Menu
Gildia Pióra na Patronite

ZŁOTY BAŻANT

fyrfle

fyrfle

Pan Józef Galica poszedł do sklepu z płytami kompaktowymi, gdzie zakupił kilka dzieł Stinga i zespołu Dire Straits, a że w sklepie tym były też piwa, to postanowił kupić któreś z piw tradycyjnych, nie będących de facto lemoniadami z udziałem chmielu i jęczmienia. Spodobała mu się złota naklejka Złotego Bażanta, która wydała mu się inna niż zwykle. Niemniej chodziło mu o to, Bażant, to Bażant - klasa dla siebie. Goryczka na pierwszym miejscu, zielona butelka, elegancka butelka, elegancko przystrojona, a zawartość butelki, to poezja, improwizacja, wyobraźnia, proza, wartka akcja i opowieści o życiu.

Poszedł jeszcze i jak to w wiadomym sklepie z płytami kompaktowymi, wziął z półek wkłady do zniczy, które bardzo zdrożały, bo o 25 procent, szampon Timotey, ser Radamer, winogron bez pestek, śmietany z Piątnicy, margaryny Palma, kilka pstrągów, kilka dorszy i kilka win oraz po butelce koniaku i rumu, bo pan Józef Galica lubi być wesołym człowiekiem, czystym i dobrze pojedzonym. Poszedł do kasy z kobietą jako kasjerką i zapłacił za zakupione płyty i zakupy przyokazyjne.

Potem wsiadł do bryczki, zaprzężonej w cztery bernardyny i cztery owczarki podhalańskie i pognał traktem imienia Najjaśniejszego Pana, a hen na zbocze Albanki, kiej mioł wybudowany pensjonat i Kaj se mieszkoł wesoło, szczęśliwie i rozważając ludzkość na czynniki pierwsze, następne i ostatnie, a kiedy se tak filozofowoł na tarasie, to niedźwiedź przyszoł podumać i wilk łoeiecke na łobiod przyniósł, a potem grillowali we trzech, jak niegdyś ognisko w trójprzymierzu polili se Czech, Hucuł i Ślązak, ale kiedy to byno, to nikt nie pamiento, ani poważnie wręcz takiej opcji nie bierze pod uwagę.

I przydyrdoł Józef Galica, wiedziony przez psy swoje do swojego pensjonatu, gdzie posługiwały turystom córki z zięciami i syn z żonami, bo muzułmaninem był i stać go było, bo pensjonat huloł ino gwizadało, aż na kolejnych kontach miejsca brakowało na dudki, że trza było złoto kupować i chować je w sejfach po inszych bankach, w zupełnie innych wsiach, nawet po słowackiej stronie niebios.
Rozprzęgnoł Józef Galica psy, ryknął na służki i kozoł obroku dać pociągowcom. Sam se usiadł na łowecce przed domem, łotkapslowoł zielune butecyne i siorpnął pirszego hausta, a ten ci spełnił pokładane w nim nadzieje, życzenia i smaki, czyli był gorzki.

Józef Galica był w pełni szczęścia i po prostu kontemplował je. Dziękował Bogu za to, że jest tak szczęśliwy, iż nic mu już do szczęścia nie trzeba i z tego szczęścia wziął smartfona i przelał kilka tysięcy dudków, tym co dudków poczebowali dla zdrowia, czyli żeby być szczęśliwymi i myślał sobie pan Józef Galica, niech będą szczęśliwi ode mnie w swoim szczęściu. A potem spojrzał w mrok nade smrekami, a tam mroku nie było, bo świerki miesiąc podświetlił, czyli księżyc, którego lampa świeciła w połowie, co niechybnie znaczyło tyle, że matka natura oliwy dolywo i trzeba się spodziewać pełni, a pełnia jest zawsze pikno i tyle.

A potem kichł był pan Józef i ponownie wzrokiem swoim objął zieloną złoconą butelkę dystrybuowaną że Słowacji przez polską? grupę produkującą złociste płyny znad urodziwej Leśnianki. Przyłożył usta do okrągłości otworu szyjki zielonej butelki i pociągnął raz drugi i nie miała rację noblistka, że nic dwa razy, zatem znowu poetycka goryczka, może to dadaizm, ale zaraz wlew delikatnym się stał jak wstępna gra małżonķów, rozkosz, która podnosiła temperaturę krwi i ciało przywdziwała w błogość, stopniowo zaznaczającą się wypiekania policzków i ciepłem w klatce piersiowej. Szczęście uszczęśliwiało szczęście w szczęście, które pławiło się w szczęściu.

Zasycił pan Józef Galica trzy krótkie łyki złocistości złotego bażanta i one okazały się balsamem szczęścia, jakim zawsze panu Józefowi była proza legendy z Wisły, czyli wielkiego Jerzego Pilcha, zatem powiedzieć o Bażancie esencja piwa, złoty strzał piwowara, to nic nie powiedzieć, jak napisałby Mistrz Jerzy, bo przecież Złoty Bażant to woda życia, ambrozja, ptasie mleczko, transfuzja życia, kroplówka szczęścia, iniekcja nirwany, przedawkowanie prowadzi do popłynięcia rzeką Styx.

