On: Była moją muzą, moją artystką. I odeszła. Zostawiła mnie tutaj- samego. Gdy nadchodził wieczór, czułem jej brak. Już późna godzina, nadal jej nie ma. I pamiętam jak mówiła, że życie Nas nie rozpieszcza. Kochałem kiedy mówiła " Nas". Bo przecież już nie ona, nie ja, tylko MY. MY razem i my na zawsze. Chociaż nie chciałem, żeby mówiła na zawsze, na zawsze to takie nieokreślone nigdy. Ktoś mądry kiedyś tak powiedział. Słyszę jej obcasy. Wróciła. Więc ją tulę. I proszę: nie odchodź.Mówi, że zostanie. Niech zostaje. Niech wszystko co jej zostanie. I ten jej zapach. Tak świeży, tak delikatny, a zarazem namiętny, tak zmysłowy i naturalny. I niech zielonobrązowe oczy tutaj zostaną. Niech na mnie patrzą, niech mnie pożądają. Bo tylko ona. Tylko tutaj. I mam ją. I ją dotykam. I chcę jej. I ją kocham. I daję jej siebie, a ona mnie chce. I jej delikatne palce wodzą po moich barkach, a moje dłonie na jej biodra i niech tak zostanie. I jestem w Niej. I czuję ją. I pragnę tego, pragnę jej. Wyłącznie. Na wyłączność.
Ona: Poszłam se do spożywczaka, a ten mój artysta romantyk już przeżywa, bo mu nic nie powiedziałam. Rzucił się na mnie jak byk, który tylko raz był napuszczany na krowę. Ale było warto. A teraz już śpi. To ja idę zjem tę zapiekankę, co ją żem dziś kupiła. Cholera, a w tym marketach jakie kolejki...