Podlasie. Autokarem turystycznym jedziemy drogą krajową nr 19 z Białegostoku na Świętą Górę Grabarkę, potem do Hajnówki i Białowieskiego Parku Narodowego. Wjechaliśmy do Krainy Otwartych Okiennic, czyli do kolejnego przecudnego mini regionu Podlasia. Drewniane domy, przecudnie pomalowane, mistrzowsko zdobione, a przed domami ławeczki. My akurat przejeżdżamy przez przeuroczą wieś Ryboły, a w niej jeszcze wręcz bajkowa, choć przecież cmentarna cerkiew pod wezwaniem Świętego Jerzego i druga cudnych kształtów i urody pod wezwaniem Świętych Kosmy i Damiana.
Ludność Polska z tych terenów została w 1915 roku przesiedlona daleko wgłąb Rosji, na Syberię. Kiedy powracali, zaczęli budować tutaj domy drewniane, na wzór tych które widzieli na Syberii. Wyszło ogólnie coś naprawdę zachwycającego. A ludzie żyją tutaj spokojnie, nieśpiesznie. Na ławki przed domami wystawiają swoje płody rolne, rękodzieło. Czekają aż kierujący zatrzymają się. Może coś kupią, może zechcą z nimi porozmawiać, pofilozofować, pomodlić się, snuć perspektywy, poopowiadać, może tylko posłuchać lub pożyczyć sobie wzajem wszystkiego dobrego.
Pani Pilot zachęca nas do powrotu tutaj na dłuższe wczasy, aby nacieszyć się przeuroczym Podlasiem. Choćby tutaj w tych cudnych meandrach i zakolach Narwi, gdzie fantastyczne łąki, bajkowe puszcze i baśniowo wyglądające wioski oraz ciepli, życzliwi, uczynni ludzie. Warto sięgnąć też po materiały dostępne w Internecie. Powiem, że połyka się bakcyla tamtejszego piękna i marzy się by tam powrócić.
Za Rybołami, przez Narew przerzucony jest klasyczny niemiecki most, który tutaj został przywieziony po drugiej wojnie światowej ze Szczecina. Kiedyś słyszałem od jednego przewodnika we Wrocławiu, że przenoszono te mosty na wschód, wywożono dzieła sztuki z tak zwanych ziem odzyskanych, rozbierano tam kamienice i kościoły, zwłaszcza protestanckie i wywożono do odbudowy Warszawy, bo spodziewano się, że administracja polska na dzisiejszym zachodzie Polski jest przejściowa i te ziemie wrócą do Niemiec.
Wiele lat mieszkałem w Namysłowie na Dolnym Śląsku, dzisiaj miasto administracyjnie przynależy do województwa opolskiego. Tam, gdzie dzisiaj jest chyba plac zabaw jeszcze, na przeciwko słynnego browaru, zdaję się, że miejsce to nazywa się Skwerem Jana Skali, to właśnie tam była piękna świątynia ewangelicka, którą władze komunistyczne postanowiły rozebrać. Starsi Namysłowianie opowiadali mi, że w końcu rozebrano świątynie w czynie społecznym, bo mieszkańcom ponoć obiecano, że z tej cegły zostanie wybudowane przedszkole. Po drugiej stronie ulicy był kościół ceglany katolicki, który służył jako magazyn nawozów po wojnie. Społeczność katolicka była silna i odzyskała kościół dla siebie. Dzisiaj to kościół pod wezwaniem Świętych Franciszka z Asyżu i Piotra z Alkantary.
Zacząłem od Podlasia, a skończyłem na Dolnym Śląsku. Nigdy nie wiem, dokąd zaprowadzą mnie moje rozważania, ale dobrze mi z tym, choć wiem, że dla wielu jest to trudne do zrozumienia, a tym bardziej do akceptacji.
Kilka lat temu byłam również na wycieczce na Podlasiu. Podzielam Twój zachwyt tymi okolicami, mnie one też urzekły. Mam podobne spostrzeżenia/odczucia jak Ty. Czytając Twój wpis zatęskniłam i pomyślałam, że warto jeszcze wybrać się kiedyś na Podlasie. Tam jest pięknie, bardzo klimatycznie, urokliwie... :-)
Dziękuję Lawinio za piękny wpis. Tak zauroczyłem się Podlasiem i chcę tam kiedyś wrócić. Na Podlasiu też miałem wiele przemyśleń o Polsce i Polakach. No choćby związanych ze stanem wyjątkowym, zatem wolnością, wyborem i racją stanu państwa. Pozdrawiam Cię gorąco.