moim brzuchu lata rój motyli, a po moim karku rozlało się to przyjemne ciepło, którego nie doznałam od tak dawna. Miałam wrażenie, jakbym przez sto lat siedziała w lodzie i jakby ktoś tak nagle mnie z niego wyciągnął. Moja skóra zaczęła odtajać, a ja z każdą chwilą coraz bardziej odczuwałam, jak bardzo zimno mi było przez ten długi czas. Moim ciałem znów zawładnęła potrzeba bycia jak najbliżej mojego wilka. Tym razem jednak była silniejsza niż wcześniej, więc zaczęłam stawiać kroki w jego stronę.
W pewnym momencie wilk stanął w półkroku. Ja również się zatrzymałam. Intuicja podpowiada mi, że zbliża się jakieś niebezpieczeństwo. Jego prawa łapa wisiała jeszcze w powietrzu lekko drżąc, a złociste oczy nerwowo skanowały przestrzeń wokół nas.
Gorzki zapach, trudny do bliższego opisania, dotarł do moich nozdrzy w momencie, w którym inny, widocznie starszy, rudo-brązowy wilk skoczył na mojego wilka. Zaczął go gryźć i szarpać, a złotooki próbował się bronić. Niestety marne były tego skutki. Starszy wilk jest o wiele silniejszy. Próbuję stłumić w sobie panikę, i skierowałam się ku nim. Mam wrażenie, że żaden z nich nie zrobi mi krzywdy. Jednak dojście do miejsca bójki uniemożliwia mi łańcuch na lewej kostce. Padłam na kolana. Drugi koniec łańcucha przymocowany jest do ściany pensjonatu. Usiadłam, próbując zdjąć łańcuch z kostki. Siłuję się z zimny metalem, wiedząc, że moje starania i tak są bezsensowne. A łzy, które lały się strumieniami z moich oczu dodatkowo utrudniały mi zadanie, zmniejszając mi widoczność.
Nagle do moich uszu doszło bolesne wycie czarnego i zwycięskie rudego wilka. Spojrzałam się w stronę walczących. Mój wilk leżał pod drzewem, a część jego ciemnego futra była pozlepiana i matowa. Nie ruszał się. Wielki ból ścisnął moje rozszalałe serce, a cichutki szept gdzieś z tyłu głowy powtarzał jedno, cholernie bolesne zdanie.
On nie żyje.
Wrzasnęłam. Mój krzyk wystraszył ptaki, które nagle zerwały się do lotu. Tarcza księżyca została zasłonięta ruchem ich czarnych skrzydeł.
Mój wzrok jeszcze raz podążył na miejsce zdarzenia. Tym razem zamiast wilka stał tam mężczyzna ubrany na czarno. Na twarz miał naciągnięty kaptur, przez co widziałam tylko fragment nosa i wąskie usta, wygięte w wyjątkowo krzywy uśmiech. Po chwili zaczął się otwarcie śmiać, co nie było zbyt przyjemne. Na myśl przychodził mi papier ścierny i hamujący pociąg.
-Tym razem będziesz już tylko moja, a rachunki się wyrównają skarbie- szepnął, a ja znów krzyknęłam.
Tym razem przez sen. Obudziłam kilka osób, w tym Wiktorię, dziewczynę, z którą dzielę pokój.
Rozpłakałam się. Moje ciało przeszły zimne dreszcze, a ja cała byłam mokra. Chłód, który we śnie zniknął, powrócił ze zdwojoną siłą. Nagle moje drobne ciało zostało objęte ramionami Wiki, która zaczęła głaskać mnie po plecach.
-Co tu się dzieje?!- wrzasnął dyrektor wpadając do naszego pokoju. Delikatnie otarłam łzy, spojrzałam na zegarek znajdujący się na prawym nadgarstku. 4.43.
-To tylko zły sen- szepnęłam próbując przekonać o tym samą siebie. W powietrzu dalej czułam ten gorzki zapach zmieszany z zapachem krwi wilka. Uniosłam wzrok na mężczyznę stojącego w drzwiach i uśmiechnęłam się blado.

2357 wyświetleń
24 teksty
3 obserwujących
  • 29 January 2021, 12:47

    Myślę że... Czekam na kolejny tekst tego Le col czy coś tam. Jak to tam zwiesz.