- Żartujesz? - dowcip zaniósł się głośnym śmiechem, aż oczy wyszły mu na wierzch - Nie, dowcip-kuję! - huknął żart radością złowrogą, aż iskry poniosły i zatliły się szczegóły - Ale dramat - sapnęła ironia, wybijając na aut zmieszane resztki humoru. Trafiły do gara.
Na obiad podano zbytki palone w polewie sarkazmu. - I co? - porozumiewawczo mrugnęła ironia. - I nic. Nie jadam - nadęła usta powaga.
Krysiu, a jak spalisz kawał, to co Ci pozostaje, jak nie autoironia? Gorzej jak człowiek ma taki dar do kawałów, że tylko sam się z nich śmieje, a reszta tylko "paczy". Lub gdy jego żarty przekraczają każdą miarę i są godne ubolewania. Eh to poczucie humoru - ono wszystkiemu chyba winne.... Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Alice I Anno - zabawa słownym uśmiechem na dzień dobry jest moim porannym ukłonem dla tych co śmiać się umieją. Także z siebie. Czasem do bani, a czasem od, lecz nie w tym rzecz... ;)
Banialukos - Twój nick się świetnie wpisuje w ten cykl, ale czy w poczucie humoru? Hm... postawmy hipotezę, że też :)