Menu
Gildia Pióra na Patronite

LIKWIDATOR

~ Ariadna ~

~ Ariadna ~

Rozdział III

Polska,
współcześnie

Wróciłam do domu bardzo późno. Na szczęście mamy nie zastałam. Zajrzałam do pokoju mojego brata, Marcina. Ma 15 lat. Kiedy weszłam usłyszałam muzykę techno. Marcin siedział przed swoimi organami i próbował coś grać. Obok stała jeszcze gitara elektryczna Piotrka, jego kolegi, co oznaczało, że pewnie przyszedł go odwiedzić. Brat pomachał mi i z powrotem skupił się na dźwiękach. Uśmiechnęłam się i pomaszerowałam do mojego pokoju. Cieszyłam się, że rozwija swój talent. Może przynajmniej on znalazł w życiu coś, co lubi i będzie się rozwijał w tym kierunku. Ja na razie nie miałam wcale pomysłu na życie, nie mówiąc o tym, że mój mózg domagał się informacji i to zaraz. Myślałam, że przedtem miałam wielkie problemy, a teraz okazało się, że wpadłam w jeszcze gorsze. Niewiedza jest czasem błogosławieństwem mówił często dziadek. Tak bardzo za nim tęsknie. To on zawsze radził mi, gdy czegoś nie wiedziałam. To on wyciągał ku mnie pomocną dłoń kiedy potrzebowałam wsparcia. Nie miałam przyjaciela, ani świetnej kumpeli, którym powierzałabym moje sekrety. To dziadek pokazał mi co to miłość, przyjaźń, szczerość. To on nauczył mnie wszystkiego. A teraz go nie ma. Odszedł. Pocieszałam się, że tam jest mu lepiej niż tutaj. Cóż innego miałam zrobić? Trzeba mieć nadzieję.

Mój mózg przetrawiał niezliczoną ilość informacji z tego dnia. A że zbieram ich trochę więcej niż przeciętny człowiek (z racji tego, że zapamiętuję każde wspomnienie ujrzane w ludzkich umysłach) to chyba oczywiste, że sobie nie mogłam z tym wszystkim poradzić. Nie mogłam posegregować tego całego bałaganu. Myśli mnie po prostu przygniatały.

Informacje płynęły niczym rzeka. Zatkałam uszy rękami. Nienawidziłam tych głosów. Wyłapywałam tylko pojedyncze zdania: „Nie przygotowałem się na dzisiaj. Nie zdążyłem...”, „Masz dwa...”, „Tak ci powiedziała? No co za baba!”, „Patrz jak chodzisz głupia...”, „Gdybym był normalny, rzeczywiście bym cię wyśmiał”, „Odziedziczyłaś gen dominujący...”, „... czarownica, po której przejęłaś gen”, „rude włosy, zielone oczy, głos... Jak mogłem nie poznać?”, „Nic się nie martw dziewczynko”.

Po fali głosów przyszedł czas na falę obrazów. Ujrzałam fragment dzisiejszej lekcji z chemii, łzy lecące po moich policzkach gdy wychodziłam z domu, tłum ludzi na dyskotekę, nagły błysk i krew oraz dziewczynę – czyli mnie, którą zobaczyłam w głowie Alexa. Zobaczyłam też jak Alex dotyka moich włosów i poczułam to na sobie. Teraz zaczęłam dygotać.

