Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mrok

Parnaczka

Rozdział I:Mrok

Czarne suknie, czarne garnitury i kapelusze. Wkoło mnie jedynym kolorem była czerń. Tylko trawa i słońce raziły w oczy. Tylko one żyły pełną piersią. Obok mnie i taty stała duża grupka ludzi. Każdy podchodził i mocno nas ściskał. Ola trzymała dłoń na moim ramieniu i nie pozwalała mi się załamać. Tata ścierał łzy, spływające po policzkach. Nie mogłam znieść, faktu, że mój tato cierpi. Nie wiedziałam do końca, co się dzieje, gdzie jestem i dlaczego wszyscy składali nam kondolencje. Popatrzyłam na kartkę z imieniem i nazwiskiem zmarłego. Maria Bogacz, żyła lat 39. Moja mama umarła…
- Nie!!! – Jakiś głośny, przerażający głos, obudził mnie. Zerwałam się z łóżka
i zorientowałam, że to ja krzyczę i płaczę jednocześnie. No tak, przecież na samą myśl, wspomnienie o śmierci mamy nie marzyłam o niczym jak o tym, by wszystko było jak dawniej. Zaczynałam nienawidzić otaczający mnie świat. Za jego wrogość, za istnienie tak wielu podłych ludzi, za niesprawiedliwość. Jednak, kiedy wszystko wracało do normy, znów kochałam przyrodę, ludzi, którzy zrobili dla mnie tak wiele. Dziękowałam Bogu za urokliwe krajobrazy, za słońce, które budziło mnie każdego ranka, za księżyc, śpiewający mi kołysankę do snu każdego wieczoru, za gwiazdy, opowiadające mi bajki o księciu na białym rumaku,
za ludzi, których tak kochałam i bez, których żyć bym nie potrafiła.
- Słyszałem jak krzyczysz. Wszystko w porządku?
- Przepraszam, tato, ale…
- Ciii, nic nie mów…musimy to przetrwać. Damy radę, razem.
- Płakałeś…
- Aniu – podszedł do mojego łóżka i mocno mnie przytulił – Czasami trzeba płakać, może słone krople zmyją z naszych twarzy smutek. Dlatego zawsze nazywam to dobrym płaczem.
- Kto wie, co niesie ze sobą przyszłość. Może pozwoli spaść ci na cztery łapy, ale i może podciąć ci skrzydła i nie dać wzbić się w przestrzeń.
- Kocham cię. Jesteś do mamy strasznie podobna, wiesz.
- Też cię kocham, tatusiu – ścisnął mnie mocno i wyszedł.
Wygramoliłam się z łóżka i podbiegłam do szafki, żeby wyjąć album.
Otworzyłam go i już na początku było zdjęcie: z rodzicami, pierwszego dnia.
Mama była zmęczona, ale jej niebieskie oczy błyszczały z radości. Tato zawsze twierdził, że mam podobne iskierki, co oznacza, że jestem wyjątkowym człowiekiem. Przewróciłam
na następną stronę. Zima 2000, razem z mamusią na sankach. Ledwo odczytałam moje pismo
z podstawówki, ale uśmiechnęłam się na wspomnienie, jaka mama była pełna życia. Kochała je i żyła pełną piersią. Nie bacząc na przeciwności losu. Kolejne zdjęcie dotyczyło moich czternastych urodzin. W dłoni trzymałam nową komórkę i uśmiechałam się do mamy i tata.
Wspomnienie sprawiło, że mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie, ostatnie zdjęcie skutecznie wypędziło lepszy nastrój. W szpitalu. Drugi dzień świąt. Nie musiałam patrzeć na zdjęcie, żeby przywołać każdy element tej tragedii. Mama leżała blada na łóżku a ja obok niej. Miałam nieskończone 16 lat. Patrzyłam na moją przyjaciółkę załzawionymi oczami. Chociaż były smutne, przepełnione bólem ciągle tliła się weń nadzieja, że wszystko będzie tak jak dawniej. Przegapiła moje 16 urodziny w styczniu a obiecała mi, że spędzimy go tylko we dwie. Niestety już się nie wybudziła, zmarła 21 maja. Zamknęłam album, mimo to ciągle chciałam myśleć o mamie. Zaczęłam zastanawiać się, jakie zyskałam po niej cechy. Byłam raczej podobna do ojca niż do niej. Trochę nad myślałam, bo chciałam, żeby pozostała we mnie jakaś cząstka ukochanej osoby. Analizowałam cechy charakteru i usposobienie mojej mamy. Na końcu doszłam do wniosku, że jestem dokładnie jak ona. W każdej stresowej sytuacji wyżywałam się na innych, ale za to też walczyłam o swoje. Ufałam tylko dobrze poznanym osobom. Kochałam bezgranicznie. Byłam raczej typem samotnika, outsiderem. Byłam także realistką. Wszystko widziałam w odpowiednich kolorach.
