Menu
Gildia Pióra na Patronite

Zostaw wiadomość, proszę.

Pinky

Pinky

Kolejny dzień. Otworzyła wolno oczy, starając się pogodzić z myślą, że słońce wzeszło ponownie, jakby na złość wszystkim osobom jej pokroju, zmuszając do opuszczenia bezpieczniej, w jej mniemaniu, kanapy. Promienie wdzierały się gwałtem przez szczeliny w zasłonach, nie dopuszczając do tego, by mieszkanie zalała wieczna fala mroku, jaka akurat gościła w jej sercu. Wstawiła wodę w czajniku, szukając w głębi szuflady kubka, choć w pierwszych rzędach stały znacznie ładniejsze naczynia, aż proszące się o wypełnienie ich czarną, mętną kawą. Była jednak zupełnie głucha na ich wołania i wyjęła jeden z najbrzydszych, prawdopodobnie dawniej rzadko używanych, by z gorzką cieczą i suchym kawałkiem chleba zalec przed telewizorem. Włączyła sobie jakiś stary, czarno-biały film i tak przesiedziała w całkowitym bezruchu parę godzin, nie reagując na żadne bodźce, jakie dochodziły ją z zewnątrz. Otaczała ją sterta brudnych naczyń i ubrań, puste pudełka po pizzy, chińszczyźnie i meksykańskim żarciu, które przywoził jej nastoletni casanova w różowych rurkach. Nie potrafiła przypomnieć sobie wyrazu jego twarzy na widok 28-letniej kobiety w piżamie, która ostatni swój prysznic zaliczyła stanowczo zbyt dawno temu. Zazwyczaj raz w tygodniu, prócz dostawców, odwiedzała ją też starsza siostra, Monika, która przedzierała się przez syf i krzywiła od progu w reakcji na niemiłosierny smród, przez który oczy zaczynały szklić się od łez, a nos błagał, by opuścić to miejsce, bądź w innym przypadku litościwie go odciąć. Zadanie kobiety było trudne, musiała bowiem doprowadzić to miejsce do względnego porządku, choć była to dziecięca igraszka w porównaniu z tym, z czym miała się zmierzyć gdy zmywarka pracowała już cicho, wymieniając co jakiś czas pomruki z pralką. Po odnalezieniu młodszej siostry w jakiejś ciasnej skrytce, jak, dla przykładu, duża szafa na korytarzu, czy wnęka między meblami, oceniała jej stan, wzdychając cicho i przygryzając policzek od wewnątrz, co w jej przypadku świadczył o trosce, jaką odczuwała w stosunku do zaniedbanej kobiety.

