Będę ziemią, ale pomnik swój wzniosę, pracę w to włożę, czas poświęcę, duszę zgubię, ludzie mnie wykpią, pieniądz stracę, nic nie będę znaczył, a po śmierci mnie wyniosą, znać moje nazwisko ktoś jeszcze będzie.
Nie tam, gdzie się nie zgadzałam, a tam, gdzie odczuwałam sprzeczne emocje - i na plus i na minus. Dlatego pozostawiałam je bez oceny..
A tutaj wydawało mi się, że nie trzeba nic dodawać.. - w tej krótkiej i bardzo trafnej myśli ująłeś esencję prawdziwego życia - tego "właściwego".
Życia, w którym o nieśmiertelności świadczy nie ilość przeżytych lat, a jego jakość. Życia przepełnionego wyższymi wartościami (mam na myśli głównie miłość), w obronie których gotowi jesteśmy zakończyć żywot na tej ziemi. Bo wieczne jest tylko to, co w sercach naszych tkwi niewzruszone, pomimo przeszkód, potyczek i przegranych bojów..
Bo życie nasze jest kruche, a uczynić nieśmiertelnym można je tylko wtedy, gdy pozostawimy po nim "uśmiech" w serach innych żyjących..
Po co komu nieśmiertelność bez miłości? Traktuję Twoją myśl, jak zasadę mówiącą o tym, że nieśmiertelność to przekleństwo, nic więcej. Chociażbym nie wiem, jak bardzo starała się myśleć inaczej.