Menu
Gildia Pióra na Patronite

22.11.2017r.

fyrfle

fyrfle

Zrobiłem sobie kawę w tym wysokim pomarańczowym kubku z pięciopłatkowym wielkim kwiatem na prawej i lewej strony jego owalu. Ten kwiat składa się z białej otoczki, której podskórzem jest delikatny odcień błękitu, a potem im głębiej tym czystość kwiatu rozwiera się przed nami jakąś bielą niesamowitą z nutą różu może. Jednak do serca kwiatu, które jest żółte oczywiście, docierają te błękity i rozcinają je na cztery komory, tworząc jego sednem błękitny krzyż.

Kawa jest parzona, jest produkcji włoskiej, zalana wrzątkiem , a na dnie kubka pewnie rozpuścił się miód, którego ciutka została z reszty porannego zajzajeru , który to tam utworzyłem mieszając miód wielokwiatowy z rozdrobnioną cytryną, którym to miksem potraktowałem bakterie, które zdominowały moje wnętrze i głębie, sprawiając, że boli mnie gżdyl - gardło.

Zdecydowanie więc w pierwszym łyku wyczułem kubkami mojego spragnionego kawy podniebienia większą kwaśność, a zarazem nutę słodyczy delikatnej, niewątpliwież będące kwintesncją obecności w wywarze kawy koedukacji cytryny z miodem.

Drugi łyk,to już mocne uczucie natarcia gorącości napoju na wewnętrzne ścianki gardła i od początku czułem działanie anty bakteryjne i zarazem lecznicze. NIm dokończyłem to zdanie, to eliksir panoszył się już w żołądku, grzejąc go, a część jego rwała się do przenikania ścianek naczyń krwionośnych, a jak się rwała to i przenikła, więc momencik później serce bluzło mocniej czerwoną lawą w tętnice i żyły, a dusza wręcz krzyczała psalmy pochwalne na cześć piękna życia jakim jest kofeinizm - liryzm.

Leci mi z nosa, ale w niczym mi to nie przeszkadza, żeby być radosnym, twórczym i kochającym mężem, poetą, prozaikiem, emerytem z elementami rentierstwa, obserwatorem, fotografem...o i tu przypomniałem sobie iż winny jestem szlumbergeroą, iż zrobię ich pięknym kwiatom zdjęcie, bo zasługują za szczęście jakie nam sobą dają codziennie w te listopadowe dni i noce, które oczywiście w naszym domu nie są wietrzne, dżdżyste i zimne - nie nasz dom to my, a my to miłość.

Pierwszy kaktus bożonarodzeniowy jest więc o płatkach białych, a całość kwiatu oczywiście w ten jedyny charakterystyczny kształt, tak bardzo bardzo indywidualny. We wnętrzu kwiatu jest różowa obwódka ,zaś pręcik jest kremowo żółty uwieńczony ciemnym wyrazistym ponownie różem.

Kwiaty drugiego są czerwone, rozjaśnia się ta czerwień do głębi piękna. By w centrum byćjuż jasnością, nawet może komuś przejść przez myśl iż to jest biel, ale nie - to jest plątanina czerwwieni, która waha się u kresu i wraz z światłem słonecznym dostajemy blask niby tych promieni, które wydobywają się z serca Jezusa Miłosiernego. Jest więc kwiat ten prawdziwym dziełem Bożym, opartym na miłości i dla pomnażania jej został darowany listopadowo - grudniowej ludzkości.

Tymczasem faktycznie wyszło słońce, pewnie żeby sprawdzić czy moje opisy nie kłamią. Jestem Ojcem, a Ty jesteś matką prawdy i szczęścia jakimi nam są te kwiaty. Zachowując proporcje, to nasze dzieci, więc rodzice tak kształtują swoje potomstwo, żeby nie musieć mijać się z jego prawdą, mówiąc i głosząc ich prawdę światu.

