- Zrobiłem Ci kanapkę, połączenie ideologii wegańskiej z tradycyjną polską kuchnią odzwierzęcą.
- Dziękuję serdecznie. To jest sztuką pogodzić te dwa systemy wartości w jednej kanapce, a przecież to takie proste.
- Tak. Wykoncypowałem moim umysłem i odkroiłem z bochenka dwie nie za grube kromki chleba, a potem posmarowałem je masłem, nie margaryną.
- Tak. Lepiej moim zdaniem Kochanie wydoić jedną krowę na pół kilo osełki osiemdziesięciotrzyprocentowej, niż pozbawić życia setek roślin rzepaku.
- Tak. Albo kochanie pozbawić możliwości przedłużenia gatunku tysiącom ziaren słonecznika, czy winorośli. Ale to nie koniec mojego kunsztu. Potem poszedłem do lodówki, wziąłem z niej szynkę tradycyjną, wędzoną i z liściem laurowym, i odkroiłem z niej cztery plasterki, po czym odłożyłem nóż i ułożyłem plasterki szynki na posmarowanych osiemdziesięsięciotrzyprocentową osełką kromkach.
- I!?
- Poszedłem po widelec do szuflady ze sztućcami i za jego pomocą ze słoika wyciągnąłem stosownych rozmiarów ogórka małosolnego, którego oliwkowe cygaro ułożyłem na desce do krojenia. Po czym wprawnymi ruchami, pociąłem warzywo na sześć solidnych podłużnych plastrów, a następnie ponownie spokojnie odłożyłem nóż i z poetyzmem ułożyłem plastry ogórka małosolnego na czterech plastrach szynki, a przypominam, że szynka z samej Rajczy i w Żywcu zakupiona, obok bankomatu z żubrem. Ogórek, szynka, a pod szynką masło, a w tym maśle oka, bo aż w nim osiemdziesiąt trzy procent tłuszczu. Potem na kromkę tak skomponowaną nałożyłem tą drugą, posmarowany tylko osełką i znowu wziąłem nóż w prawą rękę kochającego swoją Hanię ciała. Przekroiłem i dokonałem podziału jednego na dwa równie smaczne i równie będące połączeniem ideologii wegańskiej z nauką biblijną, która głosi, panujcie nad roślinami i zwierzętami, bierzcie z nich i jedzcie, choć z tymi gackami, to faktycznie przesadziliśmy. Tak powstałe dwie kanapki, tu zwane kromkami, złożyłem, jak najrówniej umiem i poszedłem do półki z foliami i papierami. Wziąłem ostatni foliowy woreczek z uszami i do niego wprawnymi ruchy włożyłem kromki, po czym zawiązałem uszy i odłożyłem na kraniec blatu do przygotowania posiłków.
- Kochany jesteś. Kocham Cię. Jakież to przeciw męskie i destabilizujące 1050 lat chrześcijaństwa.
- Oczywiście, to nie koniec amoku miłosnego, w który popadłem, bo na krańcu blatu, obok kanapek, położyłem czerwone, asymetryczne jabłko lubelskie, po które wczoraj, specjalnie dla ciebie, w godzinach rannych udałem się do wiejskich delikatesów. Po dołożeniu do kanapek czerwonego jabłka, poszedłem do lodówki, wziąłem z szuflady najokazalszego ogórka i dołożyłem go do pakietu śniadaniowego na końcu blatu.
- Ale Kochanie. Mam w pracy jabłko i ogórka, bo nie zjadłam ich wczoraj, tyle pracy było.
- Nie dobrze. Powinnaś o tym napisać raport do szefa. Złożyć samokrytykę, bo to przejaw pracoholizmu. Pracujesz w państwowym urzędzie, nie u neoliberalnego kapitalisty.
- Myj zęby, bo znowu zapomnisz.
Bonifacy z Gulgewanc, brat ośmiorga, ojciec siedmioro, dziadek już piętnaścioro, mąż trzech, wziął szczoteczkę do zębów, na której kobieta nałożyła pastę do zębów i zaczął wykonywać ruchy zbliżone do kolistych, co przypomniało mu o podstawowej figurze geometrycznej jaka jest w kobiecie dla mężczyzny, czyli o kulistym stożku, jakim jest kobieca pierś, ale jego dalsze ewentualne rozważania, które ewentualnie zapewne by powziął, przerwało gwałtownie dostrzeżenie, w słońcu promieniejącego, pierwszego kwiatu floksa. Było to w tej kępie floksów różowych. Oczarowało go. Dopiero po chwili odwrócił się do ślubnej małżonki i powiedział podekscytowany.
- Kochanie floks pierwszy. Pierwszy kwiat floksa zakwitł!
- Niesamowite!
- Popatrz! Naprawdę jest!
- Rzeczywiście! Szybko. Kiedyś na Czesława dopiero pierwsze kwitły. A gdzie do Czesława. Pamiętam to, bo były imieniny taty i to było wielkie święto. Zjeżdżała się cała rodzina. Ile było przygotowań i wtedy rozkwitały pierwsze floksy. Mama i babcia miały ich setki. Rosły wzdłuż całej drogi do domu od głównej ulicy.
- Zimna wiosna, to teraz skorzystały z gorących i wilgotnych dni i wreszcie ciepłych nocy, i pognały z rozwojem, jak szalone, bez opamiętania. - Może tak. Chodźmy już na herbatę. Co tam zaserwowałeś do herbaty?