Menu
Gildia Pióra na Patronite

Susie

CarmenCarmen

CarmenCarmen

1.

Są dni, kiedy staram się przypomnieć sobie Susie jak najdokładniej. I nie wiem, czy uznać to za przekleństwo czy raczej za coś wyjątkowego, ale uwagę od każdego szczegółu na jej twarzy odwracały wielkie, szmaragdowe oczy. Były ogromne. To nie jest przesadzone określenie. Wielkie, gigantyczne, piękne. Wielu ludzi mówiło jej, że z urody przypomina te porcelanowe lalki, które były wtedy tak pożądane przez małe dziewczynki. Tak drogie, że mogli sobie na nie pozwolić rodzice tylko z najbogatszych rodzin. Jednym spojrzenie Susie różniło się od spojrzeń małych laleczek. Nie było puste. Patrzyła tak mądrze, a równocześnie przenikliwie, że mimo, iż znałyśmy się tak długo, nieraz czułam zakłopotanie. Wydawało mi się, że tymi oczami potrafi zajrzeć do każdej z moich myśli. Peszyło mnie to, napełniało niepokojem jak i zachwytem. Zieleń, głęboko osadzona w oczodołach, otoczona była wachlarzem grubych czarnych rzęs, które niesamowicie kontrastowały z jej blond włosami, o które dbała chyba najbardziej. Często je czesała. Śmiałam się z niej wtedy, żeby uważała, bo wszystkie jej wypadną. Wtedy robiła jedną z tych swoich uroczych min, która miała pokazać mi, że mówię kompletne głupoty i żebym zmieniła temat.
Susie. Jedyna tak się do niej zwracałam. Wszyscy mówili do niej Susanna, bo uważała, że jest to bardziej wykwintne i piękniejsze. Pamiętam dokładnie dzień, kiedy powiedziała do mnie:
Ruth, jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Pozwalam ci wołać mnie Susie. Z twoich ust brzmi to tak pięknie, że każdy będzie zachwycony, zobaczysz!
I po tym się uśmiechnęła, a ja podziękowałam jej spojrzeniem. Odczytywała spojrzenia wszystkich w bezbłędny sposób. Patrzyła głęboko w oczy i widziała odpowiedzi na każde pytania, rozpoznawała każdy nastrój, każde kłamstwo. Susie nie dało się oszukiwać. Nigdy nie chciałam tego robić, więc nie przeszkadzał mi jej „dar”. Przeszkadzał za to chłopcom, którzy skrycie się w niej podkochiwali w naszej szkole. Tak strasznie imponowało mi, że przechodziła obok nich z podniesioną głową, jakby zwyczajnie dla niej nie istnieli. Mimo wszystko nie była osobą wypraną z uczuć. Mnie darzyła ogromnym uczuciem, jakim każdy powinien obdarowywać swojego przyjaciela. Nieraz w naszych rozmowach przewijał się temat chłopaków. Potrafiła obiektywnie ocenić wygląd i zachowanie poszczególnych. Kiedyś był w naszej szkole taki jeden, za którym każda dziewczyna rzuciłaby się w ogień. Niestety, należałam do tej ogromnej grupki. I dopiero Susie uświadomiła mi, jaki błąd popełniam robiąc coś takiego. Twierdziła, chyba jako jedyna, że jest zadufanym w sobie podrywaczem, który myśli, że może mieć każdą. Czy to nie zabawne, że później byli parą przez trzy lata? Czasami nie rozumiałam mojej przyjaciółki. Wszystko w niej było wyjątkowe.
Pamiętam dzień, kiedy się poznałyśmy. Przyszłam do liceum jako osoba dość niepewna siebie, chociaż mająca swoje własne zdanie i potrzebę wygłaszania go calutkiemu światu. Apel rozpoczynający rok szkolny odbył się na placu przed szkołą dlatego to, że aula została zalana przez niesfornych uczniów trzecich klas. Pięknie zaczynają, pomyślałam, lekko rozbawiona przerażoną miną dyrektora, próbującego przekrzyczeć tłum poruszonych nastolatków. Patrzyłam na tęgiego mężczyznę, który zwykle wydawał mi się być kimś odważnym, nie mającym żadnych kłopotów, kiedy desperacko machał rękami w celu zwrócenia na siebie uwagi i nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. Nauczycielka, która stała najbliżej mnie, w ciemnych okularach i z ogromną chustą na głowie, zmiażdżyła mnie wzrokiem, co automatycznie zamknęło mi usta.
Dyrektor szepnął coś do postaci odwróconej do mnie plecami. Zauważyłam długą zwiewną sukienkę w kolorze miodu, czarną obcisłą bluzkę starannie włożoną za gumkę spódnicy i ciemne wysokie buty. Jasne blond włosy poruszyły się gwałtowanie, ich posiadaczka najprawdopodobniej gorąco potakiwała, zgadzając się z czymś, co mówi dyrektor, który podziękował jej uśmiechem. A przecież Susie wystarczyłoby spojrzenie.
Tak, to była Susanna. Weszła na niewielką scenę i nagle wszyscy umilkli, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Patrzyłam prosto na nią, kiedy zaczęła swoje przemówienie.
Jako przewodnicząca szkoły chciałabym was poprosić tylko o chwilę cierpliwości, zaraz sala gimnastyczna zostanie dla nas przygotowana i wszystko odbędzie się tak jak powinno. Nie krzyczcie tak, proszę.
Powiedziała to takim głosem, że każdy, bez wyjątku, uśmiechnął się. To były pierwsze słowa, które usłyszałam z ust Susie, mojej najlepszej przyjaciółki. Miała najpiękniejszą barwę głosu na świecie. I stawał się z dnia na dzień jeszcze piękniejszy, kiedy zaczęła mówić do mnie więcej i więcej...