Kolejne łyki kawy przenikają moje ciało i uskuteczniają w lekkość szare komórki, które cieszą się tworzeniem. Cieszą się jasnością mrużącą powieki słońca. Cieszą się barwami i kształtnością kwiatów w domu, zawartością obrazów, spojrzeniem Pilcha świdrującym mnie z drugiego dziennika. Nawet kolory reklamowanej spódnicy w prawym okienku ekranu, wydają się być ciekawymi, choć brązy i khaki nie są apetyczne w połączeniu z fioletami i czernią.

Za pięć minut południe, a ja piszę, kipię twórczo, radością dudnię. Spaceruję więc po pokojach, wyglądam przez okna i szukam kolorów,kształtów, podczepiam się pod porywy wiatru, lecę na statku powietrznym, którym jest mi dzisiaj brązowy liść buka i ląduje na samotnej wyspie, pośród oceanu zieleni i brunatności, jaką jest pomarańczowy krąg nagietka, a z niego jeszcze raz podrywam się do porywistego lotu i osiadam na fikuśnych różowo - żółtych płatkach radości czyli listopadowej lwiej paszczy. Jest niesamowitą wspaniałością, opierającą się kolejnym falom przymrozków i wiem, że pomagamy im, wzmacniamy ich wolę, wychodząc do nich codziennie, ciesząc się ich kwiatami, których wciąż mniej lecz nie tracą wiary w swoje piękno i odchodzą z klasą, dumnie i wciąż z dozą boskiej cudowności.

Podrywam kolejny raz mój liściasty aeroplan do kolejnych enklaw kolorowego piękna i przyniebiam na kolejnym polowym lotnisku radości w pięknie flory. Teraz to kwiat bratka , który zadomowił się w ciszy lian i szyszek chmielu, które już zszarzały i zbrązowiały, ale nasz bohater jak najbardziej trzyma się swoich barw, którymi są tryskająca jaskrawością żółć i głęboki soczysty brąz. Jestem z nim chwilę, piszczę go myślą, szeptem zachwytu i przytulam wzrokiem. Wymieniamy swoją radość z istnienia.

Żegnamy się serdecznie i odchodzę tuż obok,do różowych głów kwiatu lwiej paszczy, których wnętrze przejaśnia się i róż wybarwia się w jasność dążącą do białości. Obok są kwiaty o bardzo bardzo ciemnym różu. Te zaś zdają się być w niektórych mgnieniach powiek bordowe.Wszystkie pokryte cieniutką powłoką wilgotności, lśnią teraz masowane jasnymi biczami słonecznego pyłu.

W dwudziestej minucie od południa mój liść podrywa się z gościnnych płatków bratka i lecę dalej, paliwem mi wiatr, drogowskazami wstęgi słoneczne dotykające naszego ogrodu. Chwytam jedną z nich pozwalam się prowadzić, a ta nie zawodzi i odwdzięcza się tym, że ląduje na kolejnym geniuszu lwiej paszczy. Jej płatki są czerwienią najczerwieńszą, taką jak krwioobieg. Tyle w nich życia, światła i mocy jakiejś duchowej cudownej. Wszystko oblewane jest falami słońca, że jaśnieje, że iskrzy, że migoce, że lśni się, że mieni się. Znowu skojarzenie z światłem z serca Jezusa Miłosiernego. Ależ pełnia istnienia, ależ pociąg do tworzenia.

Świat cały rozjaśniał przez słońca aktywność, pojaśniało w całości mojego jestestwa, pojaśniało i pocieplało, krew rwie jak tutejsze górskie rzek u stóp gór. Życie, jego dobro, piękno, radość składa się z prostoty, którą są najpierw kobieta i mężczyzna, a potem zrodzony z nich dom, ogród, a w nich książki, kwiaty, drzewa, krzewy, obrazy.

No pewnie, że sypialnia też.

297 825 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!