Miłość jako taka nie interesuje mnie wcale, interesują mnie tylko narosłe wokół niej zafałszowania, samooszustwa, którym ulegają ludzie, kiedy podejmują ów temat.
ODIUM kobiety, które urodziły a nie kochają własnego dziecka. Nie mają instynktu macierzyńskiego. W takich przypadkach nie kocha się i nie jest się matką, a kobieta, która tylko urodzi dziecko. Nie wiem nawet jak taką kobietę nazwać... surogatką.
To by oznaczało, że wszystko można nazwać miłością, bo w ten sposób można sobie zracjonalizować każde zachowanie i każdą fantazję, które miłością nie są: zazdrość, kontrolowanie, masochizm (poświęcenie), wszelkie projekcje, oczekiwania, fanaberie ego itp. A przyznać trzeba, że kochanie drugiego to wielka sztuka, którą mało kto opanował.
Ja osobiście parę ładnych razy zetknęłam się z kimś takim jak "maminsynek", jak i z egoizmem ze strony matki wobec syna. Przyjemne to nie jest. Ja nie twierdzę wcale, że kochanie jest łatwe.
I tu się z Tobą, Victoria Angel, nie zgodzę. Nawet matki często nie kochają. Miłość nie przychodzi z automatu, tylko dlatego, że się urodziło/spłodziło. Większość matek nie kocha swoich dzieci, choć mają na ten temat zazwyczaj inne zdanie, bo... racjonalizują.
Jasne, że nie, szpiek. Miłość to względne panowanie nad tymi uczuciami, nie uleganie im. Emocje, uczucia zawsze są obecne. I czasem robi się głupstwa. Nie idealizuję miłości, ale też nie nazywam miłością tego, co nią nie jest.
Nie powiedziałam, że jest czymś złym. Chodzi mi o mity i przekłamania, które funkcjonują w tym temacie, o to, jak bardzo ludzie oszukują się, myśląc, że kochają lub są kochani. Za wszystko odpowiada ich wypaczone pojęcie na temat miłości.
Jasne, że tak. Staram się to robić. Mity niestety mają przewagę, są mocno zakorzenione w całej kulturze. Mało jest ludzi, którzy mówią sensownie na temat miłości.