Menu
Gildia Pióra na Patronite

Technologia

PetroBlues

PetroBlues

Poniższe opowiadanie zawiera drastyczne sceny. Zawiera też elementy wątków opartych na faktach, jednak ogólna całość jest fikcją.

Podnieśmy wzrok znad ekranów telefonów, nim będzie za późno...

To miał być zwykły, standardowy, szary dzień jak każdy inny. Jedno zdarzenie zmieniło jednak wszystko i to na długi czas. Wstałem jak co dzień rano obudzony bezlitosnym dźwiękiem budzika. Poranna toaleta, kawa, kanapka i byłem gotowy by rozpocząć kolejny nudny dzień. Wyszedłem z domu i udałem się na przystanek by oczekiwać autobusu, który codziennie zawoził mnie do pracy. Przyjechał punktualnie. Podróż trwała nieco dłużej niż zwykle, ale i tak, gdy wysiadłem na moim docelowym przystanku, miałem spory zapas czasu, by przemierzyć te kilkaset metrów do miejsca mojego zatrudnienia. Szedłem z nosem w telefonie sprawdzając ostatnie powiadomienia i nie spodziewając się, że cokolwiek zakłuci rutynowy cykl mojego dnia. Wtedy to się stało. Najpierw usłyszałem przeszywający pisk opon, nawet nie zdążyłem podnieść głowy z nad telefonu gdy rozległ się niesamowity huk. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie co się stało. Tuż przed moim nosem miał miejsce poważny wypadek. Dwa samochody zatrzymały się dopiero na jakimś ogrodzeniu, wbite w siebie tak mocno, że z trudem można było ocenić model pojazdu. Trzeci chyba próbował je ominąć, bo stał w jakiejś odległości za nimi lekko tylko uszkodzony. W pierwszej chwili stałem jak zamurowany i nie wiedziałem co mam robić. Stać czy iść dalej, czy cokolwiek zrobić. Po chwili jednak otrzeźwiałem i postanowiłem się zorientować, czy mogę jeszcze komuś pomóc. Dopiero wtedy usłyszałem głośny płacz. Była to kobieta, którą zlokalizowałem w okolicy tego najmniej uszkodzonego auta. Trzymała ona w ramionach dziecko. Dziecko było mocno zakrwawione. Nie musiałem nawet podchodzić bliżej by zorientować się, że było martwe. Główka do połowy była doszczętnie zmiażdżona. Nad kobietą i martwym dzieckiem stał mężczyzna w średnim wieku. Trzymał się za głowę i widać było, że jest zdruzgotany całą sytuacją. Zacząłem rozmawiać z innymi obserwującymi zajście ludźmi. Okazało się, że owy mężczyzna jest kierowcą najmniej uszkodzonego auta. Uderzył w dziewczynkę, gdy usiłował omijać dwa pozostałe, zderzające się auta. Matkę minął o milimetry. Dziewczynka szła po pasach tuż przed nią. Spojrzałem w stronę dwóch doszczętnie rozbitych aut i zrobiło mi się nie dobrze. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z rozmiarów tragedii. W jednym z aut było dokładnie widać zwłoki dwojga zmiażdżonych ludzi. Drugie było tak rozbite, że nic nie było widać, ale było w takim stanie, że nikt nie mógł przeżyć. Nawet nie wiem kiedy zaczęły pojawiać się radiowozy policyjne, wozy strażackie i karetki. Reakcja była szybka, ale nie mogli już nic poradzić. Spojrzałem na zegarek. Nie minęło nawet 20 min odkąd wysiadłem z autobusu. Rozejrzałem się i zauważyłem że jestem ciągle bardzo blisko przystanku. Byłem jak pijany. Ledwo do mnie docierało, to co działo się dookoła. Ponownie spojrzałem na zegarek. Zostało mi kilka minut, by nie spóźnić się do pracy. Spróbowałem się choć trochę otrząsnąć. Pomyślałem, że i tak tu już nic nie pomogę. Odwróciłem się i zamierzałem pójść w stronę miejsca zatrudnienia, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę.
- To ty ich zabiłeś.
Odwróciłem się jak rażony piorunem i spostrzegłem kobietę w bardzo podeszłym wieku. Jej głos i słowa, które wypowiedziała zmroziły mi krew w żyłach.
- Ja? Przecież to był wypadek…zderzyli się – Odpowiedziałem drżącym głosem.
Kobieta wskazała pomarszczonym palcem dwa zmiażdżone auta. Jej wzrok sprawiał, że miałem dreszcze.
- Oni cię omijali. Nie widziałeś nic poza tą swoją aparaturą – Wskazała telefon, który wciąż trzymałem w dłoni – Miałeś czerwone światło, ale szedłeś jakbyś miał zielone. Przez ciebie nie żyją. Dziwię się, że policja Cię nie zatrzymała, że nikt więcej nie zwrócił uwagi na tego, który jest mordercą.
Jej słowa wbiły mnie w ziemię. Popatrzyła jeszcze kilka sekund prosto w moje oczy, po czym puściła moją rękę i odeszła. Nie wiedziałem co mam robić. Jestem winien śmierci tych ludzi. Spojrzałem na telefon i miałem ochotę roztrzaskać go o ziemię. Technologia, ilu ludzi już pozbawiła życia? Przez chwilę chciałem oddać się w ręce policji. Pomyślałem jednak, że nic to nie zmieni. Ci ludzie już i tak nie żyją. Rozejrzałem się jeszcze raz. Ratownicy i strażacy uwijali się wokół wraków. Kawałek dalej inni zasuwali czarny worek z ciałem dziecka. Zrozumiałem jedno. Jestem mordercą i będę musiał z tym żyć do końca życia. Powinienem pewnie ponieść dużo większą karę. Los chciał jednak, że nikt poza staruszką, nie zwrócił na mnie uwagi. Wiem jednak jedno. Nigdy więcej nie wyciągnę telefonu, ani niczego innego co mogło by zakłócić moją koncentrację podczas poruszania się po ulicy. Nigdy też, moje życie nie będzie już takie samo.

48 114 wyświetleń
592 teksty
92 obserwujących
  • 15 June 2019, 11:34

    Twoje opowiadanie winni przeczytać wszyscy

    fenkju Świetlik