- Patrzę na Ciebie i zastanawiam się... - Zamilkł. Doskonale wiedział, że ten temat nie powinien być już poruszany, a już na pewno nie w tak bezpośredni sposób. Marco jednak dostrzegł, że po tych krótkich słowach jego przyjaciel jakby się ożywił. Dodało mu to odwagi by móc dokończyć to, co zostało już powiedziane. - Widzisz zastanawiam się czym jest Miłość. - Miłość? - Jonathan uśmiechnął się jakby do kieliszka z brandy unosząc go do ust rozchwianą alkoholem ręką - Zależy kogo pytasz. - Ucichł na chwilę. - Miłość ma tak wiele znaczeń... - Ogień w kominku przygasał. Teraz o wiele łatwiej było patrzeć na żarzące się kawałki drzewa. - Inne ma dla tego, który jej szuka, inne dla tego, który ją znalazł, a jeszcze inne, dla tego, który ją stracił - Po tych słowach na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech - Jeszcze inne dla człowieka, który wypił butelkę brandy! - A więc jakie ma znaczenie dla tego człowieka? - Dla tego człowieka jest bez znaczenia. - A tak na prawdę? - Na prawdę modlisz się do niej gdy dzień się zaczyna i kończy, w każdej mniej lub bardziej ważnej chwili twojego życia. Dziękujesz za każdy dzień, każdą jego chwilę, jej esencję. Przepraszasz za błędy i niedoskonałości, mimo że jesteś jej wytworem i właśnie takim jakim jesteś, zostałeś stworzony dla niej. Choć jej nie pojmujesz oddajesz się jej, nadajesz jej imię i błagasz o jeszcze!... i pytasz... dużo pytasz... ufny jak dziecko, w nadziei, że w tej całej niepewności nadejdzie odpowiedź, która cię ukoi. Tak Marco, nie Bóg jest Miłością, a Miłość jest Bogiem, dlatego bez względu na to kim jesteś i czy w niego wierzysz, jedno jest pewne - nie uciekniesz od niej.- Po tych słowach ponownie zatopił swoje spojrzenie w wygasłym już prawie kominku i podnosząc jakby tryumfalnie palec wskazujący do góry dodał: - I wiesz co?... I chyba ta świadomość trzyma nas wszystkich przy życiu"