nie jestem psychologiem, a przynajmniej nie czuję się nim
być może masz rację mówiąc o uczuciach ('mówiąc cokolwiek'), wszystko ma swoje granice ale miłość to nie tylko uczucie, ale przede wszystkim 'stan ducha', przynajmniej dla mnie może właśnie dlatego, że w jakimś stopniu poznałam granice, potrafię ich nie dostrzegać
nie chcę ci niczego narzucać mówisz sam do siebie a ja próbuję jedynie zrozumieć siebie w tobie
strach przed kolejnym zranieniem i brak zaufania wynikają z tego, że zawiodłaś się na własnych oczekiwaniach wobec kogoś miłość nie polega na bezgranicznym zaufaniu, tylko akceptacji drugiej osoby
pewnie trudno to zrozumieć dlatego tak mało osób prawdziwie kocha...
żal, że ktoś odchodzi... tak, ale jeśli się kocha, nie można odmówić komuś życia takiego, jakie on wybiera nie potrafiłabym znienawidzić kogoś kogo kochałam, bo nadal go kocham miłość to nie chorągiewka na wietrze jest/powinna być ponad jakąkolwiek krzywdą
to, że mylimy ją z emocjonalnym zaangażowaniem czy zakochaniem, świadczy bardziej o naszym zagubieniu, niż o niej
to przykre w takim razie ja nigdy nie kochałam lub inaczej pojmuję miłość jeśli się kochało, to nie można nienawidzić, bo pragnie się szczęścia drugiej osoby jeśli nie ze mną, to z kimś innym w przeciwnym wypadku kocha się siebie lub uczucie, a nie tego kogoś
ból jest częścią życia, nie ucieknie się od niego chyba, że chce się uciec od życia