Pamiętałam tydzień przed śmiercią mamy. Wszyscy chodzili i udawali szczęśliwych, bo stan mamy się poprawiał. Lekarze nie wiedzieli nic, ale zauważali poprawę. Jedynie ja, powtarzałam im, że to niekoniecznie musi tak wyglądać, jak lekarze mówią. Przecież oni się czasem myślą. Kiedy mówiłam, że to koniec ojciec myślał, że zwariowałam. Tak bardzo się bałam, ale nie potrafiłam się pozbyć mojej intuicji. Rzadko mnie zawodziła i często na niej polegałam, ale wtedy w szpitalu… Nie potrafiłam sobie wybaczyć, że nie pozwoliłam ojcu cieszyć się ostatnimi chwilami z mamą. Przecież mógł być szczęśliwy przez ten tydzień, dopóki…przeszły mnie ciarki i natychmiastowo zamknęłam furtkę ze wspomnieniami. Lubiłam także pomagać innym. Dawało mi to wielką przyjemność, której nie potrafiłam sobie odmówić. Uwielbiałam też uprawiać jogging, chodzić na spacery, grac w piłkę ręczną, hokeja.
Ciągle wpatrywałam się w zdjęcie, zdjęcie przepełnione bólem. Ze zwykłej kartki biło cierpienie jakie wówczas przeżywaliśmy. Targały mną różne emocje. Miałam dość siedzenia w pokoju, który przywoływał tyle smutków. Popatrzyłam na zegar. Wybiła 3:00
w nocy. Na paluszkach podbiegłam do szafy. Wygrzebałam dres i wciągnęłam go na siebie. Poszukałam jeszcze słuchawek, wybiegłam z domu, zamykając za sobą przeszłość. Raz
na zawsze. Czułam, że jak wrócę to będę inna. Nie wiem skąd wzięła się u mnie chęć na zmiany. Może miałam dość wiecznego mazgajenia się i użalania się na sobą. Kiedyś byłam pogodną, energiczną dziewczyną. Sprawy przybrały nieprawidłowy obrót a ja zmieniłam się o 180 stopni. Czas było wrócić do dawnej siebie.
Pędziłam poprzez ulice, oświetlone pełnią księżyca. Mgła przysłaniała mi miejskie widoki. Łzy ciekły mi po policzkach. Próbowałam przedrzeć się przez gęstwinę tęsknoty, bólu i cierpienia. Uciec w zapomnienie. W ułamku sekundy zrodziła się we mnie ochota na ucieczkę od całego świata. Nie marzyłam tak o niczym od dawna. Od tamtej wiosny. Ale jak mogłam porównywać śmierć mojej mamy z jakimś moim podrzędnym pragnieniem? To niedorzeczne.
Wybiłam to sobie jak najszybciej z głowy. Tu nie liczyłam się tylko ja, był jeszcze ojciec. Ojciec, który nie przetrwałby rozłąki z jedyną kobietą jaka mu pozostała. Nie poradziłby sobie z tym, co niesie dzień. Jest samotny i mnie potrzebuje, pomyślałam. Ale jak miałam mu pomóc, skoro sama byłam w nieciekawym stanie? Głowiłam się przez kilkanaście minut i nic nie wymyśliłam. Wysiadałam, ale postanowiłam przeprowadzić walkę z samą sobą. Zwiększyć swoją silną wolę, abym i w przyszłości mogła z niej skorzystać. Na zegarze kościelnym wybiła 3:30. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł, ale jednak ciężki do zrealizowania. Musiałabym zmienić całkiem swoje postępowanie, ale i mi wyszłoby to na dobre. Uśmiechnęłam się do własnych myśli.