2.

Często rozmawiałyśmy o bardzo poważnych sprawach. Może miałyśmy wtedy po siedemnaście lat, ale zawsze byłyśmy jakoś ponad resztą dzieciaków z naszej szkoły. Na przerwach stałyśmy z nimi, śmiałyśmy się z żartów chłopaków, którzy za wszelką cenę starali się zwrócić na siebie w jakiś sposób uwagę Susie, oglądałyśmy najnowsze magazyny, które przynosiła Margarett. Jej ojciec pracował w prasie i wszystkie drukowane nowości nasza koleżanka miała zawsze pod ręką, w swojej skórzanej czarnej torbie, której zawsze jej zazdrościłam.
Nie uważałam się nigdy lepszą od innych, ale przy Susie trudno było czuć się inaczej. Obdarowywała mnie znaczącymi spojrzeniami, które rozumiałyśmy tylko my dwie, uśmiechała się do mnie bardzo często, machała do mnie, kiedy biegła spóźniona na jakąś lekcję. Chociaż nie wiem po co biegła, skoro nauczyciele wybaczyliby jej wszystko. Była bardzo nieuchwytna. Potrafiła często rozmawiać ze mną i w pewnej chwili spojrzeć w jedną stronę, krzyknąć, że zapomniała o czymś bardzo ważnym i uciec. Zanim później nie powiedziała mi o czym sobie przypomniała, umierałam z ciekawości.
Ubrania miała piękne. I nie potrzebowała wcale góry pieniędzy, żeby wyglądać schludnie i oryginalnie. Każda dziewczyna w szkole jej zazdrościła. Ja oczywiście też. Ale ona tylko mówiła wtedy, że jestem głuptaskiem, bo sama wyglądam świetnie. Miała przy tym taką minę, że nigdy jej nie wierzyłam. To jedyna jej wada, którą w niej odkryłam. Lubiła ubarwiać historie. Ale dalej robiła to w taki słodki sposób, że jej kłamstewka umykały między innymi słowami.
Susie miała w sobie niezmierzone pokłady miłości i wyrozumiałości. Patrzyła na mnie, kiedy byłam smutna i czekała, aż coś powiem. Nigdy nie chciała być nachalna. Czekała. Cokolwiek miałoby się nie dziać, Susie czekała na jakikolwiek odzew z mojej strony. I nie odchodziła nawet wtedy, gdy wiedziała, że w domu mama da jej nieźle popalić za spóźnienie. Wtedy nawet się jej nie tłumaczyła. Mówiła, że była komuś potrzebna. Nic więcej. A jej mama rozumiała prawie wszystko, więc nie pytała o nic więcej, tylko głaskała swoją kochaną córeczkę po głowie, kiwając głową. Bała się o nią. Tak samo jak i ja, kiedy znikała na więcej niż dobę.

