Menu
Gildia Pióra na Patronite

O Miłości - całość

Outsiderr

Outsiderr

Znajduję ją już zanim tramwaj zatrzyma się i pozwoli jej wysiąść. Spoglądam na nią z daleka. Boże, jak ona pięknie wygląda. Jaka ona jest śliczna. Mój wzrok skierowany jest prosto na nią, a wszystko inne to jakaś rozmyta otoczka, nie znacząca nic. Tak jakby niczego więcej nie było. Wtedy mnie zauważa i wita mnie swoim uśmiechem. Kąciki jej ust są tak daleko od siebie, że zmieściłyby się w tej przestrzeni wszystkie nie wypowiedziane jeszcze słowa. W przepaści między nimi można byłoby się zatracić. Więc na powitanie zatracam się, właśnie w tym uśmiechu. Delikatnie całuję jej usta dziękując Bogu, że istnieje.

Jadąc wspólnie autobusem zaczyna opowiadać. Na zmianę mówi i pisze smsy. Słucham dokładnie wszystkiego i staram się wyłapać te ważne słowa, które mówią o niej samej, a nawet o tym nie wie. Prawie zawsze przyłapuje mnie jak na nią wytrwale spoglądam i robi krótką pauzę, wypowiada czule moje imię i pozwala przyjrzeć się tęczówką. Po czym wraca do układania starannie zdań, jak mały chłopiec klocków lego. I gdyby nie ci wszyscy obcy ludzie to rzuciłabym się na nią zalewając pocałunkami. Dokładnie tak jak ona poprzedniej nocy po wypiciu wódki. Dokładnie tak jak ona, zostawiłabym jej stygmaty na szyi, aby każdy wiedział, że jest moja.

W drodze do pracy zawsze odpala papierosa. Za każdym razem tak samo. I gdy jeszcze dym nie otula jej płuc, myślę tylko: ona tak ładnie umie się zabijać. Czasami biorę od niej kilka pociągnięć, czasami palę swojego, a czasami tylko patrzę jak ona to robi. Idąc staram się łapać ją za rękę, ale tak aby wyglądało to na przypadek dla innych, bo ona wie i odwzajemnia każdy mój gest. Oczywiście, przeplata to z mówieniem, aby na koniec znów zarzucić mi że nic nie mówię. Ale Boże, w środku zachwycam się tak, że aż brak mi sensu by cokolwiek mówić. To jej pragnę słuchać. Ledwo oddychając zdobywam się tylko na wzruszenie ramion i jeszcze większy uśmiech w pokładach radości.

Po paru godzinach dostaje smsa. Tym razem ode mnie. Piszę do niej, że nie wytrzymam, bo jest tak blisko, a nie mogę jej dotknąć lub chociaż ujrzeć. I wtedy umawiamy się na siedemnastą z kilkoma minutami na pierwszym piętrze w łazience i zazwyczaj ktoś nas zauważa jak wspólnie z niej wychodzimy, ale to nieważne. Ważne, że choć na krótką chwilę mogłam pozbyć się swojej czerwonej szminki. Znów mam ochotę zamknąć ją w złotej klatce lub chociaż schować w swoich dłoniach. Chronić i czasami pogłaskać.

Wracając do malinek. Nigdy nie nosiłam ich tak dumnie jak tych od niej. Wtedy częściej bawię się włosami, odgarniam na jeden bok szyi i całą sobą krzyczę, że to jej dzieło. A gdy tylko znikają, w myślach błagam ją aby znów zaznaczyła moją przynależność do niej. Co oczywiście robi. Nigdy nie zależało mi na żadnej kobiecie tak jak na niej. W ogóle, nie sądziłam że może. Pamiętam nasz pierwszy pocałunek i wszystko co działo się przed. Te tworzenie się intymności wokół nas. Jakby delikatne zamykanie nas w kokonie abyśmy mogły na parę chwil być tylko same w tym pieprzonym tłumie. Wszystkie możliwe siły przyczyniły się do tego pocałunku.

Wspominam to wszystko, bo wszystko nagle zaczęło się wyczerpywać. Tak jakbyśmy miały. Nie. Jakby to ona miała jakiś zasób miłości, którego dno ujrzałam. Nie chciała już bym ją całowała po kątach tłumacząc, sprawami do załatwienia. Nigdy nie rozumiem takiego wytłumaczenia, bo jak może przeszkadzać miłowanie w układaniu swojego życia. Ale nadal jedziemy o tej samej porze, tym samym autobusem. A jeżeli nie to po zapachu potrafię odgadnąć czy już jest w pracy, gdy przychodzi przywitać się z przyjacielem pracującym niedaleko mnie. Wtedy przenika przeze mnie całą. I aż wariuję z tej rozkoszy. Najsłodszy zapach świata, a ja jestem tym szczęśliwym nieszczęśnikiem obok. Choć mogę mieć jej zapach to jej całej już nie.

Pamiętam dzień, w którym jedna z moich znajomych powiedziała, że nic dobrego z tego nie będzie, ona ma takie szalone oczy, obie jesteście niestabilne emocjonalnie. Chociaż w pełni się z nią zgodziłam to brnęłam w to nadal. Tak łatwo potrafię zakochać się w osobie, która się do mnie uśmiechnie. Liczyłam się z porażką, lecz nie sądziłam, że kochając kobietę można aż tak cierpieć. Nagle moje uczucia zostały poddane wątpliwości. Zaczęłam się zastanawiać czy łatwiej jest o nią walczyć czy porzucić, zostawić, odciąć się na wszelkie sposoby, ale chyba obie te rzeczy wymagają tej samej siły i międzyczasowego bólu. Zamknęłam usta i pozwoliłam decydować czasowi. On w każdej sytuacji potrafi podjąć decyzję. Taką też podjął.

Sprzątając w torebce dostałam ataku płaczu. To nie było bezgłośne łkanie, które miałam w zwyczaju nadmiernie często praktykować. To był ten rodzaj rozpaczliwego ryku, biorącego się nie wiadomo skąd, w momencie najmniej spodziewanym. Nie wiem co mnie wtedy tak rozstroiło. Może to wina zwiniętej szczoteczki do zębów, bo uświadomiłam sobie, że od dwóch dni jej nie użyłam, bo dwa dni spędziłam w łóżku. Dwa dni temu zakończyła rozdział ze mną i rozpoczęła nowy z jakimś mężczyzną. A mnie pozostał tylko brak apetytu i uzależnienie od papierosów.

*„O Miłości" zaczęłam pisać jak byłyśmy w rozkwicie. Miało być to znacznie dłuższe. Jednak nasza znajomość umarła szybciej, niż się tego spodziewałam, dlatego też kończę to na osiemset pięćdziesiątym dziewiątym słowie.

1634 wyświetlenia
31 tekstów
1 obserwujący
  • Outsiderr

    27 August 2014, 20:11

    A ja dziękuję za ten wyjątkowy komentarz. Bardzo potrzebuję opinii czytelników, a jeżeli są tak równie szczere to już w ogóle pięknie. Pozdrawiam i dużo miłości. :)

  • 27 August 2014, 15:42

    Dziękuję Ci za tak szczere słowa, jako czytelnik i jako osoba uwielbiająca słuchać o miłości, o wszelkich jej definicjach.