- Emilka, ty nie możesz tak żyć! - powtarzała co tydzień, spotykając się zawsze z brakiem jakiejkolwiek reakcji, czy komentarza, wskutek czego znów wzdychała, tym razem ciężej, jakby dźwigała na brakach cały ciężar świata. Jej słowa nie mogły przedostać się przez grubą warstwę obojętności, którą otoczyła się młodsza, nie potrafiąca znieść myśli o karze, jaka zmuszała ją do opuszczenia krainy snów. Czuła się skrzywdzona, gdy Monika zmuszała ją do wzięcia prysznica i zabierała jej starą, ubrudzoną jedzeniem piżamę, podrzucając jakieś normalne rzeczy, ze świadomością, że tamta przez następny tydzień ich nie zmieni. Emilia jednak nie widziała sensu w kąpieli, nie przeszkadzał jej odór niemytego ciała, czy tłuste, skręcone w strąki włosy, przyzwyczaiła się do wiecznie ogryzionych paznokci i nieświeżego oddechu, choć co poniektórzy z tym ostatnim mieli naprawdę straszliwe problemy. Mimo wszystko wskakiwała pod chłodny strumień wody, pewna, że dopóki nie zmyje z siebie całego brudu, jej siostra nigdy nie zostawi jej samej.
A potrzebowała teraz ciszy i spokoju.
Szorowała się zatem, wkładała resztki siły w pozbycie się ze swojego ciała zaschniętych plam, myła włosy, paznokciami skrobiąc wrażliwą skórę głowy, a gdy wychodziła, była różowa i obolała, ale i tak wycierała się szorstkim ręcznikiem pobudzając krążenie krwi. Nie czuła się wcale lepiej, ale usilnie starała się uśmiechnąć, gdy naprzeciw niej stawała Monika z grzebieniem, która rozczesywała skołtunione blond włosy. Potem wspólnie jadły obiad, w milczeniu wpatrując się w telewizor, w którym jakaś kobieta omawiała pogodę na najbliższe dni. Nie potrafiła swobodnie rozmawiać, nie mogła oglądać niczego, co przywołałby wspomnień, stąd też prognoza była idealna, nie wymagała specjalnego zastanawiania się, a obydwie czuły się już i tak wyjątkowo niekomfortowo w swoim towarzystwie. Przeszkadzała im różnica w kwestii radzenia sobie z bólem – Emilia była przekonana, że ktoś o osobowości jej siostry nigdy nie zrozumie tego, co czuła. Zaraz po umyciu naczyń, Monika wychodziła, całując młodszą w policzek, a ta natychmiast zrzucała z siebie wszystkie rzeczy, na nagie ciało narzucając jedynie dużą, męską bluzę, co okazywało się zabiegiem wręcz masochistycznym. Pachniała co prawda detergentami i odplamiaczami, ale i tak jej nos był w stanie wychwycić nutkę woni, której nie był w stanie zmazać żaden proszek. Jego perfumy. Wtuliła się w ciepłą rzecz, wskakując na powrót przed telewizor, na kanapę. Nie umiała na dobre odciąć się od tego świat, choć tak bardzo tego pragnęła. Nie miała też możliwości powrotu do normalnego życia i zdawała sobie z tego sprawę, ilekroć rozglądała się po mieszkaniu. Słyszała, że powinna je sprzedać, wyprowadzić się, ale nie mogła tak po prostu odrzucić tej resztki wspomnień, które jej pozostawały. Spalenie wszystkich mostów w przypadku takiej sentymentalnej istoty jak ona nie wchodziło w grę.
Nie zbliżała się jednak do łóżka – wciąż przesiąknięta jego zapachem poduszka zdawała się zadawać jej bolesny cios prosto w serce. Starała się ograniczyć dotykanie czegokolwiek, co miało styczność z jego dłońmi, szerokim łukiem omijała fotel, na którym uwielbiał siadać, nie piła niczego w kubku, który od niego dostała, nie oglądała w telewizji programów, jakie on zwykł oglądać. Wszystko wokół brutalnie przypominało jej o tym, co straciła, co odebrał ją bezkarnie los, skazując ją na cierpienie, które ustąpić miała dopiero w momencie jej śmierci.
Próbowała ją przyspieszyć, bez skutku.
Sama myśl o tym wywołała dreszcz, przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa i stawiający włoski na karku. Wspomnienia długiej terapii stawały jej w gardle jak gula, przez co na moment straciła dech, kuląc się na łóżku i starając uspokoić szaleńczo bijące serce. Serce? To chyba jakaś kpina, przeszło jej przez myśl, ono obumarło z chwilą, gdy jego własne przestało bić. Były ze sobą zbyt ściśle połączone, niemożliwym wydawało się zerwanie tej więzi.
Choć dla śmierci nie ma nic niemożliwego.
Wraz z zachodzącym wolno słońcem, otuliła się kocem po uszy, sięgając po telefon, którego nigdy nie odbierała. Zerknęła na skrzynkę wiadomości, czekających na odczytanie, i zignorowała je, wystukując drżącymi palcami numer telefonu. Słysząc pierwszy sygnał przycisnęła mocno komórkę do ucha i zacisnęła powieki.
Cześć, nie mogę teraz odebrać, zostaw wiadomość, proszę.
Osiem słów, które wycisnęły z jej pustych, pozornie obojętnych oczu łzy. Nie mogąc powstrzymać szlochu, podciągnęła kolana pod brodę i ponownie wybrała numer, by wsłuchać się w kojące brzmienie jego głosu. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nigdy nie odbierze, że nie wróci do domu, przewracając oczami, gdy nawrzeszczy na niego, że zapomniał czegoś kupić, że nie przyniesie jej w niedzielę śniadania do łóżka, nie przytuli do siebie mocno, gdy koszmary nie pozwolą jej zasnąć. Już nigdy nie zaskoczy jej kwiatami, nie zacznie rozśmieszać, gdy będzie miała paskudny dzień.
Nic gorszego nie mogło jej spotkać.
Zasnęła w towarzystwie powtarzanego na okrągło zdania, które wyryło się w jej pamięci i przyniosło jej pierwszy spokojny od dłuższego czasu sen. Sen, w którym mogła znów dotknąć jego twarzy, popatrzeć w ciemne oczy i wtulić się w ciepłe ciało.
Może… może jutro nie będzie już musiała wstawać.

I może nie będzie musiała zostawiać mu kolejnej wiadomości na poczcie głosowej.

___
Zebrało mi się trochę tekstów, więc pomyślałam sobie, że wrzucę parę...

750 wyświetleń
20 tekstów
4 obserwujących
  • Pinky

    23 April 2012, 14:45

    Dziękuję za wszystkie wasze opinie, zawsze miło mi się je czyta :)

    Michale, wezmę sobie do serca uwagę o zbyt długich zdaniach - czasami sama się w nich gubię ;-)

  • Lacrimas

    23 April 2012, 09:45

    Piszesz naprawdę dobrze. Jedynym, niewielkim mankamentem były niekiedy zbyt długie zdania - ale to absolutnie żaden problem. Czasem wystarczy tylko wcześniej nacisnąć kropkę - to potrafi każdy. :)
    To tyle, jeśli chodzi o stylistykę i kuźnię słowa.

    Treść również zasługuję na pochwałę. Na pochwałę zasługuję prawdziwość takich sytuacji. Ból, z którym zasypia (lub nie) się każdego dnia. Łzy wysychające na poduszce, gdzie kiedyś trzymał swoją głowę...

    Pozdrawiam.

  • Albert Jarus

    23 April 2012, 09:35

    bardzo piękny tekst, bardzo mnie ujął i bardzo... bardzo ... bardzo...

  • Sheldonia

    22 April 2012, 21:01

    A ja nic dziś nie dodam, bo nie trzeba... :)

  • Ruska-love

    22 April 2012, 17:52

    Smutne ;-(