Zaczyna się przypadkowo, niepewnie... na tym etapie łatwo ją zadeptać. Trochę goryczy, obolała ambicja Do wyleczenia... A może miłość zaczyna się później....? po pocałunkach, zbliżeniach, kiedy człowiek odsłania przed drugim kawałek samego siebie? Może wtedy dopiero, gdy... zaczyna rodzić się bliskość, wzajemne zrozumienie bez słów? Bo przecież nie od stwierdzenia, że żyć bez tego Kogoś nie możesz to nieprawda... Możesz żyć... Dużo głębsze jest odkrycie, że pragniesz być właśnie z tym człowiekiem, że wyczuwacie się, zaczynacie być dla siebie niezbędni, jedyni... Rodzi się konieczność dzielenia z tą drugą osobą wszystkiego, co najpiękniejsze i najbardziej intymne, każdej myśli, marzenia... I zaufanie - pełne, bez reszty, jak do siebie samego... To właśnie jest miłość...? Za proste... Gdyby tak było, napisano by o tym w encyklopedii pod odpowiednim hasłem i już nie byłoby problemu, a przecież istniał zawsze i chyba nigdy nie zniknie... Podobno każda miłość kiedyś wygasa... Dlaczego?? Skąd się biorą zazdrość i zdrada? Dlaczego jedni znoszą nieszczęśliwą miłość, a inni odbierają sobie życie? Można kochać bardziej lub mniej? Dobrowolnie zrezygnować z miłości? Poświęcić ją w imię czegoś...?
Piękny cytat i bardzo trafny. Kiedyś też go wynotowałem bezpośrednio z książki, którą czytałem. Książka autorstwa Aleksandra Minkowskiego ale nie pamiętam niestety tytułu. Jeśli ktoś zna tytuł, niech poda, chętnie przeczytam raz jeszcze.