Przyjdę z wyżem nad Twe chłodne ciało I gorącym oddechem Zimne ciarki przegonię z szyi Wtem iskrzyć zacznie na styku ciał I wilgotność Bezwzględna się stanie W końcu spadnę gradem pocałunków na zroszoną już talię A oczy błądzić będą we mgle uniesienia Aż w wichurze doznań Piorunami plecy przeszyje By tęczę ujrzeć nad splecionymi duszami Przy pierwszych Promieniach słońca