Menu
Gildia Pióra na Patronite

ZASŁUŻYĆ NA MIŁOŚĆ

kadet777

Cisza roztaczała się wkoło. Serce łomotało urwanym rytmem w mojej piersi. Łzy napływały mi nieustannie do oczu, a ja nie mogłam ich zatrzymać choć tak bardzo pragnęłam. Skulona na ławce, oplotłam rękoma kolana. Dalej słyszałam w głowie te krzyki. Głosy, które od dziecka nie dawały o sobie zapomnieć. Te same wrzaski, wyzwiska i własne jęki bólu po kolejnym ciosie. Znów zapragnęłam uciec lecz tym razem przed samą sobą. Zamknęłam oczy.

Mocne, męskie ręce oplotły moje ramiona, przytuliły na tyle blisko, że czułam na plecach bicie ludzkiego serca. Ciepło przeniknęło każdą cząstkę mnie. Czyjaś twarz wtuliła się w zagłębienie mojej szyi, usta złożyły delikatny pocałunek, a ja wiedziałam jedynie, że kocham tę osobę i że nigdy nie sprawi mi bólu. W końcu odnalazłam na tym świecie kogoś komu mogłam zaufać.

Delikatnym dotykiem dłoń sunęła po moim ciele, biorąc w posiadanie moje ciało, serce i całe moje życie, za moim przyzwoleniem i na moją niewypowiedzianą prośbę. Palce odpowiadały na każde westchnienie świadome tęsknoty.
Pierwsze promienie porannego słońca oświetlały jego twarz. Delikatnie muskam wargami jego policzek, żeby go nie obudzić. W myślach rodzi się podziękowanie do losu, do Boga, do każdego kto powalił mi odnaleźć mój mały skrawek nieba. Nagle ktoś chichocze pod drzwiami. Okrągła buzia dziewczynki wychyla się zza nich, może czterolatki. Zielone oczy, takie same jak moje spoglądają figlarnie na nas. Tupot małych stópek roznosi się po sypialni i dziewczynka wpada na łóżko budząc ostatniego śpiocha.
-Co ty tu kur** robisz o tej porze?!

Otworzyłam oczy. Krzyk rozniósł się tuż nad moją głową. Niebo umarło wraz ulotnym marzeniem. Pozostała jedynie rzeczywistość.
-Teraz to ty śpisz?- z wściekłą miną zaczęła gestykulować, wymachując na wszystkie strony rękami. -Trzeba było wcześniej iść spać, a nie czytać kur** po nocach. Wiedziałaś, że przed północą światło ma być zgaszone bo inaczej znowu będzie wojna.

Spojrzałam w oczy stojącej obok kobiecie, po czym utkwiłam wzrok we frontowych drzwiach. Potężny, piętrowy dom stał teraz otworem o drugiej w nocy. Z zewnątrz pomiędzy wykrzyczanymi rozmaitymi epitetami, wykrzyczanymi ogłuszającym głosem przypominający ryk rozjuszonego zwierzęcia, można było dosłyszeć odgłos rozbijanych o ziemię z łoskotem szklanek i słowa:
-Nooo... Bachory dorosły to teraz będą robić ze mną wszystko co chcą! I to gdzie? W moim domu! A wypier***ć mi stąd gnoje...!!! Bóg widzi co ona robi i ją pokarze za mnie! Pokarze ją, przysięgam! Wnuki??? To nie są moje wnuki, to bękarty pierd***ne...! -Nie słuchałam już dalszego wywodu, jednoosobowego monologu kobiety, tak jakby nie potrafiła ułożyć w głowie jednej spójnej myśli zamiast wykrzykiwać, każde pomyślane zdanie. I tak każde plugawe epitety i przekleństwa w imię Boga znałam już na pamięć.
-Egoistka! Wszystko przez ciebie, teraz już nikt nie zaśnie tej nocy!

Zerknełam na stojącą obok mnie postać kobiety, która powinna żywić choć odrobinę do mnie miłości, ale najwidoczniej uznała, że ja na nią nie zasługuję. Pomimo iż ogarnął mnie znowu przemożny strach i lęk, to w głowie kołatała mi się jedna nieustająca myśl: to do niej powinnaś czuć współczucie. I tak właśnie było.

Na pokrytej głębokimi zmarszczkami twarzy już od dawna nie było widać śladu uśmiechu. Dosięgając pamięcią przeszłości i porównując z teraźniejszością, wyłaniał się z moich myśli obraz zmęczonej, stłamszonej kobiety, która musiała przeżyć całe życie, dwa razy dłuższe niż moje u boku tego rozszalałego potwora i jeszcze nazywać ją "mamo". Zmroził mnie paniczny, przeszywający do szpiku kości strach bo nagle dostrzegłam w niej siebie samą. Taką się pewnie stanę. -Spójrz -pomyślałam -taka właśnie będziesz. Dokładnie tak skończysz.

Pośród czarnej nocy czułam się bezpieczniej niż w domu dlatego trudno było mi ją opuszczać. Ją i jej głuchą, błogą ciszę. Wpadłam szybkim krokiem do domu, skrupulatnie wymijając walające się po całej kuchni odłamki szkła. Udało mi się nawet uniknąć konfrontacji. Zamknęłam się w swoim pokoju. Oczy piekły mnie, a płytka rana przechodząca przez cały policzek zaczęła niemiłosiernie boleć. Oczy z pięciu wiszących nad moim łóżkiem obrazów spoglądały na mnie. Te, do których składałam każdej nocy tą samą modlitwę.

Klęcząc utkwiłam wzrok w małym, żelaznym Krzyżu; pochyliłam głowę i zaczęłam cicho szeptać słowa:
Boże, wiem, że nie zasługuję na miłość, ale jeżeli jest choć cień szansy na to, że istnieje ktoś kto byłby w stanie ofiarować mi choć odrobinę tego uczucia i przy którym poczułabym się bezpiecznie to błagam daj mi szansę go poznać, spróbować stworzyć normalną rodzinę, w której każdy byłby kochany, szanowany, wspierany i bezpieczny.-Jedna rzewna łza spłynęła po moim policzku, kiedy dodałam ostatnie słowa:

-I przepraszam Cię Boże z całych sił za to, że nie jestem w stanie naprawić swojej oraz że nie jestem i pewnie nigdy nie będę na tyle wartościowym człowiekiem by zasłużyć na ich miłość. Wybacz.
Proszę, nie opuszczaj mnie.

8448 wyświetleń
144 teksty
27 obserwujących
  • 16 May 2014, 22:15

    Dziękuję.

  • Alkomatek

    27 March 2014, 14:51

    Temat poważny i strasznie ciężki, tak jak Twoje pióro - może dziwnie to brzmi ale w gruncie rzeczy jest komplementem.