Menu
Gildia Pióra na Patronite

HAŁDY, KTÓRYCH JUŻ NIE MA

fyrfle

fyrfle

January Knapek usiadł w swoim bujanym fotelu i zaczął swoje świętowanie Barbórki. Obok na stoliku miał wrzątkiem zalany imbir w kubku z dwoma literami GS. Nie poszedł na mszę koncelebrowaną i ze sztandarami, bo był ateistą, a właściwie wierzył, że za pomocą pieniędzy i rozumu można dobrze żyć. Wierzył w rozum, który tak dobiera środki, aby cel był osiągnięty. Cel to kariera, pozycja, pieniądze i mieć ludzi pod sobą.

Na świąteczną karczmę po mszy też się nie wybierał, bo zwykli górnicy byli dla niego prymitywami. Nie miał z nimi o czym gadać. Zresztą oni tylko piją, narzekają i plotkują. Nie bardzo wiedzą kto to Szczepan Twardoch, czy Joanna Bator. Tak więc siadł i zaczął myśleć, wspominać i rozkoszował się imbirowym wrzątkiem.

Dzisiaj prawdziwych górników już nie ma. Rozpoczął od takiej myśli. Nikomu z dzisiejszych zjeżdżaczy pod ziemię nie chce już się jechać do Warszawy. Napalić pod sejmem i kancelaria premiera oponami i pozwolić warszafce odetchnąć zdrojem górniczego wkurwienia. Nikt z nich nie jeździ i zatem nie ma komu w Warszawie wyrwać bruku i wymasować kości policjantom. Powybijać szyby w apartamentowcach. Nikomu się nie chce spalić wozu satelitarnego znienawidzonej stacji. Ani też podpalić tęczę. A każdy taki najazd górników przyczyniał się do rozwoju stolicy. Nowe jeszcze kolorowsze bruki. Nowe elewacje, czasem mural, coraz piękniejsze szkło w szklanych biurowcach. No i handel i turystyka kipiały od pęczniejących zer na kontach. Warszawiacy od rana czekali w kawiarniach, restauracjach i ogródkach piwnych na górników, bo to była atrakcja. Kilkaset autokarów z górnikami i kilka tysięcy autokarów z turystami, którzy też pragnęli zobaczyć napieprzankę z policjantami i demolkę infrastruktury. Życie kulturalno-towarzyskie w stolicy eksplodowało w dni gniewu czarnego luda. No może czasem nie do końca wszystko szło mu lepszemu, bo pewnego razu mieszkańcy stolicy tak się bali, że milionami poszli, gdzie król chodzi piechotą i rury rozsadziło, po czym ryby z Wisły dawaj w kierunku Gdańska i do Bugu, i nim i jego odnogami na Białoruś i Ukrainę, gdzie o azyl ekologiczny poprosili. No i życie oczywiście przy drogach kwitło. Alfonsi nie narażali zatrudniać pań. Wtedy tyle ich przy drogach stało, że turyści z Beneluksu myśleli, że to te słynne pielgrzymki kobiet idą do Piekar Śląskich.

Tak. Dzisiaj prawdziwych górników nie ma, konstatował pan January.

Na Śląsk pojechał w 1975 roku. Do jeich podstawówki w ichniejszej wsi przyjechali ubrani w czarne kitle. Czarne kepi z piórami. Wyglądali jak z kabaretu Crazy Cat, czy Moulin Rouge. Ale choć wyglądali jak pajace, to gadali jakby mieli w spodniach dzwony. Pojechał. Szkoła z internatem. I kieszonkowe, którego kwota przerastała wypłatę ojca pracującego w kołchozie przy świniach. No i se dorabiał w popiątki fedrując. Wtedy ludzie byli mądrzy, nie głupi, to też nieletni mogli iść do fedrunku. Ino trza byno mieć pozor na Hanysów. Skur...le byli. Na mieście, jak uslyszeli polską godke, to zaraz zabić chcieli, tymu nikt nie mógł sam chodzić, bo to kalectwo było zaraz lub śmierć.

Wychodzili, bo nudy byli w internecie. Raz pamiętał, że aby coś się działo, to podpierniczyli zapalniki z kopalni, a w nich zawsze jest trochę trotylu lub sentexu. Spuścili kabel z zapalnikiem w nocy dwa piętra nizej i wlozyli końcówki do kontaktu. Jak pierdykło! Ale tamci mieli pobudkę. Nikt się nie przyznał, a wszystkich wyrzucić nie mogli. Młody górnik był zresztą cenniejszy niż skarb ze Środy. To były czasy.

Uwielbiał posiłki regeneracyjne na kopalni.Flaps na nie mówili. Takich dobrych i mięsnych zup, to jego mama nawet nie robiła. Uwielbiał do czasu aż przyuważył jak powstają, co polegało na tym, że traktorem ciągnęli przez plac przed stołówką krowę i kilka świń. Juha się lała. Błoto i śnieg obierało skóry padliny. Potem cięli zwierzęta piłą motorową i wrzucali do ogromnych kotłów wielgachnej kuchni. I tak został pierwszy górnikiem weganem.
Potem poznał pewnego sztygara, który to bardzo lubił mu plecy myć, a szczególnie pośladki. Pomyślał - czemu nie! Potem w rozmowach kochanków pytał go - jak to jest? To po co ci żona i czworo bajtlów? Oczywiście żeby nikt się nie czepiał. Potem dowiedział się, że w dyrekcji kopalni jest takich jak sztygar jeszcze kilku. Zakręcił się koło nich. Poszedł dzięki świadczonym im usługom do technikum i potem na AGH. I odtąd żyje długo i szczęśliwie.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
  • 12 December 2022, 12:25

    Mirek, bój się Boga...
    żeby górnik górnika... fedrował? :P
    Pozdrawiam. :))

    od Eneida
    • fyrfle

      14 December 2022, 06:17

      :):):):):):):)