Kończy się październik. Zewsząd lecą liście i smuteczki. Zatacza koło melancholia. Pachnie słodkim cappuccino i grzanym winem.
Zimno. Błądzą pod swetrami dłonie, na szyi czerwienią się usta. Na skwerkach mruczą koty, zachłannie łapiąc ostatnie promienie. To czas listów, tych niewysłanych także. Przeglądam stare fotografie. Tyle tam wczorajszego, mieniącego się we włosach ciepła. Poblakły jak suche liście, szeleści w nich głucha tęsknota. Pełna oddechów i miękkości traw. Płytkiego, przerywanego snu.