Menu
Gildia Pióra na Patronite

Jesteś piękna...

Sheldonia

Sheldonia

Bawisz się słowami. Upajasz się nimi. Słowami chcesz zastąpić normalne, ludzkie
uczucia, których w tobie nie ma...

A. Sapkowski

Moje ciało całe było pokryte bliznami. Prawie całe… Nogi, ręce, brzuch, plecy… Wszystko pokryte śliską, zniekształconą tkanką. A wzięła się stąd, iż omal nie spłonęłam, gdy miałam trzynaście lat. Mieszkałam wtedy tylko z ojcem, bo matka zmarła na raka dwa lata przed samym wypadkiem z pożarem. Ojciec po śmierci matki całkowicie się załamał. Wtedy myślałam, że jest złym człowiekiem, bo w ogóle się mną nie interesował. Wychodził do pracy, gdy jeszcze spałam i wracał późnym wieczorem, najczęściej pijany do takiego stopnia, że często zasypiał na wycieraczce. Chodziłam głodna do szkoły, a w niej dzieliła się ze mną kanapkami moja przyjaciółka. Wiele jej zawdzięczam. Między innymi to, że nigdy nie wspomniała, że wie o moim permanentnym głodzie. Tylko pytała, czy zjadłabym za nią kanapkę z ogórkiem, bo ona tego dnia nie ma na niego ochoty. Było mi strasznie wstyd, ale głód był silniejszy od dumy...
I tak któregoś dnia, gdy ojciec wrócił do domu kompletnie pijany, zasnął z papierosem w ustach. Historia tak banalna i oklepana, a jednak mi się przytrafiła. Prawie spłonęłam. Na szczęście udało się mnie wyciągnąć z płomieni, niż było całkowicie za późno. Ojcu nic się nie stało, bo gdy tylko pojawił się ogień wybiegł z domu na klatkę schodową i budził sąsiadów. O mnie chyba zapomniał…Długo dochodziłam do siebie. Oparzenia goiły się powoli i boleśnie. A do tego rosła we mnie świadomość, że będę teraz obiektem drwin osób, które nie będą znały całej historii. Bałam się, że nie zostanę zaakceptowana. Szczęście w nieszczęściu, że moja twarz została nietknięta przez płomienie. Oparzenia na reszcie ciała można było łatwo zakryć długimi spodniami i bluzkami z długim rękawem.
Tak, jak już wspomniałam, wtedy wydawało mi się, że mój ojciec jest złym człowiekiem, skoro wiecznie jest pijany i ze mną nie rozmawia, nie przytula, nie gra w karty, nie gra na gitarze… A robił to wszystko, gdy była z nami mama. Z perspektywy czasu widzę, że nie mógł sobie poradzić ze stratą. Kochał mamę. Jako ich dziecko, pragnę wierzyć, że była miłością jego życia. Myślę, że jego odtrącenie i odsunięcie mnie od siebie brało się stąd, że zbyt boleśnie mu ją przypominałam. Rosły mi włosy i zaczynały się robić coraz bardziej kręcone, przez co robiłam się małą wersją mamy. Ojciec powoli tracił wszystko, co w niej kochał. Skąd to wszystko wiem? Bo w końcu dorosłam, żyjąc obok niego, a i on się zaczął „sypać”. Zawsze mnie śmieszyły te sceny w filmach, kiedy rodzina dowiadywała się największych sekretów, kiedy ktoś leżał w szpitalu na łożu śmierci. Dziś mnie już nie śmieszą. Gdy dowiedziałam się, że ojciec trafił do szpitala, wówczas nie mieszkałam z nim dobrych kilka lat. Nie utrzymywaliśmy nawet kontaktu, tylko czasami spotykałam go pod monopolowym, jak pił wino za 5zł. Myślałam wtedy, że mnie nie poznaje, bo się nawet nie odzywał… A mnie było tak strasznie przykro, że nie mam nikogo na świecie, kogo bym obchodziła. Miałam go nie odwiedzać, bo bałam się, że nie chce mnie widzieć. Ale po kilku dniach zadzwoniła do mnie pielęgniarka opiekująca się tatą i powiedziała, że prawdopodobnie zostało mu kilka dni, i że lepiej bym przyszła się z nim pożegnać. Dowiedziałam się od niej także, że ojciec o wszystkim jej powiedział. Jak bardzo musiało go to boleć, że zwierzył się obcej kobiecie? Może zbyt surowo go oceniłam jako dziecko, a potem młoda kobieta? Może można tak cierpieć, że człowiek sam zamienia się w wielką zadającą ból machinę? Z nim chyba tak było… W każdym bądź razie pojechałam do tego szpitala, a gdy weszłam do sali 26 na końcu korytarza, ścięło mnie z nóg. Leżał tam, taki mały, zwinięty, suchy jak rodzynek i taki bezbronny… Łzy spłynęły po policzkach. Pierwsze łzy od pogrzebu matki. Wtedy opowiedział mi to wszystko, co tłumił w sobie. Przepraszał, że nie dał mi takiego dzieciństwa na jakie zasługiwałam. A ja mu wybaczyłam, bo nagle te ostatnie lata przestały mieć jakiekolwiek znaczenie, bo w tamtej chwili poczułam, że w końcu odzyskałam ojca. Tego prawdziwego, który grał na gitarze, kiedy mama śpiewała gotując potrawy na Wigilię. I wiem, że odszedł spokojny. Wiem, bo gdy przyszłam go odwiedzić dwa dni później, wydawało mi się, że śpi i śni całkiem przyjemny sen. Uśmiechał się. Ale gdy chciałam go potrzymać za rękę, poczułam chłód. Wiedziałam, że jest już spokojny i tą ręką obejmuję mamę w pasie w zaświatach. I nie było mi smutno. Miałam wrażenie, że tam mu będzie lepiej, bo dla niego życie zaczęło tracić znaczenie wraz z wypadaniem włosów mamy…

