Gdy obudziłam się następnego ranka, nadal byłam przepełniona po brzegi miłością. W radosnym nastroju ubrałam się w ciemnozielony sweter i dżinsy. Rozczesałam włosy i wpięłam w nie turkusową spinkę. Pomalowałam się staranniej niż zwykle, podkreśliłam czarną kredką oczy, a usta ozdobiłam warstwą różowego błyszczyka. Zeszłam na dół, gdzie nikogo jeszcze nie było. Skorzystałam z zastawionego już, przepysznymi kąskami, szwedzkiego stołu i z kubkiem kawy usiadłam przed kominkiem. Usłyszałam hałasy; to reszta grupy schodziła na śniadanie radośnie rozmawiając. Obróciłam się w ich stronę, wzrokiem szukając Adama, ale go nie dostrzegłam. Pi pi- pi pi. Przyszedł sms. To pewnie mama. Spojrzałam na telefon i otworzyłam wiadomość od Kamila.
„Cześć Łobuziaro! Nikogo jeszcze nie przejechałaś, Małyszu?”- dowcipny jak zawsze…
„Jest kilku rannych, ale ofiar śmiertelnych brak. Jak było w kinie?”
„Że tak powiem… Hm… BARDZO MIŁO!” Tym razem bez ukłucia zazdrości. I dobrze.
„To super!” Od telefonu oderwało mnie pytanie Adama -Dam grupie półtorej godziny czasu dla siebie. Pójdziemy do tego serwisu z twoimi nartami? -Świetnie.- półtorej godziny sam na sam z Adamem! Czy to mi się śni? -Za 10 minut na dole, bądź gotowa.
Wyszliśmy z pensjonatu i niemal równocześnie wypowiedzieliśmy swoje imiona. -Julia… -Adam… -Ty pierwszy.- pozwoliłam mu mówić. -Nie, nie. Ty mów. -Ja… Chciałam ci podziękować, za to, że jesteś taki miły… I wczoraj, gadałam trochę bez sensu… Po prostu cię lubię. Jako nauczyciela i… faceta też…- zawstydziłam się na maksa. -Wiem, że mnie lubisz. I chyba nawet bardziej jako nauczyciela, prawda? Czułem, że w autobusie kładziesz mi rękę na dłoni… -Co? O Jezu… Tak mi głupio… -Julia, nie powinienem wczoraj łapać cię za rękę. Ten gest był… głupi. Niepotrzebnie robię ci nadzieje. Ja mam żonę i dziecko… -Wiem, wszystko wiem… Ale ja… -Przestań Julia. Chciałem to wyjaśnić. Po prostu zachowujmy się jak uczennica i nauczyciel. I zmieńmy temat, proszę.- gdy chciał, potrafił być stanowczy. Cholera jasna! Po co on to wszystko powiedział? Było tak dobrze. Chciało mi się ryczeć. Przez całą drogę się powstrzymywałam, ale gdy w serwisie poszłam do toalety, wybuchłam płaczem. Ścierałam z policzków rozmazany tusz, kiedy do drzwi zapukał Adam. -Julia, wszystko ok? -Tttak.- od płaczu nadal drżał mi głos. -Możemy iść, ten facet wymienił już zapięcia. -Zaraz wyjdę.- spojrzałam na swoje marne odbicie w lustrze i znowu się poryczałam. Totalna idiotka! Kretynko, nie becz! Opanowałam się i wyszłam. Przed drzwiami nadal stał Adam. Spojrzał na mnie smutnymi oczami, już nie było w nich iskierek. -Przepraszam cię. Co ty ze mną robisz dziewczyno?! Objął mnie w pasie i gwałtownie wepchnął z powrotem do łazienki. Chwilę później dowiedziałam się, że usta Adama smakują jak jagody i pachną miętą. Jego język tańczył z moim w takim tempie, że serce nie nadążało i bałam się, że zemdleję. Jego dłonie… Tak jak w snach, dotykały mojej twarzy i włosów, lekko gładziły piersi. Gdy całował moją szyję, prawie odpłynęłam. Było tak, jak sobie wyobrażałam. Niesamowite… Nagle lekko się ode mnie odsunął -Chodźmy, facet czeka z twoimi nartami.- pocałował mnie w policzek i otworzył toaletę.
Przez całą powrotną drogę też milczeliśmy. Nie wiem, czy to namiętność wisząca w powietrzu, czy zwykłe skrępowanie uniemożliwiało nam rozmowę. Później, aż do kolacji, nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Minęliśmy się tylko w jadalni i wymieniliśmy spojrzenia. Moje było pełne uczucia, a jego? Nie wiem. Co on czuje?
Tym razem w pamiętniku napisałam: „Wczoraj myślałam, że bardziej się nie da. Da się, ale czy serce wytrzyma? Czy moje 19-letnie serce pomieści tyle uczuć? A czy, jeśli pęknie, to On pomoże je zszyć? Czy przyjdzie? Czy przyjdzie dziś do mnie i napełni nadzieją? Dziś było jak w piosence Cerekwickiej- której nie cierpię (Cerekiwckiej, nie piosenki) „Miłość jest jak pogoda, nigdy nie przewidzisz Jej, Huragan uczuć, potem powódź łez…” Tylko w moim przypadku ta meteorologia w innej kolejności. Kocham smak Twoich ust, A.”
Przyjdzie, czy nie przyjdzie?
____________________ jak mnie to irytuje, że po edytowaniu tekstu, nie ma już tekstu pochyłego, eh...