Menu
Gildia Pióra na Patronite
Kamil Borkowski

Kamil Borkowski

Zdarzyło mi się nie oddychać samodzielnie, zaraz po narodzinach w siódmym miesiącu. Moje niewykształcone płuca nie radziły sobie ze światem, potem zaś zostały nazwane najdroższymi w szpitalu. Stało się tak dlatego, że do szpitala sprowadzono kosztowny lek i rodzice, którym wcześniej lekarz powiedział, że nie daje gwarancji na moje przeżycie, mogli po jakimś czasie zabrać mnie do domu. Wcześniej jednak nie mogli swojego dziecka zobaczyć.

Z wyjątkiem jednej sytuacji, gdy tata wybłagał położną, aby przyniosła pewne zawiniątko. Zrobiła to, choć nie powinna. Któż by jednak odmówił proszącemu ojcu przywitania się z jego jedynym synem?
Ach, byłeś taki mały! A taki fajny, że pielęgniarki oddać cię nie chciały.
Słyszałem to przez całe życie.
- To już nie potrwa długo - mówiła pielęgniarka z hospicjum, patrząc na sposób w jaki tata chodził.
- Oddychaj spokojnie. Już lepiej? - pytałem, siedząc obok łóżka.
Dotykałem blizn na jego przedramieniu. Od zawsze tam były.
- Skąd je masz?
- Pociął się. Z miłości do mnie - skwitowała mama.
Z miłości do ciebie - powtarzał - mógłbym zabić. Poszedłbym do więzienia, ale z miłości zabiłbym.
Z miłości musiał jednak powstawać ze śmierci, co rano. Płakał.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - zawołał do mamy. - Umarłbym w tym łóżku.

Niedługo przed śmiercią, chciałem umyć mu nogi. Nie pozwolił.
Zrobiła to mama. Z początku jego odmowa uraziła mnie. Teraz jednak sądzę, że zwyczajnie pragnął mi tego oszczędzić. Tak jak wielu innych rzeczy związanych z jego chorobą. Nie poruszałem z nim tematu umierania. Nie dałem rady, on zaś po prostu nie miał siły. Mieszkając z nim przez ostatni miesiąc było mnóstwo okazji, by powiedzieć: - a więc to tyle. Po siedmiu latach walki - złożenie broni. Nie ma nadziei. Pamiętam wszystkie szpitale, podróże do nich na przestrzeni lat, burzliwe rozmowy o leczeniu. Tkanka po tkance - wycinana.
- Pan jest jeszcze młody - przekonywał jeden z lekarzy. - Proszę pozwolić na jeszcze jedną operację. Zyska pan kilka następnych lat.
Zyskał niecałe półtora roku.

- Oddychaj - mówiłem.
Ja, wyjęty spod aparatury. Najdroższe płuca w szpitalu.

Potem przykładałem policzek do jego czoła, czekając, aż jego oddech ustanie.
Jeszcze jest. Jeszcze jest.
Jeszcze,
wciąż.

28 890 wyświetleń
275 tekstów
113 obserwujących