Menu
Gildia Pióra na Patronite

Magia hemoglobiny

LittleLotta

LittleLotta

Byłam w środku wielkiej bitwy. Ba, to nie była już pojedyncza bitwa, lecz wojna. Pomimo moich usilnych błagań i próśb, a nawet gróźb, władcy byli nieugięci. Wizja ubezwłasnowolnienia ich nie przerażała, bo to nie była wojna możnowładców, a ludności. Stałam w centralnej części Marmurowego Pałacu i patrzyłam na ginące wampiry, wilkołaki i elfy. Dusiłam się od ciężkiego kwiatowego zapachu wszystkich ras. Jednak był on o niebo lepszy od metalicznego posmaku powietrza. Biały marmur został zbrukany krwią, a jej czerwono-purpurowe plamy zakwitały jak kwiaty na posadzce. Tylu ginęło, a ja nie mogłam nic poradzić.

Nagle powietrze rozdarł przeraźliwy krzyk, który mnie kompletnie zdezorientował. Wydobywał się z mojej własnej piersi. Przestałam nad sobą panować. Mój żywioł, ogień przejmował nade mną kontrolę. Widać krew, przelatujące pomiędzy moimi palcami duszyczki zmarłych i nieznośne poczucie winy zbudziły głęboko zakopaną moc Spowiedniczki. Jednak nie spodziewałam się aż takiego jej wybuchu połączonego z aktywacją wewnętrznego płomienia. Mój krzyk zwrócił uwagę wszystkich Nieludzi, co skierowało na mnie ich spojrzenia. Zbladłam, chociaż przy lekko zielonkawej skórze elfa jest to praktycznie niemożliwe. Kręgosłup wygiął się w łuk, a serce ścisnęło z bólu. Końcówki prawie białych włosów uniosły się i zapłonęły pomarańczowymi ognikami, a pojedyncze pasma zmieniły swoją barwę na krwistoczerwoną, tworząc kształty błyskawic. Wyprostowałam się, chociaż to nie ja panowałam nad swoim ciałem, a ogień. Oczy wszystkich zwrócone były na mnie. Poczułam jak coś miękkiego, wilgotnego i zimnego toczy mi się po policzku. Łza. To było niemożliwe, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że płaczę, chociaż elfy nie potrafią (chyba, że strują się jakimiś ziołami). Starłam opuszkiem palca kropelkę, która zbłąkana zatrzymała się na moim podbródku. Przyjrzałam się jej z zaciekawieniem ignorując gapiów dookoła mnie. Krew. Płakałam krwią, co wcale nie wydało mi się takie zadziwiające. Zaśmiałam się gorzko, a mój śmiech wszystkich zmroził. Cały świat Nieludzi kręcił się wokół tego hemoglobinowego płynu. Dzięki niemu jesteśmy sobą, wypełnia nas i tworzy. Możemy go użyć jako lekarstwa, pieczętujemy nim miłość, a również przysięgamy na niego przyrzekając zemstę. Nic więc dziwnego, że Spowiedniczki właśnie tak płakały. Ktoś jęknął głośno, a ja potoczyłam martwym wzrokiem.
Wampiry, elfy i wilkołaki patrzyły na mnie w osłupieniu zmrożeni strachem. Moja biała sukienka powiernicy przekleństwa Lilith powiewała lekko unoszona falami mocy bijącymi ode mnie. Uformowałam energię zalegającą dookoła mnie i pchnęłam. Przetoczyła się po całej sali zbijając z nóg każdego oprócz Weroniki i Mefista. Moja przyjaciółka i ukochany skosztowali odrobiny krwi Spowiedniczki, co uczyniło ich nietykalnymi dla mojej mocy.
-Con dar…- ktoś szepnął ze słabo maskowanym zachwytem.- Krwawy gniew Spowiedniczki. Gdyby chciała, to mogłaby wszystkich porazić Mocą bez kiwnięcia palcem i wszyscy bylibyśmy jej posłuszni do skończenia świata.- zakończył przełykając ogromną gulę, która mu urosła w gardle, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
-Masz rację, dzielny wilku.-wydałam osąd swoim, ale obcym, nieznanym mi głosem. Był nienaturalny, przesycony goryczą i złością. Od moich słów można by zapalić zapałkę.- Prosiłam. Groziłam, ale to nie przyniosło skutku. Przyszliście wszyscy do Pałacu napuszeni i dumni, że walczycie o słuszną sprawę. Furda! Nic nie ma słusznego w głupiej zawiści. Co z tego, że elfy są długowieczne, wampiry nieśmiertelne, a wilkołaki zostały pokrzywdzone tym, że umierają razem z ludźmi. Córy i Synowie Gwiazdy każdy ma coś niepowtarzalnego!