Miałam spore problemy z chłopakami. A może raczej sama ze swoją psychiką… Bałam się zaangażować, bo wiedziałam, że to doprowadzi do seksu, a ja nikomu nie pokazałam się nago. Wstydziłam się tych blizn. Wstydziłam się. Swojej przeszłości. Nie sądziłam, że może być ktoś, kto by to zaakceptował. Odsuwałam się od mężczyzn, chociaż nie raz poznawałam takich, na których widok serce szalało pod żebrami. I kochałam nie raz skrycie, maltretując się psychicznie, że przecież mnie nie można pokochać…
Na studiach byłam bardziej otwarta. Z różnych powodów. Między innymi dlatego, że miałam dość samotności. Pragnęłam bliskości drugiego człowieka. Ale także minęło od wypadku sporo lat i jakoś przyzwyczaiłam się do tych moich szram. Widocznie pomogły tez regularne wizyty u psychologa… Czułam się gotowa na miłość. Na początku nic się nie działo. Uczyłam się, ale nie widziałam nikogo, kto zainteresowałby moje serce. Jednak pewnego dnia zostałam dłużej w bibliotece, by przygotować się do zbliżającej się sesji. I właśnie wtedy poznałam Piotra. Miał przydługie blond włosy ułożone w tak zwany „artystyczny nieład”, okulary i otwierający wszystkie szuflady w mojej duszy uśmiech. Spojrzałam na niego przez przypadek, gdy wchodził do biblioteki i nie mogłam przestać patrzeć. Nie nauczyłam się tego dnia kompletnie nic, za to przegadałam z nim kilka godzin. Nie wiedziałam, że można się w kimś zakochać od pierwszego spotkania, od pierwszego spojrzenia, uśmiechu, przelotnego uścisku dłoni. A jednak mi się to przytrafiło… nam się to przytrafiło. Staliśmy się nierozłączni. Wszędzie tylko Anita i Piotr, Piotr i Anita, ona i on, on i ona…
Nasza miłość była czysta, nie przekraczająca niebezpiecznych dla mnie granic, po których, mógłby mnie znienawidzić. Bałam się, że gdy zobaczy moje blizny, odejdzie. Wiedziałam jednak, że nie mogę go dłużej zwodzić, muszę wystawić naszą miłość na ostatnią próbę i powiedzieć mu o wypadku sprzed lat. Niespodziewanie Piotrek zaproponował wypad w góry na weekend. Oboje wiedzieliśmy co to oznacza, chociaż udawaliśmy niewinne dzieci, nieskalane niemoralnością. Zdecydowałam, że wtedy mu powiem. Bałam się, że wrócimy razem, ale już nie razem.
Gdy nadszedł ten wymarzony dla niego, a dla mnie weekend prawdy, byłam tak wystraszona, że Piotrek całą jazdę pociągiem wypytywał mnie co się dzieje. Nie dawał mi spokoju, martwił się, wiercił dziurę w brzuchu, a ja byłam coraz mniej pewna, czy się przed nim odsłonić. Chciałam mu nawet powiedzieć, że musimy się rozstać, żeby tylko go nie rozczarować, a potem usłyszeć, że jestem paskudna. Bardzo wierzyłam w to, że jest inny niż wszyscy faceci i bałam się pozbawienia tych złudzeń. Siedząc jednak w pociągu, wiedziałam, że już nie mam wyjścia, że wycofać mogłam się jeszcze na peronie, teraz muszę już pociągnąć sprawę do końca.
