Menu
Gildia Pióra na Patronite

Młodość

Elodja

Elodja

Młodość – to dla pierwszych dziki bieg pomiędzy minowymi polami, to bomby atomowe, to krzyk i łzy, gorzkie niczym koszmary z dzieciństwa, schowane gdzieś za szafkami na bujanym fotelu. Zamkniętych w skrzypiącej podłodze. To ciągłe, niszczące od wewnątrz, zachłyśnięcie się radioaktywnym powietrzem, to smutek, złość i uraza.

Zawsze sami, ludzie jak pnie drzew, okryte korą strachu.
Dla jednych to wieczne upokorzenie, z brzydotą na ramieniu i flaszką kiepskiej wódki wypitej gdzieś w ciemnej bramie - Utopione smutki dopływają do portu – a ich morzem targa sztorm. To spacery w ulewie z zawrotami głowy, pod okno miłości, która nie chce ich znać. To wieczne zmęczenie mięśni, katar tańczący z kacem, w bardzo ciężkich butach, na bardzo wrażliwym sercu.
Zawsze zamgleni, ludzie jak deszcz.
Dla drugich to jesienny, złoty park, z nieśmiało opadającymi liśćmi. Kołysany lekkim wiatrem i pachnącym wanilią deszczem, to uśmiechy spod parasolki i splecione dłonie. To dojrzały marsz spokojną, ustaloną drogą, z przymrużonymi od popołudniowego słońca oczami, to iluzja wymieszana z rzeczywistością. I te podniesione głowy i organy z kościoła tuż obok. To przekartkowane książki i wyuczone schematy świata, od dziada pradziada.
Zawsze w nijacy, ludzie jak liście
Dla trzecich młodość to bieg, to krzyk i radość, to chwytanie słońca w rozpalone ręce. To spadanie w czekoladowe doły i gonienie cynamonowego królika, to Ikarowy lot , niczym latawiec na nitce Ariadny. Niekończąca się powieść naćpanego barda, to miliardy kolorów zamknięte w przeźroczystej skrzynce. To wykrzyczane tajemnice w blasku księżyca. To gorący seks na polu pszenicy.
Zawsze gasnący, ludzie jak ogień
Dla czwartych młodość to upragniony stan wolności poprzeplatanej marzeniami nadziei lepszego życia. To okres szaleństwa na smyczy. Wyznaczania sobie celów logicznych, zdobywania poszczególnych szczytów, to wzniosłość chwili i łamanie barier- które samemu sobie się narzuciło.
To momenty niczym uderzenia skrzydeł motyla, to niczym klekotanie drewnianych marionetek, to jak odpadająca farba ze ścian rodzinnego domu. Z przyklejonym uśmiechem aktorzy poranka i samobójcy nocy. To zbyt duże serca, na zbyt małą pierś. To zagryzane wargi do krwi, to wbite paznokcie. To ukryte sznyty na nadgarstkach, zasłonięte drogim zegarkiem. To naciągnięte od uśmiechu usta, to radosne mrugnięcia. To górnolotne słowa w zmarzniętych ustach.
Zawsze milczący, ludzie jak wiatr.

Dla mnie, młodość to wysokie drzewa, na których niektórzy budują swoje domy z liści. Tylko po to aby ktoś podpalił ich utopię, a ktoś inny rozsiał smutną wieść po całym świecie. Młodość jest nieefektywna, jest drogą do przodu bez możliwości wybrania strony. Zawsze po środku, jak ludzie bez ideałów. Młodość jest zmienna, nieco nużąca i pachnąca wodą. Czasami osłodzoną. Dla mnie młodość to nieistotny znaczek przypięty do brudnej czapki. To spalone nadzieje i marzenia. To rodzący się cynizm i popadanie w marazm. To wojna na sztylety z ludźmi niewinnymi. To ciągła i nieustanna manipulacja. To bal przebierańców, w którym każdy nosi maskę.
A te najładniejsze zdobywają świat. Nikt nie lubi ludzi bez masek. Bo przecież nie pasują do tego balu pozorów. Bo przecież, młodość powinna się uśmiechać, czyż nie?
Zawsze uśmiechnięci, ludzie jak teatr.

7357 wyświetleń
82 teksty
7 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!