Pierwszy błąd, który popełniłam po śmierci mamy wydawał się największym w całym moim życiu. Pozostawiłam naszą przyjaźń na pastwę losu, chociaż ona pielęgnowała ją i mnie. Próbowała zarazić dobrym humorem, co niestety za dobrze jej nie wychodziło. Mimo wszystko nigdy mi niczego nie wypomniała. Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, ale ja, ja zrobiłam coś niewybaczalnego. Przed oczami stanęła mi tamta sytuacja.
Siedziałam na łączce (niedaleko mojej miejscowości) z rękoma owiniętymi wokół kolan. Łzy ciekły mi po policzkach. Ola, jak zawsze podbiegła do mnie i pocałowała w załzawione miejsce.
- Hej, co słychać? – zawsze witała mnie tak entuzjastycznie, że czasami miałam wyrzuty sumienia. Raniłam ją, a teraz miałam wsadzić jej nóż w serce. Byłyśmy jak siostry, nierozłączne. Miałam świadomość tego, że moja decyzja może okazać się pomyłką lub być nieodwracalnym błędem. Musiałam zareagować…
- Ola, musimy pogadać.
- Tak?
Pamiętałam jej wyraz twarzy. Denerwowała się. Nie wiedziała czego się po mnie spodziewać.
- Proszę, mów!
- Okej, nie będę owijać w bawełnę. Nie chcę się już z tobą przyjaźnić – podczas gdy mówiłam te słowa, myślałam, że oszaleję.
- Co? – nie wierzyła własnym uszom
- Przepraszam, ale potrzebuję… nie chcę żebyś musiała dłużej znosić mnie i moje humorki.
- Jakie humorki, rozumiem cię i…
- Przepraszam… - wstałam, tak po prostu wstałam i odeszłam
Dalej chodziłyśmy razem do szkoły. Gadałyśmy głównie o nauce. Ola bała się wypytywać się o cokolwiek. A ja nie miałam ochoty nic mówić. Bo niby po co? W jej oczach byłam skreślona, tak mi się przynajmniej wydawało. U normalnego człowieka byłabym. Chociaż przypomniały mi się też jej słowa z pewnego wspólnego spaceru do szkoły.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Kiwnęłam wtedy tylko głową i szłyśmy dalej. Czasami miałam wrażenie, że mnie obserwuje i na coś czeka. Tak jakby wiedziała, że pęknę i wrócę do niej. Jednak z każdym dniem chyba zaczynała tracić wiarę, bo w ogóle przestała mnie zagadywać. Bała się, że całkiem mnie znienawidziła i nie zechce mnie znać, ale jej potrzebowałam. Miałam właśnie skręcić w jej ulicę, ale przypomniałam sobie, która jest godzina i zawróciłam do domu. W drodze powrotnej czułam się inna. Tak jakbym zrzuciła wielki ciężar po latach. Czułam się szczęśliwa. Po drodze minęłam kilku biegaczy, którzy machali do mnie serdecznie. Troszkę zakłopotana odmachiwałam i równie serdecznie się uśmiechałam. Jednak tuż przy samym domu spotkałam człowieka, chłopaka, który wydawał się być na pozór miły, przebiegł obok mnie obojętnie. Nie zdziwiło mnie to, aczkolwiek coś innego. Na chwilę obecną nie umiałam określić co to było, ale nie zaprzątałam sobie tym długo głowy. Zaraz na progu wróciły bolesne wspomnienie, ale jednak pokonałam je i nie popadłam w rozpacz. Pobiegłam do łazienki i zniknęłam w niej na dobre pół godziny. Stanęłam przed lustrem i powiedziałam:
- Potrafisz góry przenosić. Weź się w garść, dasz radę!
Ubrałam się w normalny strój do szkoły, choć była dopiero 4:45. Poszłam do pokoju i posprzątałam w nim, starając się nie robić hałasu. Napisałam jeszcze zadanie, o którym wcześniej zupełnie zapomniałam i zeszłam do kuchni.
