Menu
Gildia Pióra na Patronite

Rytmiczność serca.

Anvaine

Anvaine

Drogi Alochtonie*,
On był mi cichą ostoją w gwarne dni. Był spokojem rozszalałego sumienia. Cieniem wrażliwych wspomnień. Niezapomniany, choć pamięć lubi już płatać figle. Nawet okruch zamknięty w jego garści mógł być jedną z najważniejszych części tej (nie)odpornej konstrukcji...
Nie zrozum mnie źle. Tamtego dnia przyszła wiosna, a ziemia nabrzmiała nadmiarem dobroci, zadrżała jak gdyby kontynenty podjęły przerwaną wędrówkę sprzed tysięcy lat. A może to drżał tylko mój świat? Chodzi o to, że w życiu jednej spośród miliardów istot zaczęła się wiosna. I nawet w grudniowy wieczór pachniały zakwitające grusze. Uśmiechasz się? To sama prawda.
Nie pamiętam dokładnie momentu naszego spotkania, ale wiem, a przynajmniej jestem niemal pewna, że trzymał w rękach tą samą książkę, która dzisiaj stoi obok ostatniego zdjęcia mojej matki. Czy mogła być piękna? Będąc dzieckiem bardzo często słyszałam to określenie. Dzisiaj myślę, że jeszcze wtedy po prostu nie do końca zdawałam sobie sprawę, co mogły znaczyć te słowa. Dla mnie zawsze była mamą. Czasem może tylko zbyt zamyśloną.
A ja? Zawsze miałam kłopoty z dostrzeganiem ludzkich uczuć. Starałam się jak najskuteczniej unikać sytuacji, które wymagałby ode mnie okazania części emocji, ale on był inny. Z miejsca potrafił rozpoznać przyczynę mojej chmurnej miny. Jakby patrząc na mnie, otwierał ostrożnie pierwszą stronę, naprawdę starej i cennej książki, a później rozkładał na części każde ze słów, które dostrzegały jego niesamowicie szare oczy. Przyznam szczerze, że strasznie mi to przeszkadzało. Och, z początku przeszkadzało mi wszystko. Jego spokojny, jakby dobroczynny uśmiech, niezawiązane sznurowadło w lewym bucie i wystający niesymetrycznie kołnierzyk koszuli. A później, na początku zimy, w okna zaczęła zaglądać mi wiosna. Sprzeczność sama w sobie, prawda?
Wiedział od początku. Wiedział, że nigdy nie kochałam i nie będę kochać go tak, jakby tego pragnął, że byłam z nim tylko dla samego bycia z kimś. Wiedział, że nie lubię róż i wspominania o moim ojcu. Jeśli nie wiedział wszystkiego, to wielu rzeczy zapewne się domyślał. I akceptował. Obudził we mnie uczucia, o których istnieniu tylko słyszałam. I szczerze go za to znienawidziłam.
Znienawidziłam go też za to, że pewnego dnia po prostu odszedł. Zrozumiałabym gdyby zostawił, chociaż jedno słowo nakreślone aż do mdłości równym pismem.
Odchodzę.
Czy to tak jakby umrzeć? Zakończyć się. Przestać istnieć. Odejść. Z miejsca, od kogoś, od czegoś... Czy w tym właśnie celu odnajdujemy się nawzajem? I czy tak naprawdę można znienawidzić kogoś, kto stał się Twoim sercem? Dużo mówię, o tym, że był nie do zniesienia, że nigdy nie żądał ode mnie konkretnego sprecyzowania swoich uczuć, że obiecywał mi tylko to, co był w stanie zapewnić, że wcale mi na nim nie zależało. Słowa. To one kłamią w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Jeden z nich jest tylko wyjątkiem, który potwierdza regułę.
P.S: Pytałeś mnie o mój ulubiony kolor? Zielony.

*) społ.: człowiek pochodzący skądinąd; przybysz.

9083 wyświetlenia
108 tekstów
5 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!