Lgnę ku tobie jakoby ciało spocone Do chłodu dłonie swe mokre wyciągając, Rozkoszy gwałtownej żądając W dreszczach na plecy rzucone.
Robaczywie i posuwiście do łona twego Zmierzam pokornie i strudzenie, Skąd słodko lepkie wysącza się jedzenie Co nęci i łechta gusta podniebienia mego.
O szaleństwie! które mnie tak wodzisz I na fali pragnień podtapiając wznosisz, Wyrzuć mnie na łaskę tegoż raju!
Czaszkę rozbij uwalniając zgiętą duszę By rozprostowała członki swoje w kraju, Gdzie nikt dotąd nie zastał suszę.