Menu
Gildia Pióra na Patronite

poprawny pesymista.

Logos

Logos

Listopad niby nic, ale wiadomo świata koniec. Świata młodego człowieka, którego jak setki tysięcy innych ludzi szarpała od środka samotność. Rodzina, to tylko typowa nazwa w socjologii społecznej. Bo czym jest rodzina, jak nie osobnikami, którzy dają Tobie życie, sprezentowali kompanów, z którymi i tak nie potrafisz się dogadać, znaleźć wspólnego języka - to jakby wjechać do Chin na paszporcie "Made in China", a i tak nie być częścią tutejszego ekosystemu. Przyjaciele, zbiór i nagromadzenie jednostek, którzy jak hieny czekają na ochłap mięsa jaki zostanie im po tym, jak sęp - świat przyczynowo-skutkowym - obstawi im kawał mięsa, dzięki którem będą mogli się posilić. W ostateczności też podziękują Tobie, lub nawet zaczną między sobą rywalizować, o to by jak najwięcej się nachapać, tego co dostarcza im Twoja wizja rzeczywistość. Dziewczyna, kolejny nieco różniący się osobnik od nagromadzonych jednostek, którego można sklasyfikować jako pijawka - wysysa z Ciebie krew, ale dzięki temu możesz przeżyć, pozbywasz się złych emocji, przeżyć, dostajesz nawet szansę na zagojenie swoich blizn, to znaczy, na zabliźnienie tego, co dostarczyła Tobie Twoja wizja. Czym ona jest? pod co można podpiąć te całe wyobrażenie? Czy gdybym był niewidomy, mógłbym stwierdzić że wizja istnieje? Z pewnością mógłbym odnieść wrażenie, że pomimo braku wzroku, coś innego dostarczyłoby mi bodźców, które mógłbym nazwać wizją. Kiedyś się nawet nad tym nie zastanawiałem, no właśnie -kiedyś; dziwne sformułowanie, tego co było wcześniej, pokrzyżowane z tym, co może być w niedalekiej przyłości, a nawet teraz. To tak jakby teraźniejszość nie istniała, bo już o niej pomyślałem, to wszystko nie jest proste, ale jednocześnie skomplikowane. Dzięki temu, zastanawiam się skąd u mnie szczep tej samotności, przecież nie może to być naturalna część przyrody, przecież dewiacje wytwarzane są przez zło, przez coś co nie jest dobre. A natura właśnie jest dobra, to że nie jest łaskawa, nie oznacza że jest zła.Tsunami na Haiti, trzęsienia ziemi w Japonii, czy huragany, które potrafią spustoszyć to, co człowiek budował przez lata. A może właśnie chodzi oto, że naruszyliśmy prywatność Matki Ziemi, która chce wyplenić niezdrowy szczep, który został stworzony przez osamotnionego człowieka. Czy właśnie nie stwierdziłem, że to my jesteśmy twórcami tej choroby XXI wieku. Czy to przypadkiem nie my, ludzie, stwarzamy sami sobie okazję do samotności? Przecież jesteśmy ludzie nie mumie. Komunikujemy się co prawda też niewerbalnie, bo w przeciwieństwie do tych martwych ssaków owiniętych w papier toaletowy jeszcze ruszamy się. A mimo to, co raz trudniej nam utwierdzić się w tym, że nie jesteśmy sami. Nie chodzi mi o jakieś cywilizacje pozaziemskie, tylko oto, że wokół nas są właśnie hieny, czy różnego rodzaju pijawki. Podobno jest też jakaś duchowość, coś co nie ma kształtu a wiemy że istnieje, lub nie wiem, ale czujemy, ewentualnie wyobrażamy sobie, że tak jest. To by wiele tłumaczyło, gdyby nie mądrzy ludzie w białych fartuchach, tak mowa o profesorkach, którzy twierdzą że jesteśmy kupą białka, czy czegoś tam naturalnego, ewoluującego się od tysięcy milionów lat, jednak gdyby tak było, to Gaja - Matka Ziemia - nie robiłaby nam krzywdy, a my nie bylibyśmy samotni.