Całe po południe chodziliśmy po górach, oddając się od czasu do czasu drobnym pieszczotom, które były przedsmakiem tego co nas czeka w hotelu. Jednak podczas przechadzki myślami byłam ciągle gdzie indziej, nieobecna. Tak naprawdę nawet nie słuchałam, o czym mówi Piotrek. Gdy wreszcie wieczorem znaleźliśmy się już w pokoju, po kolacji mój strach osiągnął apogeum. Łóżko hotelowe było miękkie i pachniało płynem do płukania oraz świeżym górskim powietrzem, w rogu pokoju stała mała lampka, której światło sprawiało, że pokuj wydawał się bardziej przytulny, niż był w rzeczywistości. Leżąc na miękkim materacu, patrzyłam w sufit i zaciskałam dłonie w pięści pod kołdrą, gdy Piotrek przebierał się w łazience, z której zaraz miał wrócić.
Drzwi uchyliły się powoli i nasze oczy się spotkały, był smutny. Mimo to, albo właśnie dlatego był niezwykle pociągający, gdyż stał przede mną w samym obcisłych bokserkach. Miał długie owłosione nogi, płaski brzuch z lekko zarysowanymi mięśniami i gładki tors zakończony szerokimi ramionami, kojarzącymi mi się z bezpieczeństwem. Uśmiechnęłam się do niego na zachętę, odpowiedział mi smutny uśmiech, nie muskający oczu. Podszedł powoli do łóżka, usiadł na skraju obok mnie, pogłaskał po głowie i pocałował prosto w usta, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Powiedz mi, co się dzieje. Widzę, że odkąd zaproponowałem ci ten wyjazd zachowujesz się jakoś dziwnie. Nie wiem, o co chodzi. Bo wiesz… jeżeli to przez to, że my jeszcze nie… się nie kochaliśmy, a ty nie jesteś jeszcze gotowa, to nie potrzebnie się martwisz. Ja nie po to cię tutaj zaprosiłem, ja…
Przerwałam mu pocałunkiem, bo mnie rozczulił, bo widziałam, że się zawstydził, bo już się nie bałam i zganiłam się w myślach, że mogłam być taką idiotką i zwątpić w jego uczucia. Jak mogłam pomyśleć, że gdy tylko zobaczy moje blizny, to ucieknie, skoro przez tak długi czas był przy mnie? Nigdy nie byłam równie szczęśliwa... Zaczęłam, więc:
- Piotrek, ja… to nie o to chodzi. To znaczy, ja nigdy jeszcze nie byłam z nikim w łóżku, ale jestem gotowa, by zrobić to z tobą. – Widziałam zdziwienie na jego twarzy, ale i radość w pewnym sensie, zadowolenie. – Chodzi tylko o to, że… Wiesz co, może będzie lepiej, jeżeli to po prostu zobaczysz.
Zdziwienie nie zniknęło z jego twarzy. Wyprostował się, usiadł sztywno na łóżku, jego wzrok śledził moją wędrówkę po pokoju. Stanęłam przed nim i zdjęłam najpierw spodnie od piżamy. Domyślam się, że pierwsze blizny zaczęły wtedy lśnić w odbitym świetle lampki. Następnie zdjęłam koszulkę. Stanęłam przed nim naga, obnażona z tajemnic, ubrana tylko w jego spojrzenie, ślizgające się po moim ciele. Nic nie mówił, a mnie serce rosło i pękało powoli, rozsadzało żebra, klatkę piersiową. Niemal nie mogłam złapać tchu, do oczu napływały łzy… A potem podszedł do mnie i uklęknął u moich stóp i zaczął wodzić palcem wskazującym po zmienionej, śliskiej tkance, całował, pieścił językiem. Wstał, nasze oczy dzieliła sekunda, czułam jego ciepły oddech na ustach, kiedy mówił:
- Jesteś piękna.
- Piotrek, ale… - Zamknął mi usta swoim pocałunkiem.
Wziął moje piersi w swoje dłonie, a jego usta zsunęły się na szyję. Popchnął mnie delikatnie do tyłu i robił to tak długo, aż poczułam na swoich pośladkach kant komody. Podniósł mnie i na niej posadził, wsuwając się między moje nogi. Złapałam go jedną dłonią za włosy, a drugą dotykałam jego torsu. A on całował… i całował… i pieścił… ssał… podgryzał… chłonął… dotykał… i znów pieścił… całował… Dawał rozkosz jakiej jeszcze nigdy nie zaznałam.