I ponownie spojrzał pan Józef w kierunku świerków. Księżyc przesuwał się w kierunku zachodnim, aby się za niedługo schować za pasmem łysych szczytów i szczytów owłosionych świerków igliwiem. Chmury całkiem ustepowały, a ich miejsce wypełniało się kolejnymi gwiazdami, które migotały albo porozumiewawczo mrugały do pana Józefa, aby się skoncentrował i dostrzegł ich piękno, które tak bardzo inspiruje poetów, kochanków i małżeństwa, które na palcach pokryły się pierścieniami ze złota. Małżonkowie po przejściach, w tym zamęściach wcześniejszych i ożekach, które nie przetrwały, bo sądy są niezależne i one akurat są po to, żeby rozłączyć jak trzeba i mus
.
Zatem znowu przechylił i wleciało po ssał. Że ku połowie pięćset mililitrowej butelki już się miało, to szczęście było oceanem, dusza ponownie upewniła się, że jest gdzie być zamierzała. Po co wstawać i obejmować drzewa w kontemplacji, czerpać z nich energię, łączyć się z matką ziemią, duchami przodków, jak wszystko to razem ujęli Słowacy w pięćdetmililitrową butelkę i powiedzieli, kosztujcie wszyscy, ino umiaru trzeba, a co chcecie to dostaniecie, a wiadomo, że każdy mężczyzna chce szczęścia, A szczęście mężczyzny, to kobieta-anioł.
A pan Józef mioł swoje Maryś jak niekoniecznie Bóg psykozoł, ale kochali się i byni szczynśliwi piknie i cudnie. A Maryś, to nie byle kto beła, bo to byna kobita-janiołecek, że aż jaśnisto się robieno w najcimniejsum noc, kiedy Maryś wychodziła z pensjonatu wilków wycia posłuchać, albo nawoływania puchaczy. I upił pan Józef z butelki, gdy pomuśloł ło scynściu swoim Myrysi i było to jesce winkse szczynście, jak szczęściem jest Zloty Bażant, albowiem ni łobrażajum się słowockie piwowary, że szczyńsciu z jenczmienio i chmiela musi towrzyszyć szczęście mężczyzny, które jest kobietą, bo takie som prawidła życia. Pierwsze kobita-janioł i rownozendne nij - Złoty Bażont.

Bażant kołysał Jozefa i uskrzydlał, że pomyślał sobie - może z lipowego foszta świątka wystrugam, może aniołka, może deboła kigo? Aż tu myśl swobodna zrodziła się ze złocistego płynu i pomyślał pan Józef, a postrugam se wariata! I zaczął pan Józef tańczyć i zawodzić, jak zawodzą Indianerskie szamany na fleku kadzidlanym, czy co one tam wciongajum, aby godać z duchami przodków o tem co tu czynić, aby Indianerom się żyło dobrze, a preriom bogato w bizony, i kiebyk bladych twarzy żony nie wyganiały z domów na połowy Indianerskich skalpów, bo raz, że Indiany łyse być nie lubiom, a dwa, że blade twarze najczęściej wraz ze skalpami, pozbawiali Indian ducha, czyli taki Indianin, to ostatecznie trup był.

Tańczył pan Józef i skakał, transu dostał i się nie obejrzał, jak z wyższych partii kosodrzewiny faktycznie Indiany zesły, te co łuciekły przed Bidenem, a Naczelnik jeich przyjął z otwartymi ryncami i ziemię nadał u wierchów gór, jak onegdaj Tatarów na Podlasiu osadzono.
- Józinku, tak skocecie, że wirchami chybocecie - odezwał się wódz Lewy Róg-Bawoła ze samej Montany.

- Lewy Bawoli Rogu, skocem, bo mnie dobrze i wesoło. Albowiem pozwoliłem sobie na doustną iniekcję cudu płynnego słowackich piwowarów i uduchowionym radośnie. Stund skoconc kolybiem wierchami. Ale wodzu, powiedz ty mnie, czemu z kolei nie skoce szaman Buch Zioła Na Chwałę Manitu. Dawnośmy nie mieli tukej łosuwisk , a lawiny. Zodno kozica nie spadła, abo turystka gupio z Warszawy, co to nie wi, że jak szamun się na bucho, to wnet zatońcy i górotworem poruso, zwłasco, kiej na haju szamanów rucho, czyli mówiąc czysto po polskiemu, kochają się w pozycji na jeźdźca, czyli w nowomowie - uprawiają seks.

- Albowiem Jożinku, nasz szaman był kawalir, czyli stary kawaler i spiknuł się z turystkom z Kaszebszczi i poszął w pidu, i nie ma w tym nic przesady, bo ciungnie chopa do baby?
- Poetki Bawoli Rogu powiadajum, że kobieta to nie ino wiadomo głębia ciała, ale tys wnynytse duchowe.
- Może, ale bez codziennego kolebotanka, to Hanka nie utrzymie Janka. Nawet jak Janek mo codzinnie dostymp do wody ognistej.
- Mosz rację Bawoli Lewy Rogu. Miłość to kasa, zjedniczenie duchowe i Kamasutra jak nocynściej za dnia i w nocy.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!