Dobra, myślę że czas się ogarnąć i wstać z łóżka. Przywitać osobników którzy dali Tobie życie, sprezentowali kompanów. Istne umysłowe, poranne "deja vu". Nie ma nic gorszego od tego, że pomimo iż jesteś, to tak na prawdę Ciebie nie ma, lub wmawiasz sobie że Ciebie nie ma, oczywiście nie chwalisz się tym, bo mógłbyś doznać zaszczytu włożenia białego fartucha. Tyle tylko, że zakłada się go guzikami do pleców i ciężko mówić o tym, że jest przyjemnie i że możesz poczuć tą dumę -ścisłowieda.
Słanie łóżka, jakie to interesujące. Pomyśleć, że gdybym od małego chłopca nie słał go, w przyszłości mógłbym sobie po prostu zwyczajnie nie poradzić w życiu. Nie wiem jaki dzisiaj dzień, to chyba dobra perspektywa, to nawet takie przybliżenie do tego że jestem, ale mnie nie ma. Dylemat niczym z dramatu Hamlet: Być, albo nie być - włączyć komputer, albo nie włączyć.
Odpowiedź jest jasna, loguje się do systemu, tylko po to, by po chwili na ekranie oświecił mnie zegarek - 14.23. Dwadzieścia trzy? To dobry dzień na śmierć. Na szczęście mamy dwudziesty piąty listopad, czyli miesiąc życia jak nie patrzeć. Podobno cechą ludzi samotnych jest notoryczne myślenie o śmierci, dobrze, że ja tak nie mam. Odpalam gadulca i wita mnie nowa wiadomość od Revo - jedna z hien: "Ej, masz pożyczyć 5 zł? oddam na pewno..". Jakby myślał, że zapomniałem o moich 10 zł, które pożyczyłem mu trzy miesiące temu i cień po nich zaginą. Dlaczego ludzie muszą mnie irytować nędznym portretem królów, na kolorowym papierze. Postaciami, niczym ze średniowiecznej przebrzmiałej wystawy z muzeum, kiedyś, no właśnie w tamtych czasach: etos rycerski, ideały; dziś: chlanie, ćpanie i rozkoszowaniem się życiem, bo przecież kiedyś umrzemy i mi się należy coś od niego.

- Ej Revo nie mam nic floty..
- Co Ty gadasz, potrzebne mi jest.. weź poszukaj, język mi wyschnie zaraz, taki balet wczoraj był.
- Ty sorry, ale nie mam..
- Spoko..

Balet, jakie to piękne. Przechlać całą noc, zresetować swoje szare komórki, by nad ranem załączył się system i prosił o aktualizację sterowników, bo poprzednia wersja przestała odpowiadać na komunikaty. Toż to cud, dostać nowe życie do czasu gdy wgra się nowe wtyczki, nowe patche usprawniające przepływ informacji poprzez sploty układu nerwowego, czy jak to tam można nazwać. Lista komunikatora, na nich intrygujące sentencje współczesnych filozofów : "Ale się najebałem, nie czuję głowy", "<33", "Bądź tu i strzeż, ramieniem silnym.",
";((((...".

Lovelasy, imprezowicze, smutasy i wielu innych, z którymi tworzę społeczność będąc podłączonym do sieci, to prawie jak w życiu, to takie second life. Pomyśleć, że gdyby wyjść na ulicę i nad głowami ludzi widniał taki status: dostępny - wkurzony, czy też - pogadaj ze mną. Świat byłby nieco łatwiejszy, podchodzisz do swojego ziombla i widzisz co się dzieje, rozmawiasz i dzięki temu jak w simsach masz dobre relacje, to też by się przydało, taki wskaźnik lubienia. Niestety, większość z nas jest na: zaraz wracam - to znaczy nie mam czasu, niby nie mam; ale robię, buduję swoją przyszłość, gonie ją, lub ona goni mnie. Czy też: niedostępny - jestem poza, ale jestem i kiedyś wrócę. Lub też jak kameleon wtopiony w wyścig szczurów - niewidoczny - działam, robię coś, mam pełen dostęp, ale wy nie macie dostępu do mnie. Jakie to szlachetne w tych czasach, uważać się za kogoś wyjątkowego. Bo tylko JA jestem do tego zdolny, JA jestem wyjątkowy, wyjątkowy bo zamknięty i ograniczony we własnym poczuci własnego JA, a jednocześnie nie potrafiący podskoczyć wyżej własnego tyłka. Czy to nie śmieszne? Wszystko skierowane na własne JA, a potem płacz że jest się takim JA super gościem - samotnym.

