Kiedy jest mi źle i smutno zaczynam się śmiać... Nie dla siebie, ale dla ludzi, żeby nie musieli patrzeć, jak bardzo mnie boli. Tak, cierpię wtedy jeszcze bardziej, ale albo żyję ja, albo inni. Ich jest więcej, więc wygrali...
Potem to już nie ma różnicy... Może i boli jak cholera, ale to już potem jest obojętne... Tak: upadam, leżę, skopana, podeptana, zwijam się, ale co to innych obchodzi? Już dawno nie mogę patrzeć w lustro... Nie wiem jak wyglądam ja, moja dusza... A raczej jej strzępki