Zamilkłam. Jeszcze przez chwilę głuche echo powtarzało słowa. Przez ostatnie miesiące poczucie beznadziejności mnie w ogóle nie opuszczało. Wiedziałam, że jestem nic nie znaczącą personą w całym szeregu Nieludzi. Nie wyobrażałam sobie nawet, że stanę się kimś. Niby byłam, jestem i będę Spowiedniczką, ale wtedy nie wydawało się to takie ważne. Jednak w ciągu ostatnich dwóch tygodni wszystko się zmieniło. Weronika została księżniczką, bo jej rodzina została wybrana na Wilcze Przywództwo. Dowiedziałam się również, że Mefisto ma w swoich żyłach błękitną krew, bo jego stwórca przed kilkoma dniami wygrał walkę o władzę. Milutko nieprawdaż? Przed dwoma dniami wezwały mnie wilki, aby przeprowadzić spowiedź z pewnym wampirem, którego podobno złapały na gorącym uczynku. Spojrzałam w głąb umysłu oskarżonego i przekonałam się, że jest niewinny. Niestety Radzie Starszych nie spodobała się moja odpowiedź. Powiedzieli: „Nie wierzymy pustym zapewnieniom jakiejś leśnej podfruwajki. Żądamy spowiedzi.” Zagrozili mi jeszcze wybuchem wojny. Zrezygnowana poraziłam biednego krwiopijcę Mocą. Dotąd mam wyrzuty sumienia.
Z zadumy wyrwał mnie czyjś szyderczy chichot. Spojrzałam na Drake’a morderczym wzrokiem, a on momentalnie ucichł. Widziałam go już kiedyś, w całkiem innych okolicznościach. Był on wtedy głową jakiejś mafii. Wybuch wojny sprzyjał jego działalności. Podobno zaczął handlować nielegalną bronią na wilkołaki i elfy.
-I ty sądzisz, że przekonasz nas taką głupią gadką szmatką, stara wiedźmo?!- poruszył mnie do bólu tymi słowami. Ja, stara wiedźma! Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie poniżył.- Wcale nie jesteśmy równi. Istnieją pomiędzy nami takie różnice, że byle jaka zdolność nie może ich pomniejszyć.
Zastanowiłam się chwilę. W poszukiwaniu odpowiedzi zagłębiłam się w swój żywioł pozwalając mu działać. Stałam tam i stałam, a natchnienie w ogóle na mnie nie schodziło. Nagle w moim umyśle zapaliła się taka mała żaróweczka od pomysłów.
Za pomocą mocy przywołałam do siebie smutne resztki szklanego, smukłego wazonika. Za pomocą magii spoiłam je i zabrałam się do wielkiego dzieła. Podpłynęłam do Amaela, księcia elfów, unosząc się prawie dziesięć centymetrów nad ziemią. Kazałam mu wstać. Telepatia to bardzo dziwna zabawka, ale zazwyczaj niezawodna. Dzięki niej po chwili wpatrywałam się w piękne, niebieskie oczy. Wzięłam jego dłoń i nacięłam wnętrze. Zebrałam kilkadziesiąt kropli jego krwi w wazoniku i zaraz też zasklepiłam mu ranę krótkim zaklęciem. Podeszłam jeszcze do dziadka Weroniki i stwórcy Mefista. Pobrałam od nich daninę szkarłatnego płynu i stanęłam na środku tuż pod wielkim, kryształowym żyrandolem tak, aby mnie wszyscy widzieli. Podniosłam w górę wazonik, który do połowy zapełnił się gęstą, szkarłatną cieczą.
-Krew elfów, wampirów i wilkołaków. Krew Dzieci Gwiazd. Nie połączyła się. Naturalnie nie może się to wydarzyć.- powiedziałam wskazując krew, w której widoczne były warstwy różniące się odcieniem.- Jednak dzisiaj chcę Wam pokazać, że pomimo tych wszystkich różnic, stanowimy jedność.- i to mówiąc nacięłam sobie wnętrze dłoni. Zaraz po tym jak pierwsza kropelka mojej krwi dotknęła cieczy, coś się zaczęło dziać. Wazonik rozjarzył się jasnym światłem. Wszyscy wpatrywali się w niego jak zaczarowani, jakby zobaczyli pierwszy film w dziejach świata.
