Od pewnego czasu jesteśmy zalewani sztucznością. Media wciskają nam nawet podświadomie coraz to nowsze kanony piękna i kult plastikowego ciała bez żadnej skazy. Nastolatki (zresztą, nie tylko), które nie pasują do ogólnie przyjętego "kanonu", obserwują to wszystko z myślami, że coś w ich ciele nie gra. Ci bogatsi robią sobie operacje plastyczne, są szczęśliwi z nowego wyglądu. Budzą się rano, spoglądają w lustro i mówią " Wow, to ja!".
Co mają zrobić biedniejsi ludzie, którzy nie zarabiają kokosów a chcą coś zmienić? Sięgają po ogólnodostępną i tańszą alternatywę - photoshop. Taki delikwent budzi się rano, spogląda w lustro, stwierdzając, że jest źle. Jednak nie szkodzi, photoshop i przyjaciele blur, liquify i filtry zaraz to poprawią. Wyszczuplą nosek, zwężą twarz, zakryją pryszcze, które pojawiły się wczorajszej nocy. Zrobią z niego człowieka odpowiadającego obecnym standardom piękna. Ów osóbka ze swoją idealnie zrobioną, plastikową buzią i odpowiednio zmienionym życiorysem może już iść podbijać wszelkie portale społecznościowe. Może zbierać fanów, stać się autorytetem i wzorem i dalej pokazywać swoje przerobione zdjęcia, na które patrzą kojelne nastolatki z kompleksami. Patrzą i wpadają na genialny pomysł, że przecież też można coś zmienić, przybliżając się tym samym do ideału. Ideał pokazuje mały ekran smartfona lub duży ekran komputera i wszystkie konta na portalach społecznościowych. Lustro pokazuje niewygodną prawdę i źródło frustracji, która po obróbce zniknie na jakiś czas, bo kolejne tabuny ludzi uwierzą w kłamstwa grafiki i będą podziwiać idealną personę. Nieistniejącą personę.
Prawda ... choć znam prawdę przekazaną cyfrowo którą ludzie ubierają we własne mniemanie, i to głuchy szeptany telefon zmienia na końcu prawdę w nieprawdę szeptaną...