Mój dom leżał w bogatej dzielnicy, zaraz na granicy z wsią, a i nam nic nie brakowało, ale ja nie potrzebowałam pieniędzy do szczęścia. Zamiast tych drogich płytek mogło leżeć zwykłe linoleum, zamiast wymyślnych półek mogły być zwykłe drewniane szafki. Nie potrzebowałam stołu dla dwunastu osób, żeby cieszyć się kolejnym dniem, którym obdarował nas Bóg. To doskonałe pomieszczenie czasami przyprawiało mnie o złość. Mama zawsze krzątała się po nim, nucąc różnorakie piosenki. Kiedy wracaliśmy do domy wypytywała nas jak było a potem podawała obiad. Sama opowiadała o fabule kolejnego odcinka z jakiejś telenoweli meksykańskiej. Szczebiotała, piszczała, z radością skakała po kuchni. Była naszą podporą, pomagała nam przezwyciężyć problemy i zawsze dawała cenną radę.
Łzy pociekły mi po policzku i zaraz szybko je wytarłam. Za późno. Tato stał w progu kuchni i bacznie mnie obserwował.
- Dlaczego tak szybko wstałaś – spytał.
- Biegałam i nie mogłam później zasnąć. Która godzina? Zechcesz coś na śniadanie? Omlety, naleśniki, płatki… - paplałam co mi tylko ślina na język przyniosła aby nie mógł nic powiedzieć.
- Jest wpół do 7…
-Ahhh… - aż tak późno, pobiegłam do pokoju po torbę. - Tatuś, jest już późno…
- Co? Masz jeszcze sporo czasu. Jeśli chcesz się wymigać od robienie śniadanie to nie szkodzi…
- Tatku, no coś ty, ale przemyślałam wiele spraw. Muszę je teraz urzeczywistnić.
- Nie powiesz mi nic więcej, prawda? – uśmiechnęłam się złowieszczo do niego i wypędziłam w ten wiosenny poranek przed siebie.
Powoli szłam w stronę domu Oli. Podziwiałam każdy urok tej bogatej miejscowości. Ale moją melancholię zastąpił strach. A jeśli rzeczywiście będzie miała inną przyjaciółkę i… Przestałam dopuszczać do siebie same czarne scenariusze, bo nic by nie wyszło z moich planów. Ale co miałam jej powiedzieć? Hej Olu, chce nadal być twoją przyjaciółką. Czy Ola, kochanie, opowiadaj co tam u ciebie? Już mnie to interesuje. Nie, tak nie mogłam postąpić. Więc jak miałam jej przekazać wprost, że jej potrzebuje? Zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Czułam serce, które z sekundy na sekundę zwiększało tempo swojego bicia.
Doszłam do domu Oli i zadzwoniłam do niej aby wyszła. Wybiegła na ganek w pidżamie i szlafroku.
- Ania, co się stało? Pomyliłaś godziny?
- Możemy pogadać? – krzyknęłam aby mnie tylko usłyszała
- Zaczekaj!
Po kilku minutach wróciła z zaspanymi oczami i patrzyła na mnie jakbym była jakimś intruzem. Czyżby zdążyła mnie już znienawidzić? Czy jestem aż tak zła, że ranię wszystkich po kolei z premedytacją? Zaczęła się niecierpliwić, bo milczałam jak zaklęta. Ola stanęła ze złożonym rękami podparta na jednej nodze i wyczekiwała jakiegokolwiek przemówienia. Ciągle zastanawiałam się co jej powiedzieć, ale jakiś głosik w mojej głowie kazał spojrzeć jej w oczy. Zrobiłam tak i w ułamku sekundy przyszła odpowiedź.
- Ola…zachowałam się bardzo nieładnie, rzec można bezczelnie. Wytrzymywałaś tyle ze mną, nie cały rok temu a ja, ja tak ci się odpłaciłam. Bardzo tego żałuję i nie wiem czy kiedyś uda mi się naprawić mój błąd, ale chcę byś wiedziała, że szanuje cię i pluję sobie w brodę, że wtedy byłam tak lekkomyślna. Wybaczysz mi? Czy teraz będziemy koleżankami a może nadal chciałabyś się ze mną przyjaźnić. – Uważnie mnie obserwowała i chyba czekała aż coś jeszcze dodam – Oczywiście, jeśli ci przysięgnę, że już nigdy takiego numeru nie wywinę i – ciągle na mnie patrzyła. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie wiedziałam, czy chciałam powiedzieć to co planowałam. Przecież nie miałam do końca pewności, że udałoby mi się spełnić moją obietnicę. Śmierć drugiej osoby nie jest łatwą przeszkodą do przeskoczenia. Trzeba mieć wiele siły w sobie aby zdobyć się na odwagę i brnąć dalej w tłumie okrutności, zawiści, zazdrości. Ja wiedziałam, że ta siła się we mnie wzbiera a dzięki Oli mogła się powiększyć.