Nadchodził trzeci etap, po którym zawsze byłam najbardziej zmęczona. Musiałam zebrać w sobie prawie całą energię jaką miałam i przelać w przedmioty znajdujące się w moim pokoju. Ale nie na wszystkie, tylko na część z nich, te które można podnieść. Kiedy byłam już pewna, że zgromadziłam już dostateczną ilość energii uwolniłam ją i zamknęłam oczy. Bez ich otwierania byłam pewna, że wybrane przeze mnie przedmioty unoszą w powietrzu. Po chwili usłyszałam świst – to znak, że rzeczy te ustawiły się tuż nad moją głową. Teraz zalały mnie emocje, drżałam. Emocje przychodziły i odchodziły. Czułam się jak łódź kołysząca się na oceanie w czasie sztormu, bez stabilności, popychana na wszystkie strony. Przedmioty wiszące nad moją głową zaczęły krążyć i wirować nade mną niczym trąba powietrzna. A ja poczułam ból, cierpienie, niezrozumienie, złość, smutek, rozgoryczenie, strach, zdziwienie, poczucie straty, zrezygnowanie, niepewność. Kiedy ostatnia z odczuwanych emocji opuściła moje ciało, wszystkie przedmioty najpierw zatrzymały się, a następnie runęły w dół. Miałam szczęście, że żaden z nich nie spadł mi na głowę, chociaż moja prawa stopa tego nie mogła powiedzieć. Oberwałam jakąś ciężką książką, ale w tej chwili jakoś nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam strasznie zmęczona. Ledwie doszłam do łóżka, upadłam na poduszki. Ręce ułożone wzdłuż ciała, leżałam na brzuchu tak, że moja głowa była przytulona do kołdry. Prawie nie mogłam oddychać, ale nic nie dało się z tym zrobić. Nie miałam siły się ruszyć.

W końcu, po jakiś 15 minutach podniosłam się ostrożnie. Tak jak podejrzewałam, zaczęło mi się kręcić w głowie. Posiedziałam kolejne 5 minut na skraju łóżka. Potem ostrożnie wstałam. Coś ciągnęło mnie do biurka. Podeszłam tam więc i zobaczyłam portret dziadka. Tak! Powiedziałam sobie. Właśnie tego potrzebujesz, przekonywałam samą siebie. Rozmowa z dziadkiem na pewno dobrze ci zrobi.

Usiadłam na łóżku i usadowiłam się wygodnie. Wzięłam fotografię dziadka do ręki i podniosłam do góry, aby nawiązać kontakt wzrokowy. To bardzo ważne, spoglądać w oczy osoby, z którą się rozmawia. Dzięki temu można się skupić na tym, co ona chce nam przekazać.

Patrzyłam już jakieś dobre parę minut, jednak nic się nie działo. Nie denerwowałam się jednak, bo wiedziałam, że prędzej czy później dziadek będzie ze mną rozmawiał i żartował. I rzeczywiście, dziadek przeciągnął się jak po długim śnie, zamrugał oczami i zobaczył mnie. Na jego twarz wypłynął uśmiech. Na moją też.

– Witaj, moja Alicjo.
– Cześć dziadku, posłuchaj, przejdę od razu do rzeczy...
– Ciii... - uciszył mnie mój dziadziuś – najpierw kochanie weź trzy głębokie wydechy, żeby oczyścić umysł. No już, bez gadania. Raz...

Wzięłam posłusznie oddech. Potem drugi i trzeci. Faktycznie, poczułam się lepiej, ale w
mojej głowie ciągle panował chaos. Chciałam koniecznie opowiedzieć dziadkowi o tym, co mi się dzisiaj wydarzyło, a nie wiedziałam ile mamy czasu na rozmowę. Dziadziuś twierdził, że tyle ile akurat trzeba, żeby porozmawiać, ale ja nie byłam tego pewna. Nieraz połączenie przerywało się nam w połowie wypowiadanego zdania. Trzeba więc działać szybko.
- Kochanie, nie musisz mi tego opowiadać, wiem co ci się przydarzyło, wiem co czujesz.
Pamiętasz co ci zawsze mówiłem?
– Niewiedza jest czasem błogosławieństwem?
– Tak, to też, oczywiście. Ale przypomnij sobie jeszcze coś.
– Ale co?
– Dobrze jest wyrzucić z siebie wszystko, Alicjo. Wyrzuć swoją złość, niech nie zatruwa
twojego organizmu. Jesteś silna, Alicjo. Wiem, że sobie poradzisz. Ale uważaj.
– Na co mam uważać? - zapytałam przerażona. Dziadek nigdy mnie przed niczym nie ostrzegał. Ufał wszystkim ludziom bez wyjątku i chciał, żebym ja również ufała innym. Ale skoro teraz mówi coś takiego to znaczy, że coś jest nie tak.
– Niektórzy ludzie nie są tacy jak myślisz. Chcą twojego cierpienia, chcą, żebyś...
– Żeby co? - krzyknęłam zdesperowana, ale on mi już nie odpowiedział.

