Gdy przychodziła do mnie samotność na wieczorne rozmyślania i rozmowy, brałem sześciopak lub butelkę wódki i razem piliśmy do rana. Dopiero po latach zrozumiałem, gdy choroba mnie dotknęła, że trzeba było wywalić ją na zbity pysk i iść po prostu na imprezę się zabawić.