To by wiele wyjaśniało, że ludzie mniej zamożni, są zdolni do alturistycznej pomocy i to nie na zasadzie, ja pomogę Tobie jeśli Ty mi pomożesz, nawet kiedyś; Tylko pomogę Tobię, bo masz problem. I też nie na zasadzie, że jeśli nie masz problemu, to ja się postaram abyś miał problem i wtedy będę mógł Tobie pomóc - jakie to byłoby chore. Eh. Jednak sami się tak zachowujemy, jest spoko, to wymyślę coś, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę. To ma sens, zwłaszcza, gdy działa to jak przekaz podprogowy z kiepskiej reklamy podpasek, którą oglądać muszą mężczyźni, tak jakby wiedzieli o co chodzi; a jednak nie adresujesz swojego komunikatu, ale masz cichą nadzieję, że Twój rzekomy odbiorca go odbierze. Wybawi Ciebie z tego, z tej samotności którą odczuwasz, gdy nie masz z nim kontaktu, punktu zaczepienia. Jakby nie prościej byłoby napisać do tej osoby "Dzień Dobry", zaraz by można było pomyśleć sobie, że coś jest nie halo z adresatem. Zanika to w naszej młodzienczej świadomości, kulturze, wychowaniu w domu. A co dopiero w sieci używać tego archaizmu, lub zwrotu grzecznościowego, gdy chcesz coś załatwić w urzędzie i sztucznie uśmiechnąć do pani w okienku, by się poczuła dobrze - altruizm, eureka!.

Nie, to jednak byłby zamach na własną osobę, na godność, bo przecież nie mogę się wyróżniać od innych, a jednocześnie muszę być, muszę mieć wyjątkowe JA. I pętli się to, jak pętla w C ; w sortowaniu bąbelkowym, czy jak pętla na szyi, która kończy algorytm życia. Błędne koło, error - reset? To wszystko wyjaśnia.

Schytrzę się i wejdę na "niewidoczny", przecież w tych czasach, trzeba być jak lis przebiegłym, silnym jak lew, ślepym jak nietoperz i głuchym jak ryby. Chociaż nie wiem, czy to prawda, nie miałem tego na biologii, moją pasją nie są ryby. Ale pokuszę się iż tak jest, mało to profesorków jest co by mi szybko uświadomili że się mylę. Lecząc swoje kompleksy, a może to ich ideały - będę nauczał ludzi, niech są świadomi, świadomi czego? "Reakcja zachodząca pomiędzy składnikami kruszywa (SiO2) a... w środowisku zasadowym są niestabilne. ... Jest to typ reakcji zachodzącej pomię- .." Wszystko jest stanem umysłu podobno, umysłu, który ma każdy, ale na miano tego zasługują Ci co z wody potrafią zrobić ogień, ot wyróżnienie za cuda niewidy.