Po chwili ciszy spostrzegłam, że na twarzy Oli w wolnym tempie pojawia się coś na rodzaj uśmiechu. Na początku wyglądało to jak zwykły grymas, ale później rozpoznałam ten uśmieszek.
- Anka, czy musiałaś z tym zwlekać tyle czasu? Wybaczam ci i mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy.
No tak, zwróciła na nią uwagę.
- Też mam taka nadzieję – szepnęłam sama do siebie.
- Zrobimy sobie dziś małe wagary? Musisz mi tyle opowiedzieć, a ja tobie. Oho, narobiłaś sobie zaległości dziewczyno.
Zachichotałam.
Jejku, naprawdę zachichotałam. Zupełnie szczerze. Nie było w tym nic sztucznego. Moja przyjaciółka musiała to zauważyć i jeszcze raz mocno mnie przytuliła.
- Wiesz, nie mam ochoty na wagary. Mamy przed sobą tyle czasu. Chcę, muszę iść do szkoły.
Tak czułam. Jakaś niewidzialna moc kazała mi iść do szkoły i bacznie obserwować. Kogo? Nie wiedziałam, ale postanowiłam słuchać swojej intuicji, więc z trudnością przekonałam Olę, że powinnyśmy darować sobie wagary. Szłyśmy w milczeniu, choć moja przyjaciółka twierdziła, że narobiłam sobie zaległości. Miałam wrażenie, że nie wie, jak ma zacząć temat. Zauważyłam coś nowego w jej oczach, taki blask, który bił od niej na odległość. Nigdy nie widziałam u niej…
- Ola?
- No, co jest? – spytała zakłopotana
- Czemu milczysz, jak zaklęta, hę? Chciałabyś mi coś powiedzieć.
Weszłyśmy na ulice Marszałkowską.
- Właściwie, tak.
Jednak było już za późno. Z domu po naszej prawej wyszedł Krystian. Nasz kumpel, mój dawny. Podbiegł do Oli i przywarł ustami do jej czoła. Było w tym tyle pasji, że odwróciłam wzrok. Właśnie wtedy dostałam odpowiedź na pytanie: co Oli iskrzy w oczach. Moja przyjaciółka była na zabój zakochana, ale bała mi się do tego przyznać. Odchrząknęła znacząco i chłopak oderwał się od niej, ale zraz złapał ją za rękę, jakby bał się, że jego ukochana gdzieś ucieknie. Uśmiechnęłam się zachęcająco do Oli i dziewczyna zaczęła opowiadać.
- Chodzimy ze sobą pół roku. Ukrywaliśmy to przed wszystkimi, ale postanowiłam ci powiedzieć – zaczął jej się łamać głos.
- Ola, spokojnie, nie musisz mi mówić teraz wszystkiego.
- To trudne – przyznała.
- Wiem, ale wiem też, że się kochacie. Wszystko widnieje w waszych oczach.
Oboje uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie. Krystian widział, że jego ukochanej jest ciężko się przyznać do czegoś, więc zaczął. Moja przyjaciółka miała dużą zmarszczkę między brwiami. Widocznie czymś się martwiła.
- Nie wiedzieliśmy, że… nie wiem do tej pory, jak to się stało. Nikt o tym nie wie, ale Ola stwierdziła, że tylko ty możesz jej pomóc. Cieszę się, że wróciłaś, bo oboje cię potrzebujemy. A właściwie to w trójkę cię potrzebujemy. Nie damy rady sami…
Mówił coś jeszcze, ale mi zakręciło mi się w głowie. Słowa Krystiana docierały do mnie z dużym opóźnieniem. Nie wymówił jednak jeszcze tego przeklętego słowa….

9398 wyświetleń
98 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!