Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mogiła smoka

Jessy

Jessy

Prolog

Muzyka - http://www.youtube.com/watch?v=5O62xH4u4Pc

Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. – Wisława Szymborska

Pierwsze płatki śniegu roztopiły się na różanych policzkach długowłosej kobiety, która siedziała niewzruszona chłodem, pod jednym z wielu drzew Północnego Boru.

Satynowa peleryna, obszyta na brzegach futerkiem białego lisa, nie była odpowiednim odzieniem na tę porę roku i na tą pogodę.

Mróz utrzymywał się już ponad tydzień, a śnieg pokrywał gęstą pierzyną całą Zajrydę cal po calu, teraz starając się pogrubić biały puch o kolejną mokrą warstwę.

Nosil skuliła się bardziej, opatulając szczelniej drżące ciało swojego synka i zarzuciła na głowę satynowy kaptur, który przemókł jej po kilku minutach. Dziecko w jej ramionach żyło zaledwie tydzień, a już narażone było na chłód i ból, które były powodem wyrzutów sumienia młodej matki. Uciekając z zamku nie pomyślała o tym, że zima może zaatakować z taką gwałtownością. Tak srogiego mrozu nie było w tych stronach odkąd pamiętała, a jej długowieczna rasa była tą, która szczyciła się dobrą pamięcią.

Nagle dziecko zakwiliło gwałtownie, małymi rączkami szukając piersi matki. Kobieta przystawiła maleństwo do źródła pokarmu, ale po chwili dziecko znów zapłakało, a zrozpaczona matka zaczęła je cichutko uspokajać.

Nic dziwnego, że maleństwo płakało, skoro pokarm matki skończył się dzisiejszego ranka, gdy siódmy dzień z rzędu Nosil nie miała, co włożyć do własnych ust. Nie miała już siły na dalszą wędrówkę a robiło się coraz chłodniej.

Dobrze, że chociaż jestem w lesie. Nie wieje tu aż tak bardzo – przemknęło jej przez myśl i natychmiast odkrytą skórę smagnął bezlitośnie chłodny, wschodni wiatr.

Dziecko zakwiliło żałośnie, czując tak wielki chłód, a Nosil przycisnęła je mocniej do tułowia. Pół godziny później maleństwo zasnęło.

Czarnowłosa Nosil była wyczerpana i głodna. Chciała choć chwilę odpocząć, zdrzemnąć się, żeby nabrać odrobinę sił. W końcu nie spała już dwie doby.

Przymknęła oczy, pozwalając odpocząć zmęczonym i ciężkim jak ołów powiekom, po czym oparła głowę o w miarę giętki pień drzewa, pozwalając sobie na luksus snu.

*

Płomiennorude włosy mocno odznaczały się na białym krajobrazie Zajrydy, który zewsząd opatulony był śniegiem. Kobieta dziarsko przemierzała kolejne mile królestwa, prowadząc obok siebie czarnego pegaza, który zmęczył się już niesieniem swojej pani na grzbiecie i zdecydowanie zaprotestował. Fenisce z uśmiechem na twarzy wręczyła mu kostkę słodyczy, którą otrzymywała z przedziwnych roślin o białym zabarwieniu, po czym bez większych narzekań ruszyła w dalszą drogę do zamku na piechotę.

Widziała już przed sobą skraj Północnego Boru, gdy na wschód od ścieżki rozległ się cichutki płacz. Rudowłosa zatrzymała się gwałtownie i przez nieuwagę, mocno przytrzymała lejce Corna, który parsknął na nią oburzony.

- Jeśli sądzisz, że możesz tak bezkarnie robić… - zaczęło zwierzę, ale Fenisce uciszyła go ruchem ręki, nasłuchując.

- Słyszysz to? – zapytała, gdy płacz rozległ się po raz kolejny. Kiedy pegaz parsknął zgodnie, kobieta przerzuciła swoją torbę z lekami przez ramię i ruszyła za dźwiękiem, czując za sobą obecność Corna, który nigdy nie zostawiał jej w takich sytuacjach, choćby nie wiem, jak był zmęczony.

Po chwili cichego marszu, dotarli do źródła płaczu. Pod starym drzewem siedziała kobieta, a w jej ramionach płakało maksymalnie kilkudniowe dziecko. Fenisce podeszła szybko do dwójki przemarzniętych członków ludu, który mieszkał na tych terenach, zwanego Gilu foletto. Najpierw zajęła się płaczącym maleństwem, które uznała za zmarznięte i głodne. Następnie dotknęła policzka kobiety, sprawdzając czy zareaguje. Gdy tak się nie stało, dmuchnęła jej w wargi ciepłym powietrzem, jakie od urodzenia mogła wytwarzać i które budziło nawet z najgłębszych śpiączek. Nic się jednak nie stało.

- Nie żyje od wczoraj wieczór – skwitowała Fenisce, wyjmując dziecko z zimnych ramion martwej kobiety i opatulając je swoim ponczem. Położyła maleństwo w siodle Corna, który skłonił głowę w stronę umarłej.

Upewniwszy się, że maleństwo nie spadnie z siodła, rudowłosa wróciła do czarnowłosej Gilu foletto i wyszeptała kilka słów w nieznanym Cornowi języku.

Po chwili ciało młodej kobiety zniknęło, a w korze wiekowego drzewa zostało wyryte skrzydło, znak wieczności.

- Opiekuj się nią dobrze – powiedziała Fenisce, ucałowawszy drzewo cal od skrzydła, w pradawnym geście, który składał każdy Uzdrowiciel, gdy przybywał zbyt późno. - Zatrzymamy się na nocleg. Trzeba odpocząć – mruknęła markotna dziewczyna, wracając do Corna z rozłożonymi krwistoczerwonymi skrzydłami. Musiała czymś nakarmić chłopca, który nie przestawał płakać, a później wymyślić, co z nim zrobić.

18 376 wyświetleń
217 tekstów
10 obserwujących
  • Jessy

    26 February 2012, 11:35

    ~Laktykalny, bardzo dziękuję, słowa zdecydowanie są wystarczające;)

  • 15 February 2012, 15:18

    Tekst się miło czyta.
    Przy odrobinie skupienia i klimatycznej muzyce niemalże mogę sobie wyobrazić cały obraz sytuacji, niczym na filmie.
    Zapowiada się ciekawie, także przechodzę do następnej części.
    Dałbym choćby +, ale póki co witryna mi na to nie pozwala, więc pozostawię te parę zagrzewających słówek :)

  • Sheldonia

    19 November 2011, 12:24

    W takim razie cieszę się, że zrobiłam dziś coś dobrego:)

  • Jessy

    19 November 2011, 12:04

    Twoja opinia sprawiła uśmiech na mojej twarzy;)

  • Sheldonia

    19 November 2011, 11:18

    Mi też się podoba)

  • Jessy

    19 November 2011, 10:17

    Mam nadzieję, że nie tylko Tobie:)
    Pozdrawiam

  • Albert Jarus

    18 November 2011, 22:53

    Przypominają mi się piękne celtyckie klimaty... ale to może tylko mi :)
    dobrze się czyta