Miłości nie można przypisać jednakowego stanu serca - kochając. Wszak wiatr w nim wieje we wszystkie strony. Życie bywa okrutne, stawia warunki. Raz to ogień, innym razem tylko trwanie. Gdy zwycięży życie nad śmiercią - człowiek poczyna się od nowa. Wtedy może powiedzieć : kocham, kocham prawdziwie.
Gratuluję wyróżnienia i wyjątkowego spojrzenia. Pozdrawiam ciepło.
Każdy miłośnik i każde serce ma swój uczuciowy odcień..;)) Można kochać troszeczkę, mocniej i najmocniej...można błyszczeć i można blednąć..;))
I tak jak najpiękniej brzmi kobieta otulona miłością, tak inna niedopieszczona ( wstydź się mężczyzno ;)) ..tylko zawodzi smutno. I szuka " klucza "gęsi, które frrrr...odleciały..;)) I tak jak najpiękniej śpiewa miłośne pieśni serce mężczyzny, treny pisze zawiedziony..;))
Pozwolę sobie odnieść się do opinii Otoko, gdyż myśl autorki odbieram bardzo osobiście.
Nie wiesz o czym piszesz. Miłość, serce ma swoją skalę, gamę. Piszesz o podejściu rozumem, rozum jest zwolniony z pracy, gdy serce kocha. To serce dyktuje ton, natężenie, barwę. Od najcichszych dźwięków po huragan. Toksyczna miłość, tak częsta, jest tego ewidentntnym przykładem. Miłość to nie matematyka, nie czarne albo białe. Nie tak lub nie. W miłości lub nie miłości nie ma żadnej reszty. Jest serce i ono jest królestwem - wszystkiego. Ono nadaje rytm. Tyle.
Śmierć ma swoje barwy, nadane przez życie. Choć to Twoje "zimne piękno" ( pamiętam ten wiersz :), ma też tę nienazwaną : lęka się bowiem miłości :) * Ściskam Anulka :) *