Menu
Gildia Pióra na Patronite

WYKOPKI - KAMPANIA BURACZANA

fyrfle

fyrfle

Niedziela. Minęło południe. Chce się żyć, a do tego przecudna polska złota jesień w przyrodzie. Można by na Pilsko, można by na Polanę Radziechowską, może gdzieś na szlaki Beskidu Małego, ale jest przecież jedno z najurodziwszych miast w Polsce Bielska-Biała, więc tam postanowili spędzić resztę dnia, który ich religia nakazuje im święcić i w tym dniu odpoczywać. Na szczęście święcenie tego dnia w dzisiejszych czasach można skutecznie i bezpiecznie obejść, idąc do świątyni w sobotę, co też w szabas skwapliwie wieczorem uczynili.

Bielsko-Biała, miasto przecudnej urody, miasto kawiarni, miasto restauracji, miasto pubów, miasto jadłodajni, miasto herbaciarni, miasto lodziarni i setek miejsc gastronomii, a oni chcą, aby człowiek z tego nie korzystał, żeby szmatą zakrywał twarz, czyli swoje ja, żeby uwierzył, że nie szczęście jest najważniejsze, tylko strach o zdrowie i lęk o życie, że trzeba żyć w strachu, a nie w radości i bez myśli o chorobie.
Dlatego spotkali się wszyscy w Bielsku-Białej: dziadkowie, dzieci i gromada wnuków i szaleli w wolności i w szczęściu, drwiąc z wmawianego im losu. Nawet, jeśli prawdziwy, w co im nie wierzyli, choćby im setki worków z ciałami pokazali. Wierzyli sobie. Swojemu życiu bliskiemu, bez jakiegokolwiek dystansu i swojemu zdrowiu oraz śmierci, ale na ich warunkach i z wolności, nie w kajdanach i szmacie na ustach.

Najpierw poszli do lodziarni i delektowali się swoimi ulubionymi smakami, potem na plac zabaw obok Białej rzeki, pełnej barw jesieni. Wnuki bawiły się, starsi ich pilnowali i mieli podziw dla żula na ławeczce, który pociągał zdecydowane hausty wódki z maciory, czyli litrowej butelki. Najprawdopodobniej był on dowodem na wielkie zwycięstwo i sprawność polskiego systemu opieki społecznej. Przyszła niedziela i człowiek ostatniej klasy społecznej przychodzi na bulwar nad rzeką i świętuje, i wypoczywa, jak umie najbardziej, będąc natchnieniem dla pisarzy i atrakcją dla matek, cioć i dziadków wypoczywających ze swoimi pociechami. A w rzece kaczki są, takie niedzielne, tak klasycznie nastrajające do esencji niedzieli, wypoczywania i refleksji, filozoficznej góralskiej myśli o zwolnieniu tempa życia, w jedności z przyrodą, którą On stworzył, a On podpatrywał w niezliczonych wędrówkach po tej ziemi i do nich, co na nich liczył.

Poszli wzdłuż rzeki kwietnej, jak żadna inna w Polsce. Poszli patrząc w oczy i usta tysięcy innych. Nie bali się ich. Ich oddechu. Ich dotyku. Wszyscy byli przeszczęśliwi i w duchu nienawidzący tych zakazów i autorów tych zakazów. Cieszyli się życiem gromadnie, w miłości, bez jakiegokolwiek dystansu i wiary w jakiekolwiek choroby.

Ratusz. Cudny kwietny ratusz ludzi wolnych, gdzie nie tak dawno kilkadziesiąt tysięcy ludzi miało gdzieś i głowa w głowę śpiewali "mogłaś moją być, kryzysową narzeczoną".

Przepięknej maestrii bielskie murale. Fantastyczne bielskie kamienice. Zachwycające rzeźby, płaskorzeźby i detale architektoniczne. Wreszcie Pampalini, wreszcie Bartolini Bartłomiej, wreszcie Smok Wawelski, wreszcie Tajemniczy Don Pedro, szpiegujący siewców zaraz i tych, którzy nimi próbują zamienić radość w kalafior, jak śpiewał Lech Janerka. Reformatorów normalności. Rewolucjonistów śmierci. Tyranów.

A niedaleko za ratuszem, za cudną kamienicą z misiami, gdzie Don Pedro i Smok Wawelski i te setki ludzi stojących dookoła nich usta w usta, ręka w rękę. Robiących zdjęcia swoim pociechom w aucie Smoka. Tam jest ta najsłynniejsza budka z lodami w Bielsku-Białej, miejsce dla Bielszczan i turystów kultowe, więc i oni swoją wesołą gromadą stanęli w kolejce po najcudowniejsze lody w Galicji i Zaborze Austriackim. A kiedy już wszyscy mieli kultowe niebo w ustach, to najstarszy z dziadków tej paczłorkowej rodziny zaintonował kultową pieśń Kultu i wszyscy zaczęli wznosić ręce do góry i obchodzić tanecznym krokiem kultową budkę z lodami kultowymi i wszyscy głośno rodzinnie śpiewali kultowe Kultu strofy:

łąka na niebie się kończy
Ja tańczę tańczę na słońcu
Słowo na które czekałem
Padło z Twoich ust w końcu
Tańczę tańczę na łące
Przecież łąka to słońce
Mądrze świat został stworzony
Dzięki za to Ci Ojcze

Turyści i mieszkańcy zaczęli im klaskać i przyłączać się do korowodu. Ktoś otworzył okno na górnym piętrze jednej z kamienic i wystawił głośnik, po czym z głośnika na cały plac rozległy się radosne niebiańskie dźwięki "Brooklińskiej Rady Żydów". Kilkaset osób tańczyło, klaskało i bratało się w wolności, robiąc sobie selfie, ściskając się i bratając, obejmowali się w uścisku niedźwiedzim.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • kukaczka

    5 October 2021, 09:50

    ..bardzo obrazowo i kusząco, jadę do BB !

    • fyrfle

      5 October 2021, 13:11

      Szkoda, że tutaj nie można dodawać zdjęć wraz tekstem,jak na fejsie. Pozdrawiam serdecznie.