To niezwykłe wchodzić do mieszkania i wciąż czuć twój zapach. Intensywną woń twoich perfum, które jeszcze unoszą się w wąskim, ciemnym korytarzu. Zapach przypalonego omletu, który nie sposób wywietrzyć z tej niedużej, starej kuchni.
Nie opuszcza mnie to przedziwne, surrealistyczne uczucie, jakbyś wciąż czekał za drzwiami sypialni albo na fotelu w salonie, z przekrzywionymi okularami i wciąż grającym w tle telewizorem. Jakaś część mnie stale wierzy, że cię tam znajdę, w tych wszystkich miejscach, które tak niezaprzeczalnie naznaczyłeś swoją obecnością. Że odnajdę cię w tym naszym niewielkim, zagraconym mieszkaniu, które mimo upływu czasu wciąż oddycha tobą.
Jesteś tam jeszcze? Czy to tylko wiatr bawi się ze mną, rozdmuchując woń twojej wody kolońskiej z łazienki na korytarz, jakbyś właśnie minął mnie w drodze do kuchni?
Naprawdę dostałaś przepiękny dar zamykania chwil w słowach. Lekko, przyjemnie... a za razem boleśnie dajesz czytelnikowi obrazy. To naprawdę piękna zdolność; brakuje tu ostatecznie chęci poprawy - wedle zapisów słów. Dziś nie znalazłam "i" ale "że" też jest smutnym początkiem.