Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zamknij oczy

anathematise

anathematise

Stała za ogrodzeniem pastwiska, przyglądając się dwóm arabom. Konie były piękne. Jeden, stojący po prawej, izabelowaty ogier, połyskiwał grzywą w świetle zachodzącego słońca. Nieco dalej stała jej ukochana klaczka, którą dostała kilka lat wcześniej. Dokładnie znała, i odtwarzała w pamięci dotyk jej miękkich chrap, delikatny chód, iskierki radości w oczach. Kara pięciolatka była jej najlepszą przyjaciółką.

Otworzyła bramę i weszła na łąkę. Oba konie od razu podniosły uczy i oderwały się od skubania trawy, żeby zobaczyć, kto nadchodzi. Widząc ją, ogier powrócił do przerwanej czynności, a klaczka podbiegła do niej ochoczo.
- "Cześć, Persefono." – szepnęła całując ją w pysk na przywitanie. – "Co powiesz na małą przejażdżkę?"
Czarnulka spojrzała na nią smutno, po czym odwróciła wzrok na stojącego w głębi pastwiska towarzysza. Gdy znów spojrzała na dziewczynę, w jej oczach malowała się jeszcze większa rozpacz. Wiedziała, co czeka jej nowego przyjaciela.
Zefir, bo tak nazywał się koń, trafił do jej domu niecały tydzień temu, po niedzielnych zawodach. Kochał skakać. Kiedy pierwszy raz nastolatka zobaczyła go na treningach, pomyślała, że jest to najszczęśliwszy koń na świecie. On nie przeskakiwał przeszkód, tylko nad nimi przelatywał. Wydawało się, że nic nie jest dla niego za wysokie. I do niedzielnych zawodów nie było.
Rano padał deszcz, i na torze zostało kilka błotnistych kałuż. Arab przeskoczył jedną, pewnie myśląc, że to przeszkoda, przez co o wiele skrócił podbieg do następnej. Nie przeskoczył. Upadł.
Jej rodzice byli miejscowymi weterynarzami, więc to do nich trafił Zefir. Ojciec stwierdził , że to wyjątkowo paskudne, podwójne złamanie przedniej nogi. A to oznaczało, że koń już nigdy nie będzie mógł skakać. Ośmiolatek został z nimi przez tydzień. Codziennie do niego chodziła, żeby zmieniać opatrunek i sprawdzać gojenie, które szczerze mówiąc, nie następowało. A arab mizerniał w oczach. Brakowało mu skoków. Zupełnie jakby bez tego życie nie miało sensu.
Wczoraj jego właściciel wyszedł ze szpitala i od razu przyjechał go odwiedzić. Widziała łzy w jego oczach, kiedy stwierdził, że zostawiając Zefira przy życiu, tylko by mu zaszkodził. Za godzinę ogier miał zostać uśpiony.
Właśnie dlatego chciała wziąć Persefonę na przejażdżkę. Wiedziała, że obie nie są w stanie tu zostać, kiedy to się stanie. Przywiązały się do niego. I nie mogły znieść myśli, że to jego ostatni zachód słońca.
Odrzucając złe myśli jeszcze raz ucałowała klaczkę, po czym ruszyła w kierunku drugiego konia. Zatrzymała się kilka metrów przed nim, czekając na reakcję. Podniósł łeb i powolnym krokiem ruszył w jej stronę. Kulał. Na sam jego widok krajało się serce. Patrząc na niego teraz, nie widziała żadnego podobieństwa, do Zefira, którego widywała na treningach.
- "Już dobrze... "– powiedziała przełykając gulę w gardle, gdy wtulił w nią swój pysk. Nie mogła się teraz rozpłakać. Nie przy nim. – "Masz piękną grzywę, wiesz?"
Prychnął w odpowiedzi. Wiedział.
- "Och, Zefir... "– jęknęła ze smutkiem przytulając się do jego szyi.
Po chwili poczuła, że do uścisku dołączyła również jej klaczka. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzkach zaczęły cieknąć łzy. Oto miała przy sobie dwa wspaniałe konie, z których jeden miał niedługo umrzeć. Była zrozpaczona, ale i tak wiedziała, że to nic w porównaniu z tym, co czuje właściciel araba. W końcu, ona znała Zefira niecały tydzień. On ponad osiem lat.
- "Norah!" – usłyszała wołanie ojca.
Szybko otarła łzy i odwróciła się w kierunku, z którego dobiegał głos. Jej tata stał przy bramie z siodłem. Już zapomniała, że wcześniej poprosiła go o przygotowanie ekwipunku. Ostatni raz pocałowała ogiera i mocno go uścisnęła.
- "Jesteś wspaniały." – szepnęła mu na ucho. – "Wspaniały we wszystkim, co robisz. Nie zapominaj o tym, dobrze?"