Oczywiście zawsze od przebiegłego lisa, znajdzie się scfany lis, który wywęszy każdą sytuację. Nie wiem czy pijawki mają ten dar, usposobienie lisów, czy to tylko przypadek, ale napisała - a przecież mnie tak jakby miało nie być; moja poranna złota myśl: jestem, ale mnie nie ma, widocznie się nie udała. Dziwne że ludzie nie wmawiają sobie że są, tak jakby ich nie było nigdy, tak jakby w nocy wysakiwali zza ciemnej zasłony i czekali poranka, by znów się schować; ja też tego nie rozumiem - fascynujące, napisała pierwsza. To znaczy że coś do mnie czuje i to mocno, bo pisze pierwsza. Przeważnie to ja muszę pisać pierwszy, w końcu jestem mężczyzną, muszę pokazać że mi zależy. Totalna masakra, jak gdyby miało to kuriozalne znaczenie dla przyszłego "kiedyś", jak gdyby miało odcisnąć to znamie na mojej świadomości: Patrz piszę do Ciebie pierwsza, nawet na niewidoku jesteś, a piszę - widzisz jak musi mi na Tobie zależeć. Tak, to daje dużo do myślenia, zwłaszcza, że w wiadomości pojawia się emotikona ";*" i zapytanie: Jesteś może? hmm.. Czyżbym się mylił? Czyżby nie potwierdziło się to, że pijawki to nie są takie cwane na jakie wyglądają - wyginają się w przeróżne strony, są gibkie, to chyba znaczy, że zacieszają z tego że mają dostęp do swojej ofiary, w tym wypadku mnie. Czyżby nie była pewna czy jestem? Czy to pytanie kontrolne i zaraz się zacznie bombardowanie literami, które złożone w wyrazy, a te we frazy mają przekazać mi bardzo pilne treści.

Boję się, boję się strasznie odpisać, bo nie wiem co za tym się kryje. A co jeśli ma nastąpić to tamtejsze, przyszłe kiedyś? Co jeśli okaże się że moja nadzieja, że to jej obrzydliwe "zależy mi, bo napisałam pierwsza" okaże się tylko moją wyimaginowaną myślą, moi błędem logicznym? Mogłoby to się okazać straszniejsze, niż sama treść o tym, że to prysło, akurat teraz, akurat dziś, w tak słoneczny dzień, jak na listopad.

Zaczęłaby się litania: bo nie rozmawiamy ze sobą, bo rzadko się widujemy.. nie masz dla mnie czasu, bo coś tam. Tak jakby uczucia miały jakiś dekalog - 256 rzeczy które muszą być spęłnione w różnorakiej kolejności. Bo przecież nie może być to monochromatyczne i pozbawione kreatywności, przy czym musisz spełnić wszystkie warunki inaczej koniec. Tak jakby podpisujesz lojalkę, z kimś gorszym od diabła - kobietą; gdzie małym druczkiem jest zaakcentowane "Mogę wycofać się z paktu, bez podawania przyczyn - ale najczęściej, czyt. zawsze to będzie Twoja wina - bez informowania Ciebie wprost, z możliowścią traktowania Ciebie jak powietrze, bo w końcu może zabraknąć mi tlenu, wtedy wrócisz do moich łask".

Tak jakby nie może wszystko być wporzo, bo zawsze będzie coś nie trybić, bo różnice, bo moje JA, bo moje oczekiwania, bo cholerny deszcz nie spadł i mam zly humor. Dlatego posunę się do czegoś głupiego, a może szalonego? Zniszczę to na czym mi zależało, bo przecież lepiej jest burzyć, lepiej znaczy łatwiej..
A wspomnienia? Reset? A może, usuń pliki.. Dziś to chyba nie problem, zastąp stare pliki nowymi i elo, pozamiatane.
A jednak się angażujesz, chcesz czegoś innego, czegoś co pozowli Tobie odbić od rzeczywistości, co pozwoli Tobie być, ale nie być w tej wizji rzeczywistości.

Ryzyko, ryzykiem, bo jak lubisz rany, blizny, to przecież wiesz że może pojawić się kolejna pijawka, która te rany zagoji i zrobić może nowe. Bo ten rzekomy dekalog, jest uniwersalny, to znaczy wszystkie kobiety go przestrzegają, a jeśli wyjdziesz ze swoją propozycją, to masz już problem, jesteś zdradzony, znaczy stracony; choć to na to samo wyjdzie.

