Dawno temu miałem odebrać dziewczynę z Gdańska, pociągiem. Babsko w okienku (wybaczcie, ale kobietą jej nie nazwę) powiedziało, że pociąg będzie za 20 minut. Wychodzę na peron i widzę tył pociągu z napisem Gdańsk. Ruszyłem w pogoń, spłoszyłem "stado" zakonnic, pęd powietrza wyrwał gazetę jakiemuś dziadkowi, przeskoczyłem kobietę słusznej tuszy, choć skromnego wzrostu (nie odsunęła się, choć trąbiłem :P ), stratowałem jakiegoś kolejarza... szwendał się przy samym pociągu... i przy 100 km/h (no prawie :P ) chwyciłem poręcz, otworzyłem drzwi, wciągnąłem za sobą język i dyszałem, jak parowóz jeszcze dwie stacje... Ludzie komentowali, że wariat, że nieodpowiedzialny... Spojrzałem na nich dobrotliwie i ... zmienili zdanie. Podróż upływała nam dalej w miłej atwosferze. :D Można zdążyć, jak się chce. :))