W odpowiedzi koń szturchnął ją pyskiem. Patrząc mu w oczy niemal widziała, jak mówi jej, że wszystko będzie dobrze. Że sobie poradzi, i żeby nie kazała swojemu ojcu dłużej czekać. Był spokojny. Wiedział, co go czeka, a mimo to zachowywał się, jakby zgadzał się z tym wyrokiem.
- "Przepraszam..." – szepnęła jeszcze, wypuszczając z oczu kolejne łzy, po czym odwróciła się i chwytając Persefonę za uzdę ruszyła w kierunku bramy.
Ojciec od razu zobaczył, jej łzy, pomimo tego, że na bieżąco je wycierała. Zostawił siodło na ogrodzeniu i wchodząc na pastwisko mocno ją uścisnął. Dziewczyna bez wahania wtuliła się w jego ramię.
- "W porządku, Norah. Wypłacz się." – rzekł głaszcząc ją po głowie.
- "Tato, czy to naprawdę konieczne?" – wyszlochała. – "Przecież nie musimy go zabijać. Ja się nim zaopiekuję. Mamy jeszcze kilka wolnych boksów i..." – przerwała, znów zanosząc się płaczem.
Nie musiał nic mówić. Wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Przecież nie mogła trzymać Zefira przy życiu, jeśli coś, co kochał najbardziej, zostało mu odebrane. To by go zniszczyło. To już go niszczyło, a minął dopiero tydzień bez skoków. Nie mogła złamać mu serca.
Ale z kolei jego śmierć łamała jej serce.
- "Tato, co mam zrobić?" – zapytała. – "Muszę pozwolić mu odejść, ale nie mogę... To wbrew mnie... To jakby..." – zamilkła poszukując dobrego porównania.
- "Wiem, kochanie." – spokojny głos ojca podnosił ją na duchu. – "Wiem..."
- "Więc powiedz mi, co mam robić? Dlaczego ty nic nie czujesz?" – wyrwała się z jego objęć. – "Dlaczego jego los jest dla ciebie obojętny? Dlaczego pozwolisz mu umrzeć?"
- "Bo tak będzie dla niego lepiej."
- "Nieprawda!" – krzyknęła przez łzy. – "Jesteś po prostu zwykłym sadystą, który zaraz wstrzyknie truciznę w... "- głos jej się załamał, jednak nie przestawała mówić. - "I jego serce... I on już nigdy... "
Bezsilna upadła na trawę. Schowała twarz w dłoniach i płakała. Razem ze łzami jej ciało opuszczała cała furia, wściekłość i niezrozumienie. Była słaba. Wszyscy uważali, że jest silna, że nigdy się nie poddaje, ale to była nieprawda. W rzeczywistości była łamliwa, jak szkło.
- "Co mam robić...?" – zapytała cichutko.
- "Zamknij oczy." – usłyszała odpowiedź ojca. – "Zamknij oczy i wyobraź sobie Zefira, skaczącego przez przeszkody. Wyobraź sobie, że wygrywa ogromny puchar i niebieską wstążkę. Wyobraź sobie, jak pozuje do zdjęć, które będą do pokazywały na okładkach gazet i podręczników jeździectwa. Wyobraź sobie jego radość, jaką by odczuwał." – przerwał na chwilę. – "A teraz otwórz oczy i spójrz na niego."
Zrobiła jak kazał. Ujrzała konia, który nawet swoją postawą wyrażał rozpacz. „On już nigdy nie będzie skakał” - powiedziała sobie w myślach.
- "On już nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy." – dopowiedział jej ojciec. – "Dlatego odpowiedź na twoje pytanie jest prosta. Wiesz, co masz robić? Masz go pamiętać. Ale nie takiego, jaki jest teraz, tylko takiego, jakiego go sobie wyobrażałaś. Wspaniałego, dumnego czempiona, który kocha skoki całym swoim końskim sercem."
Chwilę potem siedziała na Persefonie i wyjeżdżała za teren ośrodka. Skierowała się na leśne ścieżki, na których prawie nikt nie jeździł. Chciała być sama, ze swoją najlepszą przyjaciółką. Chciała w spokoju rozmyślać nad życiem izabelowatego ogierka, który był najwspanialszym skoczkiem, jakiego znała.
Jeździła długo. Kiedy wróciła, było po wszystkim. Ojciec wskazał jej miejsce, gdzie zakopali ciało araba. Zanim jednak tam poszła, skierowała się do ogrodu. Ścięła jedną herbacianą różę, która kolorem przypominała jej maść konia. Kiedy znalazła się nad świeżo przekopaną ziemią znów ogarnęły ją wątpliwości. Jednak tym razem wiedziała, co robić.
- "Zamykam oczy" – szepnęła, ze łzami kładąc różę na ziemi. – "Zamykam oczy i pamiętam cię, Zefirze."
"I nigdy nie zapomnę" - dodała w myślach, po czym opierając się na boku klaczki ruszyła w kierunku stajni.

185 wyświetleń
11 tekstów
2 obserwujących
  • ~ Ariadna ~

    5 July 2012, 20:38

    Pięknie, tekst jest prześliczny. Taki prawdziwy ; *