Odpisać jej, czy nie odpisać? hm. ciężkie dziś dylematy mam, tak jakbym był specjalistą w wyborach, jakimś specem co zna się na całym tym systemie i pływa w nim jak rybka w akwarium. Nawet jeśli.. Może przyjść nowa wersja, a Ty wtedy masz pecha, odchodzisz do lamusa i elo. Kurczaczki, raz się żyję - odpiszę. "No Hej ; * co trzeba? ;>" Dobrze, że nie zapomniałem ";*" bo już bym został zjedzony na starcie. Już by zaczęła się wojna ciut nie światowa. Mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że na tej wojnie byłbym w roli kamikadze - wykonać ostatnie zadanie - zniszczyć siebie. "Niedostępny" - czyżby sobie poszła? Czyżby przejęła moją strategię? I zaraz się zacznie.
Dlaczego ja ciąglę myślę, że zaraz coś się zacznie. Tak jakbym przeczuwał coś? Intuicja kobieca? Zaraz zaraz, przecież jestem Mężczyzną. A Ci z kolei nie mają takiego super świetnie rozbudowanego systemu, który mówi Ci, co jest dla Ciebie lepsze, mimo iż nie widać pola wyboru, to jednak wybiera za Ciebie. Chyba tak to działa, ale nie mogę tego potwierdzić, jestem Mężczyzną - prymitywem, który można w każdej chwili zastąpić innym. Chociaż krążą po sieci pltoki, że facet, wystarczy że będzie szczerze kochał, a nie wyląduje na śmietniku. Niby ciekawa informacja dla tych którzy próbują zaopatrzyć się w taki produkt, lecz jak się przyjrzeć znowu kruczek. Znowu.. Będzie kochał, ale jednocześnie nie musi czuć się kochanym. Taka mała dygresja, której nie można się przyglądać. Niby tak średnio z polotem, pięćdziesiąt na pięćdziesiąt może być. To jednak krąży to po sieci, a jak wiadomo wylogowujesz się i jesteś w innym świecie. Gdzie rządzą się inne prawa, ale zarazem takie same, bo nie zmienia się ich treść, tylko rodzaj przekazu, takie per2per, po ludzku mówiąc face2face.

Nie odpisuje, chyba sobie poszła. Może się obraziła, lub nie może pisać teraz, lub rozmyśla poczciwy plan, by mnie przy-atakować. Moimi własnymi myślami, masochista? Niee, zagubieniec, ale co zrobisz, jak się martwisz. Bo nie chcesz tego cholernego kiedyś, nie chcesz by zniknęło to we mgle gęstej jak mleko, by odebrało Tobie chęci do dalszego życia. Znaczy będziesz żył, ale znowu z poczuciem nie istotnego przywiązania do planety, do wszechświata. W sumie, jakby pomyśleć, to przez taki mały incydent może się wszystko rozpaść, to co dopiero przez nieco grubszą sprawę? Śmieszne? Mnie już nie śmieszy, budujemy fortecę z patyków po wielkiej suszy. Zbudowałbyś z solidnego fundamentu, ale to Ty masz beton, a ktoś ma wodę. Jak się nie umiesz dzielić, to lipa, lipton z Twojego budowania. A jeszcze jak trafisz na kogoś, kto lubi budować, ale bardziej lubi burzyć - szaleńców nie brakuje - realizujących swoje JA, swoje piękne, przecudowne, przemega samotne JA - z czasem się odezwie, to masz pęknięcie na swoim serduszku. Ot takie miłe zaskoczenie, miłe? Bo jesteśmy silni, nawet jak dostajemy przysłowiowego kopa w tyłek, to jednak idziemy dalej. Po roku, może dwóch, może kilku dniach, miesiącach, godzinach - wstajemy i idziemy budować, ew. burzyć dalej. Wyrwane chwile z naszego życia nie łatwo zalepić pozytywnym smaczkiem, jakim zsyła nam codzienna rzeczywistość, przepełniona pragnieniami własnego JA..
A młodość jak to mówią szybko minie, będziesz chciał ją złapać i zatrzymać. Skończy się na starym zrzędzeniu: dlaczego, dlaczego przegapiłem swoją młodość, roztrwoniłem ją?. Tak bardzo chciałem być dorosły, taki poważny i super hiper ważny JA w tym świecie, na tej planecie. A teraz bolą mnie kości i nie mam zębów, pod warunkiem że w tych czasach i w tym systemie ktoś z nas dożyje tej starości..