Dziadek z powrotem stał się nieruchomym mężczyzną z portretu. Już się nie ruszał, nie kręcił głową. Po prostu zamarł w bezruchu. A ja głowiłam się co też chciał mi przekazać. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w sufit.

Nagle po ciele przebiegła mi gęsia skórka. Moje ręce się zatrzęsły. Poczułam zapach kadzidła, co było dziwne. Skąd wziął się ten zapach? Coś kazało mi spojrzeć w okno. Mój wzrok coś przyciągało w tym kierunku. Wystraszyłam się nie na żarty. Moje ciało spięło się, mózg wysyłał tylko jedną informację: „Wiej!”

Zerwałam się na równe nogi. Niestety za późno. Przez okno wpadły do mojego pokoju 3 zwierzęta. Szyba rozbiła się w drobny mak. Hałas był przerażający. Miałam nadzieję, że Marcin usłyszał ten hałas, ale wiedziałam, że to nieprawda. Muzykę miał włączoną na maksa. A ja przyglądałam się tym zwierzętom. Były rude, wyglądały jak koty, z tą różnicą, że były o wiele większe niż te normalne. Ich wielkość można by porównać do tygrysów, czy nawet lwów. Wystraszyłam się jak jeszcze nigdy przedtem. Zaczęłam się wycofywać jak najbliżej drzwi, ale jeden z tych kotów wykonał niesamowicie długi skok i odciął mi drogę ucieczki.

– Czego chcecie? - zapytałam drżącym głosem, co było niezmiernie głupie, bo przecież wiadomo, że i tak mi nie odpowiedzą.

W odpowiedzi koty zawarczały dziko. O co chodzi? Proszę, niech ktoś mnie wybawi z tej sytuacji. Czego one chcą. Z ich pysków leciała piana. Spostrzegłam, że zwężały swój krąg tak, aby mnie złapać, żebym nie uciekła. Kiedy myślałam już, że to ostatnie chwile mojego życia, do środka wpadła jeszcze jedna postać w kapturze. Była niewiarygodnie szybka. Wykonywała piruety w powietrzu, posługiwała się mieczem. Koty naparły na nią, sycząc groźnie i drapiąc pazurami, ale mój tajemniczy wybawca radził sobie ze wszystkimi atakami. Chociaż wydawało się, że walka trwała co najmniej kwadrans, w rzeczywistości nie upłynęła nawet minuta. Wszystko działo się bardzo szybko. Szczątki kotów leżały w całym moim pokoju. Wszędzie była krew, na mieczu również. Tajemniczy wybawca uniósł głowę. Kaptur opadł. Rozpoznałam go i znów przebiegł mi dreszcz po plecach. To był Alex.

– Co tu robisz? - zapytałam.
– Ratuję ci głowę. Jak się nie pospieszysz, to pojawią się inni.
– Inni? Jacy inni?
– Chcą cię zabić.
– Ale kto? I dlaczego?
– Jesteś istotą z nadprzyrodzonymi mocami. Mogłabyś je wykorzystać do własnych celów.
– Ale przecież ja tylko widzę obrazy.
– Zdolności ujawniają się z wiekiem. Zresztą gdybyś trochę potrenowała, sama zauważyłabyś jak dużo z twoich mocy jest ukrytych.
– Kim ty jesteś?
– Należę do tajnego stowarzyszenia, których członkowie usuwają niebezpieczne istoty. Nazywają nas Likwidatorami. Tropimy i zabijamy.
– Więc ty też chcesz mnie zabić? - spytałam przerażona. Już myślałam, że mnie uratował, a teraz dowiedziałam się, że on również pragnie mojej śmierci.
– Gdybym chciał, żebyś umarła, już byś nie żyła. Gdybym chciał, żebyś umarła nie przyszedłbym tutaj i nie zabił moich ludzi.
– To byli twoi ludzie?
– To znaczy, może powinienem nazwać ich moimi zwierzętami. Ale tak, oni wykonywali moje rozkazy.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś?
– Nie mogłem, zresztą to nie czas i miejsce na taką rozmowę. Musimy stąd odejść.
– Ale co z moim bratem, rodzicami? Jeśli tu przyjdą, zabiją ich!
– Nie zabiją, nie mogą krzywdzić ludzi. Chodź, podaj mi rękę.