3.

Nigdy nie pojmę, dlaczego to się stało. Co takiego zrobiła moja najlepsza przyjaciółka? Komu zrobiła krzywdę, kiedy w stosunku do mnie była najwspanialsza? O raku mózgu dowiedziała się na pięć tygodni przed rozpoczęciem wakacji. Tego dnia podeszła do mnie z kamiennym wyrazem twarzy i oznajmiła:
Ruth, nie wiem czy dożyję do naszego wyjazdu nad jezioro.
Patrzyłam w jej oczy, kiedy powtarzała mi wszystko, co usłyszała od lekarza. Trzymałam ją z całych sił za rękę, zaciskając zęby, żeby za nic w świecie nie rozpłakać się zanim ona siedziała bez ani jednej łzy na policzku. Nie poznałam w swoim długim życiu takich słów, żeby wyrazić, co się czuje w takich chwilach. W żadnej książce, czy po francusku, włosku, angielsku czy hiszpańsku. Nigdzie nie znalazłam odpowiedzi na to, co się wydarzyło. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam pustkę w tych wielkich oczach, wystraszyłam się, że taką Susie mogłabym zapamiętać.
Dożyła do wyjazdu. Przeżyłyśmy ostatnie chwile wspólnie. Cieszyła się, że jest ze mną. Tylko, że tym razem zmieniła się jedna rzecz. Susie, jak nigdy przedtem, patrzyła na wszystko tak dokładnie, że często musiałam jej przypomnieć gdzie się znajduje.
Dlaczego cały czas to robisz? - zapytałam ją w końcu, kiedy pytanie nie mogło wytrzymać na uwięzi. Dokładnie rozczesywałam jej włosy, które przeraźliwie zaczęły wypadać.
Bo boję się, że pominę najważniejsze szczegóły, wiesz? Że zapomnę twoją twarz, najpiękniejsze chwile. Co wtedy, Ruth? Świat jest taki niesamowity i zauważyłam to ze zdwojoną siłą dopiero teraz. A tak nie wolno. Bo nie mam już szansy korzystania z niego. - Przełknęła łzy z wielkim trudem. - Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Że będziesz korzystać z życia ze wszystkich swoich sił i nie zapomnisz o żadnej z przeżytych chwil. Zapisuj, notuj, śpiewaj. Rób wszystko, na co nigdy nie miałaś odwagi. Dla mnie. Obiecujesz?
Obiecałam spojrzeniem. I nie zrozumiem tego nigdy dlaczego zaczęłyśmy się śmiać.

4.

Na pogrzeb nie poszłam. Chciałam zapamiętać Susie znad jeziora, kiedy czesałam jej blond włosy, a nie z wielkiej drewnianej trumny. Jej ostatni śmiech, ostatnie łzy i ostatnie przytulenie. Teraz mam pięćdziesiąt lat, a tęsknię tak samo jak dwa tygodnie po śmierci mojej najlepszej przyjaciółki. I może to dzięki niej zaczęłam naprawdę żyć. Mimo że czasami nie miałam siły na nic, przypominałam sobie słowa, które zapisałam sobie wszędzie gdzie się dało. Również z tyłu zdjęcia, które zrobiłyśmy sobie wtedy razem. Nad tym jeziorem. Często tam wracam. I zastanawiam się, czy tam gdzie trafiła Susanna, jest dobrze. Ale przecież wszędzie gdzie pojawiała się moja najlepsza przyjaciółka, wszystko milkło z cichym westchnięciem zachwytu. Pozostała wiecznie młoda. Moja kochana, piękna Susie Ruth Harvey.

255 wyświetleń
5 tekstów
0 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!