Istny lament przerażających myśli rozproszonych po całym ciele, dreszcze, gęsia skórka, tylko przez to że jest się niewolnikiem własnych myśli.
Porozmawiać z cieniem, z kopią siebie by wyjaśnić pewne kwestie, które wcześniej było lepiej zapomnieć, a dziś odbijają się jak czkawka, nie dając Tobie zasnąć. Jesteś sam, czy sam zostałeś w tej walce, a przecież masz przyjaciół. Co prawda hieny cmentarne, ale dobrze że są. Co innego pijawka, jedna jest wystarczająca, ale chęć posiadania mówi instynktownie nam, aby mieć więcej i więcej, aby zdobywać, aby mieć, nie być. Jakie to smutne, gdy poczet królów zakrzywi Twój punkt widzenia, gdy system wartości, w miejscu gdzie się urodziłeś i żyjesz, sprawia że jesteś typowo usposobiony, a przecież jest to potrzebne, ale z rozsądkiem. Nie masz swojej ostoi, nie masz gdzie zacumować swojego statku przeżyć. A gdy się zatrzymujesz, bo napotykasz na swoim szlaku sztorm, jesteś sam.. To nawet dużo, bo jesteś, są Ci co ich już nie ma, ale przyroda każe nam o nich zapomnieć. Tak samo jak każe nam zapomnieć o wszystkim tym co jest niewidoczne dla oczu. Presja każe ciągle coś nam zdobywać; przecież każdy i tak zrobi swoje.

Kiedyś wszyscy wylądujemy w trupie - nie mylić z ławką rezerwowych na boisku, chociaż podobno wierząc w duszę, właśnie idziemy do takiej poczekalni dusz - na ławie będziemy leżeć jak te mumie; Jacyś ludzie w białych fartuchach będą nas ciąć, znaczy nie ludzie, tylko ruszająca się masa białka - bo tym dla nich będziemy - znaczy ludzie w fartuchach, ale z guzikami z przodu, jednocześnie z mentalnością tych co guziczki mają zapięte z tyłu. Coś ich musiało wykreować, pasja, dzieciństwo, subkultura, czy dziwne historie spisane przez ludzi na kartkach, dające obraz - wizję, ale nie świata, tylko jakiegoś obrazu, filmu, który wyświetla nam się podczas czytania takich periodyków. Będzie ciąć, tą masę która się nie rusza. Pocieszające? Dla Ciebie jeśli jesteś krojony, to nie. Jeśli kroisz, to bardzo dogodna sytuacja - szef kuchni pan ostrza zaprasza.
Bo przecież jesteśmy zdolni do kanibalizmu, do zatracenia siebie, do samounicestwienia. Czego to człowiek nie wymyśli, by odpocząć na wiecznych wakacjach.

Cóż też daję loga z sieci, w końcu ile można czekać aż Ona wróci i powie co chciała. Może w końcu spotka nas coś miłego, coś prawdziwego. Prawda nie istnieje, ale wiemy, lub czujemy co to dla nas oznacza.. po ponownym podłączeniu się do sieci.

103 928 wyświetleń
1596 tekstów
14 obserwujących
  • Albert Jarus

    3 April 2012, 23:02

    Bardzo dobry myślący tekst. Podoba mi się. Gratulacje.

  • Logos

    9 December 2011, 22:09

    Dzięki jeszcze raz :)
    Cieszę się że nie jest to takie złe, jak na nowicjusza :)

  • Seneka 18

    8 December 2011, 17:54

    Jestem pod wrażeniem...

  • Kadet

    2 December 2011, 00:52

    Hem...

    Jestem pod wrażeniem... I długo w tym stanie pozostanę chyba...

    Błędy to akurat pestka, nie zakłócają przekazu. A ten jest najwyższych lotów...

    Pozdrawiam serdecznie! :)

  • Logos

    1 December 2011, 22:19

    Trochę taki skomplikowany, no i oczywiście z błędami.. Nigdy wcześniej nie pisałem żadnych takich opowiastek itp. Ale dzięki za pochwałę, jakaś motywacja jest :)

  • R.A.K.

    1 December 2011, 17:09

    Bardzo ładnie!
    Pozdrawiam :)

  • Sheldonia

    1 December 2011, 15:36

    Ja... bardzo mi się podoba. Dobry tekst. Nie wiem, co mogłabym dodać, więc przeczytam jeszcze raz.