Menu
Gildia Pióra na Patronite

Mój Wschód cz. 4

fyrfle

fyrfle

Na początku 2019 roku z internetu dowiedzieliśmy się, że w Cisnej w dniach 3-4 maja odbędzie się druga edycja rockowego festiwalu ZEW. Spontanicznie postanowiliśmy tam pojechać, tylko nie mogliśmy absolutnie znaleźć jakiejkolwiek kwatery i dopiero po interwencji administratorki Kształtów Słów Anny dostaliśmy się pod opiekę właściwych ludzi i załatwiono nam noclegi w Zatwarnicy - 50 kilometrów od Cisnej. Byliśmy wtedy zdeterminowani. Chcieliśmy wysłuchać przede wszystkim koncertów zespołów KSU i Lecha Janerki, którzy to artyści koncertują bardzo bardzo rzadko i była to jedna z nielicznych okazji usłyszenia ich na żywo. I pojechaliśmy drogami krajowymi, a maj był cudny w czasie tej naszej wyprawy, program trzeci polskiego radia nadawał top wszech czasów polskiej piosenki, więc jechało nam się w przecudnych okolicznościach muzycznych. Przyroda szalała. Zieleń traw, ozimin i miliony złoto kwitnących mniszków. Drogi bardzo dobre, tylko, że cały czas teren zabudowany i korki, zwłaszcza ten w Nowym Sączu. Krosno, Dukla, Sanok, Rymanów, Wołkowyja, gdzie liznęliśmy Soliny i jeszcze zapodaliśmy sobie jakąś pętlę bieszczadzką, więc snuliśmy się pomiędzy połoninami i dopiero przed wieczór zajechaliśmy w gościnne progi naszych gospodarzy. Rozmowy z nimi o życiu. O wyludniających się Bieszczadach ze względu na brak pracy, brak perspektyw i brak komunikacji, infrastruktury i dostępu do kultury. Generalnie ludzie chcą w żyć w cywilizacji, a nie jak legendą obrośli Zakapiory Bieszczadzkie, których symbolem był majster bieda.

Wstajemy rano, jemy śniadanie i idziemy spacerkiem nad San mając z lewej i prawej strony drogi łąki ozłocone kwitnącymi kaczeńcami. Przeżycie naprawdę urzekające, które potem starałem się oddać w pewnym opowiadaniu. Siedliśmy pod mostem nad sanem i medytowaliśmy, wchłanialiśmy w siebie ten nurt, ten bajeczny obraz, przeistaczaliśmy się we wzruszenie i szczęście. Potem te przepiękne wnętrze kościoła w Zatwarnicy i wielkiej treści patriotyczne kazanie tamtejszego proboszcza, który miał prawo pełne w takiej ziemi jak Bieszczady głosić ostre bezkompromisowe słowa do tych, którzy twierdzą, że Polska nie jest najważniejsza, że polska tradycja nie jest najważniejsza i na niepodległość i suwerenność należy patrzeć relatywnie, a w spojrzeniu tym polska racja stanu nie jest najważniejsza. Ludzie z Warszawy podchodzili, ściskali dłoń księdzu i mówili, że cieszą się, że tutaj przyjechali na weekend majowy i usłyszeli te słowa wsparcia, bo w stolicy takich kazań księża już głosić nie mogą, ale przeważnie nie umieją już. Po mszy idziemy do hotelu i prosimy o legendarny zestaw tamtejszych pierogów autorstwa szefowej kuchni hotelu. Naprawdę wspaniałe doznanie kulinarne. Nie mamy już czasu iść wgłąb Bieszczad, do spalonych wiosek, porośniętych sadów, połamanych próchniejących krzyży na niewidocznych prawie cmentarzach. Wierzymy tablicom głoszącym wylane tutaj morza łez i krwi. Wsiadamy w auto i jedziemy 50 kilometrów na imprezę, która ma w swoim zamiarze przywrócić Bieszczady żywym, żywym i radującym się życiem. Mijamy połoniny, przejeżdżamy nad rzekami, a w rzekach na głazach stoją młodzi ludzie i całują się. W połowie drogi wjeżdżamy w burzę, więc w Cisnej będzie deszcz jak w piosence i z placu koncertu będziemy się zachwycać legendarnymi parującymi połoninami. Nim tam zajdziemy, to wejdziemy na wzniesienie i oddamy hołd przy pomniku Polakom walczącym o polskość tej ziemi ze zbrodniarzami banderowskimi. Chwilę później cudne dźwięki zespołu KSU i grupy Madragona towarzyszącej "Siczce" i ekipie. Przecudnej urody i energii przeżycie, jedno z najważniejszych marzeń spełnione, a na finał "Jabol Punk". Potem oczywiście jeszcze Lech Janerka, Lao Che, cudny koncert i przezabawne teksty "Nocnego Kochanka", rewelacyjna jak zawsze "Coma" i wielu innych, a na finał w drugim dniu koncertów KULT. Wracaliśmy w pełni nocy bieszczadzkich do kwatery, w tych mgłach, obok tych brudnych utaplanych w błocie po ostatni włos na czubku głowy pogowiczów, obok leniwie pasących się na zakrętach drogi wielce rogatych jeleni, uważając na rysie, które jak to koty mogą bezmyślnie wbiec pod jadący samochód.

W tym roku też ZEW się odbędzie. Może jeszcze kiedyś wrócimy w Bieszczady. Zwłaszcza chciałoby się zobaczyć ową jesień złotą, Solinę i jeszcze raz posłuchać KSU, może w tym ich dorocznym sierpniowym koncercie w Ustrzykach? Życzymy Bieszczadom, aby nie były Polską C, czyli, aby powróciły tam połączenia PKS i aby wybudowano tam tory kolejowe i pociągi dojeżdżały chociaż do Zagórza i Ustrzyk Dolnych. Życzymy im, aby polski rząd zainteresował się mieszkańcami i może zorganizował tam kilka baz wojskowych, które dadzą mieszkańcom pracę, a i pewność, że nie dosięgnie ich już więcej zbrodnicza ukraińska ręka banderowskiego okrucieństwa.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!