Dlaczego obietnice, które dajemy sami sobie, są dla nas mniej ważne od tych, które dajemy innym? Co zrobić, kiedy rozum prosi, by odpuścić, a serce błaga żeby walczyć?
Pewien sławny Kanadyjczyk uczy by zmiany w życiu zacząć od posprzątania własnego pokoju, dosłownie i w przenośni. Jeśli spełniamy obietnice, które dajemy sami sobie, zaczynamy wierzyć w swoją sprawczość, w siebie, że możemy zmieniać myśli w czyn, że mamy realny wpływ na swoje życie. To bardzo ważne.
"W ogóle nie przysięgajcie. Ani na niebo... Ani na ziemię... Ani na twoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz jednego włosa uczynić białym albo czarnym..." A wszyscy składamy przysięgi, przyrzeczenia...podpisy... pieczątki... Tak marna jest wartość naszego słowa, że trzeba je... podstęplować... A może nie? Może to tylko manipulacja rządzących, manipulacja Kościoła, manipulacja dla kasy, dla władzy, dla marności przyziemnej... To strach, wstyd, tzw. "obowiązek" sprawia, że przyrzeczenia na zewnątrz traktujemy poważniej... Nie wszyscy. ;) Pozdrawiam. :))
Tekst pewnie dotyczy konkretniej, i osobistej, sytuacji więc nie traktuj tego jako analizy twojej osoby. Podejście do "obietnicy" które opisałaś jest dość powszechnie spotykane. Otóż nic bardziej kuszącego, podudowującego (dla mojego JA) jak świadomość wywołania na kimś wrażenia, o naszej prawdomówności. Uznanie nas, zwłaszcza przez osoby na którym nam zależy, za wiarygodnych i godnych miłości, to jedna z zasadniczych potrzeb człowieka. Nie wynika to z braku poczucia własnej ważności ale z potrzeby potwierdzenia naszej wartości, która realizuje się w pełni [...]