Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rentowna wiara.

I kim dziś jestem? Dziś bez Ciebie. I co mi zabrałeś? Zapewne wiarę, że przyjaźń miała być tym wiecznym elementem mojej indolencji. I co jest we mnie? Zastanawiałabym się, czego we mnie już nie ma. Snute pod nosem wizje dziś są rzeczywistością. To ulotne i nikomu niepotrzebne szczęście dziś jest moja hipotetyczną własnością. Własnością, którą kiedyś się brzydziłam. Własnością, którą całkiem możliwe, kiedyś przyjdzie mi się dusić. To zapewne dopiero początek samospełniającej się przepowiedni. Zapewne umrę w tym czerwonym ferrari. Tak, zapewne z kamienną twarzą, jak na władce lodowego serca przystało. A jeśli nie ferrari to pewnie w pustce życia codziennego. I nie mówię, że leżę dziś w łóżku, przykryta ponad głowę. Że boję się życia. A skrzydła na których latałam, dziś przyszło mi sprzedać na targu wspomnień. Pewnie ten wrodzony pozytyw życia codziennego nadal jest gdzieś we mnie, może głębiej niż zwykle, jednak gdzieś na pewno jest. Nie tracę kolorytu skóry i naturalnej chęci do stawania się lepszym człowiekiem. Owszem, umarłam wraz z rozłamem naszych relacji. Ale czy świat nie jest skonstruowany tak, by każda śmierć była początkiem nowego życia? Wierzę, że tak jest. I wierzę, że nasze odejście kiedyś obojgu z nas po prostu się opłaci. Bo nie wmówisz mi już, że jesteśmy bezinteresowni. Bezinteresowni są tylko Ci, którym przyszło przestać oddychać. Wierzę, że nadejdzie dzień, w którym wszystkie zobowiązania trafi szlag. Że nic nie będzie nas ograniczało. Że wszystko, totalnie wszystko przyjdzie nam naprawić. Że zmierzymy się z tym, przed czym przyszło nam uciekać. A miara ta, nie będzie śmiertelna. Że nadejdzie chwila, w której nasze oblicze, wzajemne oblicze znowu będzie błogosławieństwem, rajem na ziemi, a nie ułudną chęcią klinicznej śmierci. Że rosnąca nienawiść, bądź zabijająca obojętność odejdzie w niepamięć. I na Boga, obojętnie jakiego pamiętaj, że ja nadal jestem przy Tobie, że odejść nie chcę. Że to co chcesz uśmiercić nadal we mnie się tli, że nie pozwolę, choć świat i wszyscy w koło będą nalegać na to by ten żar zgasł. Nie zasypie tego ogniska, nie wyrzucę wspomnień przez balkon w nadziei, że roztrzaskają się o metalowy śmietnik naszego życia. A Ty? Ty w końcu przestaniesz wierzyć w rzeczywistość którą sobie zbudowałeś, rzeczywistość która tak usilnie dba o Twoją wiarę. Bo wiara jest w nas, nie na świecie, nie na pokaz. A przyjaźń nie umiera, nie nasza. A jeśli nawet o tę śmierć błagasz, gorliwie się modlisz, może nawet myślisz, że nadeszła, to muszę Ciebie zmartwić. Bo jeśli mają umrzeć wspomnienia jakie mi pozostawiłeś, muszę umrzeć ja, a ja jak na gadułę przystało oddam je w pisemnej wersji światu. Bo za nic w świecie nie pozwolę, byś wyparł się tego co było między nami, za nic w świecie nie zapomnę, za nic w świecie nie pozwolę wszystkim zapomnieć o nas. Nie pozwolę, rozumiesz?

21 002 wyświetlenia
429 tekstów
2 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!