Było w niej coś takiego, co nie pozwalało oderwać oczu od jej porcelanowej twarzy. Zachwycali się nią, ona odwzajemniała uśmiechy, spoglądała się na nich zielenią swych oczu. W tym czasie w jej głowie kłębiły się myśli o swoim wyglądzie. Nie docierało do niej, że może się podobać. Zawsze widziała tą ciemną stronę. Izolowała się coraz bardziej. Jednak zawsze po nocy przychodzi dzień...
Czasem potrzeba kogoś żeby zauważył nasze zalety, wygląd i wydobył nas z dołka kompleksów. Piękna myśl, dotykająca istoty życia. Pozdrawiam Izabelko :)
niejednokrotnie nie wierzymy tym,którzy zachwycają się naszą urodą...jesteśmy tak zakompleksieni,że czyjeś słowa odbijają się od naszych negatywnych myśli o samym sobie...przykre...ale w końcu przychodzi czas gdy zaczynamy spoglądac na siebie oczyma innych i dostrzegać to, co w nas piękne...
pozdrawiam Izuś:) myśl jak zawsze bezkonkurencyjna:)