- Podobasz mi się. – Usłyszałam jak szepta. I wyczułam w jego głosie, że rozpaczliwie pragnie w to wierzyć. Wtedy pierwszy raz zakłuło mnie w sercu i zaszczepiła się we mnie nutka wątpliwości, której serce nie chciało przyjąć do wiadomości.
- Podobasz mi się. – Powtórzył, jakby myślał, że im więcej razy to wypowie na głos, to w końcu uda mu się to poczuć naprawdę.
Po co kłamał? Czemu ja nie powiedziałam mu, że nie musi tego robić? Pytania bez odpowiedzi… Może wtedy nie widziałam tego tak wyraźnie, bo chciałam wierzyć w to, że mogę być dla kogoś piękna, tak jak on chciał wierzyć, że taka jestem.
Po tym weekendzie wróciliśmy do normalnego życia. Czułam się lepiej, bo Piotr już wiedział, nie musiałam kłamać. Dni mijały, a ja czułam, że mam najlepszego faceta na świecie. Pewnego wieczora podczas kolacji w postaci pizzy, zapytał:
- Czytałaś „Małego Księcia”?
- Tak, ale dawno temu, mało co pamiętam…
- A pamiętasz, tam jest taki cytat o tym, że dobrze widzi się tylko sercem…
-„…najpiękniejsze jest niewidoczne dla oczu.” Tak, pamiętam.
I powinno mi być miło po tych słowach, bo mówił pośrednio o mnie, ale nie potrafiłam się tym cieszyć. Według mnie te słowa oznaczały, że jednak ma problem z tym, jak wyglądam. Było mi przykro, ale nic mu nie mówiłam, bo pierwszy raz w życiu zależało mi na kimś tak bardzo. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, co musiał czuć ojciec, kiedy mama odeszła…
Wtedy zauważyłam, że ciągle miał z tym jakiś problem. Prawił mi fałszywe komplementy, mówił, że kocha, nie po to, żeby mnie zapewnić o swoich uczuciach, tylko w końcu przekonać siebie, że naprawdę myśli to, co mówi. Chciał mnie kochać, ale nie potrafił… Serce pękało mi powoli każdego dnia, z każdym „jesteś piękna” coraz bardziej.
Pewnego razu, tego ostatniego naszego dnia, gdy siedzieliśmy na trawie przy jeziorze, karmiąc kaczki, znów powiedział, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie.
Popatrzyłam mu w oczy, widziałam w nich ból trwania i współczucie, że skoro nawet on nie może zaakceptować mojego ciała, to nie ma już dla mnie nadziei.
- Piotrek… chyba już wystarczy. Nie musisz już udawać. Nigdy w to nie uwierzysz. Nie winię cię za to, że zareagowałeś tak, jak myślałam… Wiem, że się starałeś, inaczej odszedłbyś od razu…
Cisza napłynęła mi łzami do oczu. Mijały minuty, a on patrzył na te przeklęte kaczki, a ja obok niego rozpadałam się na kawałki. W końcu znowu spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Przepraszam.
To było ostatnie, co od niego usłyszałam. Wstał i odszedł w nieznanym mi kierunku, a ja zostałam z łzami, z kaczkami i z ulgą, że nie musi już kłamać. Po kilku dniach wyjechał za granicę. Nie wiem do kogo, gdzie i co tam robi. Nie mam o nim żadnych wieści. Jeżeli okazałoby się, że nie żyje, wcale bym się nie zdziwiła. Przestałam dla niego istnieć, jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło.
Rozstaliśmy się wiosną. Nienawidzę wiosny. Boję się wiosny... Boję się, że podczas wiosennych porządków ktoś wyrzuci mnie ze swojego życia niczym przyciasne, wyblakłe i poniszczone ubrania...