-Możemy być zjednoczeni. Wystarczy tylko chcieć. Wojny nigdy nie maja sensu.- zakończyłam, a ciecz w naczyniu zmieniła barwę na srebrzystą jak poświata księżyca. Zaraz też z tego płynu zaczęła się formować łodyżka, później liście, a na koniec płatki. Z krwi wszystkich ras powstała niesamowita róża o dziwnym blasku. Osunęłam się na podłogę bez życia.
Co było później dowiedziałam się z relacji Weroniki i Mefista. Podobno wszyscy patrzyli na mnie oszołomieni, kiedy tak leżałam na wznak. Po chwili jednak coś zaczęło się dziać. Z moich lekko rozchylonych ust uniósł się niebieski, kulisty obłoczek i zawisł nade mną, jakby nie był pewny, co ma dalej robić.
-Pochylcie głowy. Odchodzi Spowiedniczka.- szepnął najstarszy z elfów. Wszyscy byli osłupieni. Myśleli, że przecież tak nie może być. Podbiegła do mnie Weronika i Mefisto. Podszedł nawet Amael. Mój ukochany wampir chciał już mi podarować kilka łyków swojej krwi, aby mnie przywrócić do krainy żywych, kiedy złapała go za dłoń Starsza.
-Nie rób tego. Już zapomniałeś jaką dała nam dzisiaj lekcję? Nie pamiętasz, co się stało z krwią? Jest Spowiedniczką. Dla niej nawet odrobina krwi wampirzej czy wilkołaczej jest trucizną.
Wszyscy Nieludzie uklękli i pochylili głowy, aby oddać mi hołd. Weronika cicho łkała nade mną, a Mefisto i Amael, dwóch rywali o moje serce, patrzyli na mnie smętnym wzrokiem, w którym rysowała się czysta rozpacz. Moja dusza, ta niebieskawa kulka, nagle zaczęła się unosić ku górze. Weronika wybuchnęła głośnym płaczem. Już wszyscy myśleli, że moja świadomość połączyła się z Mocą, kiedy cały Marmurowy Pałac zasnuł się ni to dymem ni to mgłą, z której wyszła świetlista, eteryczna postać spowita w błękitną szatę nocy. Nieludzie patrzyli na nią w osłupieniu próbując dociec, kto to w ogóle jest.
-Witajcie moje dzieci. Widzę, że was zaskoczyłam i za elfią republikę nie możecie przypomnieć sobie, kim jestem.- powiedziała ze śmiechem, który zabrał całe napięcie, zmęczenie, złość i smutek. Wszyscy się odprężyli.- Jestem waszą matką. Jestem Gwiazda, to ja was stworzyłam.- westchnęła i kontynuowała.- Od zarania dziejów istnieją wampiry, wilkołaki i elfy. Od zarania wieków nie możecie sobie poradzić z prawdą, że się różnicie i ciągle doprowadzacie do konfliktów. Po raz pierwszy Spowiedniczka sięgnęła po ostateczną broń. Ostrzegałam was przed Con Darem w proroctwach, ale to nie pomogło. Nikt nie ma takiej siły, aby przeżyć Krwawy Gniew. Arwena, nasza Gwiazda Zaranna, i tak miała w sobie olbrzymie pokłady mocy. Przez nią przekazałam wam naukę, ale to przez waszą głupotę straciła życie. Mam nadzieję, że zapamiętacie to wszystko do skończenia świata, a teraz przepraszam…- rzekła i tanecznym krokiem baletnicy podeszła do mnie. Pocałowała mnie w mój chłodny policzek szepcąc: „Arweno, Gwiazdo Zaranna nie opuszczaj ich. Jeszcze jesteś im i mnie potrzebna. Noś nadal przekleństwo Lilith, jako przestrogę”. Odeszła kilka kroków. Popatrzyła jeszcze na nas wszystkich, uśmiechnęła się dodając otuchy i rozpłynęła we mgle. Za to moja świadomość, która dotąd sobie wisiała gdzieś pod sufitem, zaczęła do mnie powracać. Wniknęła we mnie. Momentalnie w policzkach zawrzała mi krew i zakrztusiłam się próbując złapać oddech. Zatrzepotałam lekko rzęsami i otworzyłam ciągle zamglone oczy.
-Wiecie co?- szepnęłam zachrypniętym głosem, a brzmiałam jak kosiarka ogrodowa.- Nienawidzę poniedziałków.

2972 wyświetlenia
51 tekstów
4 obserwujących
  • DorotaB

    19 March 2010, 08:57

    Bardzo mi się podoba ,szkoda tylko ,że takie krótkie .