Wyciągnął ku mnie dłoń. Zastanawiałam się, co zrobić.
– Zaufaj mi, a wszystko będzie dobrze.

Moja głowa znów pękała od natłoku informacji. Stwierdziłam, że on zna się na tym wszystkim lepiej ode mnie, a komuś muszę zaufać, bo sama zwariuję. Pokiwałam głową. On chwycił mnie za dłoń, przyciągnął do siebie i podniósł. Trzymałam go za szyję, a on podbiegł do okna. Zastanawiałam się co chce zrobić, a on po prostu stanął na parapecie i skoczył z czwartego piętra. I nic się nie stało. Nogi ugięły się tylko lekko pod nim. Następnie postawił mnie ostrożnie na ziemi.

– Chodź, przebiegniemy kawałek. Tu niedaleko zostawiłem samochód.
– Dobrze, ale potem mi wszystko wyjaśnisz.
– Obiecuję.

Podbiegliśmy kawałek i rzeczywiście, za zakrętem zauważyłam jakieś auto. Zajęliśmy miejsca w samochodzie. Alex włączył ogrzewanie i ruszyliśmy do przodu. Podczas jazdy nie odzywaliśmy się do siebie. Pomyślałam, że to może dobrze. Obiecał, że mi wszystko wyjaśni, więc mogłam być spokojna. Teraz musiałam trochę ochłonąć, wyciszyć się. Mam nadzieję, że mama nie będzie wściekła. Alex napomknął coś o tym, że dobrze byłoby zostawić moim rodzicom jakąś wiadomość. Postanowiłam, że wyślę im sms-a. Napisałam, że wybrałam się do mojej koleżanki, Julki na parę dni. Oczywiście zawiadomiłam moją koleżankę, żeby mnie kryła. Zapytałam Alexa co będzie, jeżeli prawda mimo wszystko wyjdzie na jaw. On odparł, że nie mam się co martwić, on to załatwi. No i jak mogłabym mu nie ufać? Pewnie ludzie, którym bym powiedziała, że wyjeżdżam z chłopakiem nie wiadomo dokąd wyśmialiby mnie i nazwali naiwną. Ale ja wiedziałam, że postępuję właściwie. Zwłaszcza, że moje przeczucie mi to mówiło, a ono nigdy mnie nie zawiodło.

Odwróciłam się, żeby ostatni raz zerknąć na moje miasto, które pokryła już noc. Żal mi było wyjeżdżać, ale przecież niedługo tu wrócę. Prawda?

3383 wyświetlenia
61 tekstów
6 obserwujących
  • ~ Ariadna ~

    23 February 2013, 13:15

    Albercie, dziękuję. Od razu się lepiej poczułam, bo przecież zawsze jest miło usłyszeć pochwałę :)
    Rafale, również Tobie dziękuję, że napisałeś tak, jak Ty to odbierasz. A elementy fantastyki musiałam wpleść, że tak powiem, ponieważ jest to tekst, który wysłałam do konkursu na opowiadanie fantastyczne. Ostatnia część jest już bardziej realistyczna, więc może bardziej się do niej przekonasz :)
    Pozdrawiam ; )

  • Albert Jarus

    23 February 2013, 11:41

    świetnie się czyta ;) pozdrawiam