I wszystko wróciło do normy, niby było tak samo, tylko wszędzie była już tylko Anita i Anita, tylko ona, ona… sama. A gdzieś po drugiej stronie półkuli był Piotrek i Jane, Jane i Piotrek, ona i on, on i ona… zakochani.

4848 wyświetleń
120 tekstów
43 obserwujących
  • Sheldonia

    12 April 2012, 17:09

    Ja również dziękuję, Marto, sprawiłaś, że się dzisiaj pierwszy raz uśmiechnęłam. :)

  • @rt1993

    12 April 2012, 16:40

    jestem, czytam, dziękuję. ;)

  • Sheldonia

    11 April 2012, 19:32

    A bo ja lubię ten pesymizm, Przemku. Ale spokojnie, ja Cię jeszcze zaskoczę...;)
    Dziękuję.

    Michale, to mi wystarczy. :)

  • Przemio

    11 April 2012, 18:49

    przez chwilę miałem nadzieję, że skończyłaś z pesymizmem a tu dowalilaś na koniec ; D

  • Lacrimas

    11 April 2012, 13:25

    Mogę napisać, że po prostu bardzo mi się podoba? Dzisiaj wyjątkowo brakuje mi jakiejś motywacji do tego, by pisać komentarze. Jak widać miłość nie potrafi przezwyciężyć wszystkiego. I jeszcze raz dziękuję. Ty wiesz, za co.

  • Sheldonia

    10 April 2012, 21:22

    Dziękuję wszystkim kolejny raz.
    Doroto, nie wiem, czy zawiodłam, ale się boję, że tak któregoś dnia coś dodam, a nie będzie żadnych komentarzy albo komentarze zawodu:)
    Gerardzie, bardzo mi miło, że się spodobało. To prawda, trochę się napisałam. Nawet pomyślałam, że nie będzie się chciało nikomu czytać do końca. Tym bardziej się cieszę.

    Ps. Jesteście moją internetowa rodziną, czy Wam się to podoba czy nie;)

  • Seneka 18

    10 April 2012, 20:06

    Napracowałaś się...ale wyszło piękne opowiadanko...

  • zakochaneniebo

    10 April 2012, 18:34

    ...

  • 10 April 2012, 17:47

    Łatwo stać się tylko wspomnieniem...

  • Canaletta

    10 April 2012, 15:53

    Wracam z plusem, bo nie wszedł poprzednio. ._.