Menu
Gildia Pióra na Patronite

***

fyrfle

fyrfle

RZECZ O PUSZCZANIU PAWIA
TRZECIA ODSŁONA TRZECIEJ ODSŁONY

ZA Jakiś, ale dłuższy czas lejdi Glamnis przywiozła prokuratora Wasaras. Ten po czterdziestoletni facet, jak zwykle palił czerwone Marlboro, których to wypalał do trzech paczek dziennie. Przeszedł całość miejsca zdarzenia wzdłuż i wszerz i zdecydował, że trzeba szybko porobić oględziny ciałom i zabrać je stąd do prosektorium, nim zaczną puchnąć i pękać. Zaraz też poprosił dowódcę strażaków, by wysłał ludzi na węzeł , by w cepeenie kupili kilka flaszek dobrze zmrożonej wódki. Oględziny postanowił pisać sam, a widok był co najmniej trudny, więc uznał, że wódka należy się im jak psu micha z wodą. Dowódca strażaków też był jak najbardziej za i star pojechał. Powoli tak zwane czynności wykonywały się, a ich uczestnicy od czasu do czasu szli do stara zaparkowanego 50 metrów za ostatnim ciałem, by napić się setkę czy pięćdziesiątkę wódki. Niektórzy zapijali koka kolą lub fantą, inni nie. Lejdi Kavdor pisała w strażackim starze, który stał obok ciała kobiety zwisającego z bariery. Od czasu do czasu jej wzrok zahaczał mimo wszystko o barierę. W pewnym czasie uświadomiła sobie, że z metr przed ciałem leży na trawniku jakiś strasznie krwisty podrób ludzki. Gdzieś podświadomie jej mózg pytał, co to? Pisała i pisała, a odpowiedź przyszła sama, bez jej zaangażowania. Toż był krąg z kręgosłupa obrośnięty nerwami i mięśniami. Jeszcze raz, teraz świadomie popatrzyła na pokiereszowane ciało i plamę krwi sięgającą do połowy pasa ruchu. Mój Boże! - pomyślała. Nic mnie to nie rusza, zero odczuć, ja pewnie dlatego nie kocham, nawet nie wiem co to za uczucie. Mężczyzn traktuje jak chleb i nic poza tym. Przerwała pisanie i wyszła ze Stara, by pójść napić się wódki na przeciwległy koniec tej jatki. Musiała przejść kilkaset metrów. Po drodze mijała nie chcąc nadepnąć czekolady, cukierki, ciastka, zabawki, ciuchy, książki...Tak wieźli ze sobą kilkanaście książek. Były to klasyki Wydawnictwa Dolnośląskiego: Bracia Karamazow czy Dobry Wojak Szwejk. Uśmiechnęła się wewnątrz. Mieli te same gusta, też do domu przychodziły jej te same pozycje. Zamyślona omal nie wpadła na ciało ojca, straszliwie poskręcane i okrutnie pokaleczone, które trwało w ciemno - purpurowej plamie krwi spływającej do lewej krawędzi pasów ruchu. Poszła dalej studiując tę makabrę. Znowu podnosiła nogi nad artykułami AGD, kawą Jacobs Kronung i Albrecht. proszkami do prania OMO i ARIEL,..Po kilkudziesięciu metrach zaczynała się krwawa plama , jakby ścierą krwi ktoś przeciągną po zrogowaciałym hitlerowskim betonie. Kończyła się ciałem blond włosej dziewczynki, której twarz wyglądała tak jakby spała. Była pełna spokoju i ufności w to co podarował jej los. Zwróciła uwagę na to, ze przed ciałem chropowaty beton był już w kawałki skóry i mięsa, które wyrywały się ze ślizgającego się po nim jak po tarce ciała. Nie roztrząsała czy to sprawiedliwa czy nie ta jej śmierć - dziewczynki co niczego nie zaznała w życiu, bo to była niesprawiedliwa śmierć, jak niesprawiedliwą jest każda śmierć przed siedemdziesiątką. Coś innego ją niepokoiło, ale co? Pomyślała chwilę i już miała odpowiedź. Niepokoił ją i wręcz drażnił wdzierający się w jej nozdrza zapach krwi. Słodko - cierpki, który na tym skwarze zdawał się podwajać i potrajać swoją destrukcyjną moc. Osiadał w nozdrzach, wargach, zębach, aż kubki smakowe były jego pełne. Ruszyła dalej , potykając się i depcząc wędliny pakowane próżniowo oraz margaryny Delikata.A tu jeszcze ten chłopiec, który spokojnym, ufnym wzrokiem patrzył w słońce, jakby biorąc je na przetrzymanie. Czuła, że przesiąka smakiem, zapachem śmierci i że staje się ona częścią jej. Jakieś sto metrów zostało do czerwonego Stara, zaczęła biec. Gdy dobiegła krzyknęła wręcz do młodziutkiego strażaka. Lej! Qrva lej! Proszę! Upiła jakąś pięćdziesiątkę z literatki i wypłukała zęby i gardło. Wypluła, a potem delikatnie łyk po łyku napawała się zimną wódką, która powróciła ją do swojego ja. Jej odczuciami mógłby podzielić się każdy z celebrujących tę niedzielę tutaj, dlatego też wódka miała wzięcie jak hostia w kościele. Teraz musiała wrócić, ale tym razem przeskoczyła barierę i szła szybko pasem zieleni. Kierowcy na przeciwnej nitce, jak to rodacy - zwalniali ciekawscy i patrząc...wymiotowali.

Na razie.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!