Menu
Gildia Pióra na Patronite

24.05.2021r.(poniedziałek)

fyrfle

fyrfle

Wiosna rozkwita bardzo powoli. Nie można powiedzieć, że wybujała nagle w obfitość zieleni i kolorów. Szczególnie dotkliwie odczuwa się to w maju, choć może nie przez brak zieleni i barw, ale przez brak słońca, a przez to brak światła. Kiedy zaś nie ma światła, to wiadomo, że błękit nieba przykryty jest szarością chmur, a z tych są deszcze. Majowe deszcze są romantyczne, ale w temperaturze około dwudziestu stopni i od czasu do czasu. Tymczasem temperatura oscyluje wokół piętnastu stopni w dzień i siedmiu w nocy, co przy prawie permanentnym zachmurzeniu i wilgoci powoduje, że odczucia maja są nieszczególne. Były trzy dni z temperaturami powyżej dwudziestu pięciu stopni i bardzo słoneczne. Jedyny czas tej wiosny, kiedy przydały się solary grzejące wodę. Wtedy nie musiałem palić w piecu. Z drugiej strony tak wolno postępująca wiosna pozwala na szczegółowe podglądanie przyrody. Najważniejszym symbolem majowej wiosny są bzy. Tworzyły pąki i rozkwitały przez cały maj. Mogłem to obserwować dzień po dniu jak pęczniały, jak nabierały kolorów, jak bardzo powoli otwierały swoje drobne kwiaty do słońca. Dzień po dniu. Otwierały się po kilkanaście i tak przez około dziesięć dni. Wydaję mi się, że dzisiaj kiedy znowu ma być cały dzień słoneczny i z temperaturą powyżej 20 stopni Celsjusza, to może uda się im rozkwitnąć w całej swojej pełni i pokazać całą swoją krasę.Niemniej spacery do sklepu są kąpielą w ich woni i wręcz odurzeniem ich zapachem. Kapitalna aromaterapia. Dobrze, że ludzie tutaj wypełnili nimi swoje ogrody. Czasem to prawdziwe gaje bzowe. Zaobserwowałem też nagły skok rozwojowy u jednego z klasyków wiosny. Kiedy były te trzy bardzo ciepłe i słoneczne dni, to konwalie w ciągu doby wybujały i to od razu w grona z pączkami kwietnymi i od tej pory na tym etapie rozwoju zatrzymały się. Stoją, czekając na słoneczne dni i ciepłe noce. Również bardzo powoli kwitną jeden z najważniejszych tradycyjnych elementów ogrodu, czyli papierówka. Właściwie pąki rozkwitają po dzień dzisiejszy, a pierwsze kwiaty nie przekwitają, tak jakby czekały na słońce, na ciepło i na przylot pszczół. Pszczół, których naprawdę nie widać w chwilach przejaśnień. Pocieszamy się tym, że może poleciały na rzepaki, ale prawda jest taka, że coraz cichszy jest rumor ich skrzydeł z roku na rok, kiedy kwitną mirabelki czy hortensja pnąca.

Bardzo intensywnie spędzamy popiątki, czyli w wersji angielskiej weekendy. Pisałem już, że przenieśliśmy przez to sobotnie sprzątanie na piątkowe popołudnie, a w ostatni piątek, to posprzątałem dom do południa, ze względu na piętrzące się prace w ogrodzie, bo w sobotę mieliśmy mieć już gości. W końcówce tygodnia dużo się dzieje. Gdzieś jedziemy albo do nas przyjeżdżają goście. Pozwala to być na bieżąco z ludzkością. W ubiegłym tygodniu pojechaliśmy do Krakowa. Sama jazda do Krakowa jest przyjemnym przeżyciem, pod warunkiem, że się omija drogi szybkiego ruchu i autostrady. Wtedy na przykład jedziemy nad Jeziorem Międzybrodzkim i przeżywamy niesamowite odcienie zieleni Beskidu Małego nad taflą wody jeziora. Widok naprawdę zapierający dech w piersiach. Coś niesamowicie przepięknego i wzruszającego. Potem Kęty i Andrychów, czyli przemysłowe miasta wykreowane przez PRL. Wreszcie Wadowice, czyli wiadomo oraz na koniec Skawina i elektrownia. Kiedy do Krakowa jeździ się częściej i towarzysko, nie turystycznie, to odkrywa się, że Kraków ma też w sobie inne piękno niż Wawel, Cmentarz Rakowicki oraz dziesiątki kościołów. Kraków jest zielony i kolorowy, ale nie kolorowością arrasów, witraży i malowideł sakralnych i tych co w muzeach. Warto się przejść zapleczami bloków, gdzie znajdują się cudne aleje i skwery, których barwy i kształty zachwycają. Pomiędzy blokami jest naprawdę kolorowo i uroczo. Nie ukrywam, że w tamten popiątek zachwyciłem się zielenią i kwiatowością Krakowa. Spacer między blokami do Parku Kościuszki po prostu powodował we mnie dreszcze. Mieszkańcy krakowskich bloków mają bogactwo roślin, o których czasem na wsi trudno nawet pomyśleć. Ciągle odkrywam coś nowego w tej zieleni, tej kolorowości, która wypełnia przestrzeń miasta. W drodze na Plac Imbramowski, tym razem odkryłem rzekę. Było słońce, więc przecudny spektakl oglądałem z kładki. Spektakl światła, wody, cienia, zieleni i kolorów kwiatów. Plac Imbramowski, czyli ogromne targowisko prawie w centrum miasta. Ma to miejsce swój niesamowity urok. Taniej się tu kupi warzywa niż na wsi od rolnika.Cud. ale tak to właśnie wygląda. Tańsze też owoce i bogactwo mydła, widła i powidła, czyli skolkiego godno, czego dusza i ciało zapragną. Bogactwo i dostępność wszystkiego, to jest to co ludzi przyciąga do miast i rzeczywiście tak jest w wielkich aglomeracjach miejskich. Czemu nie spróbować sobie kilkudziesięciu rodzajów albo kilkuset oliwek lub czeskich piw? No i na przykład łatwiej w Krakowie o oscypka niż w samych górach. No i przebogata oczywiście oferta kulturalna czy gastronomiczna, a więc smaki całego świata i wcale nie w centrum miasta.

W ostatni popiątek my gościliśmy, a to z okazji nadchodzącego Dnia Matki. W ten sposób też dotarła do mnie lektura kilkunastu ostatnich numerów "Polityki". "Polityka" jest tygodnikiem liberalnym, którego publicyści nie ukrywają skrajnej niechęci do obecnego rządu. Czytasz "Politykę" i nie musisz czytać tygodników prawicowych i kościelnych, bo wiesz, że ta druga część Polski i Polaków pisze dokładnie odwrotnie o sprawach Polski i Polaków oraz przeważnie o świecie. Tym razem w numerze dwudziestym z tego roku zainteresował mnie krótki artykuł na temat lokalnych wyborów w Madrycie, które zdecydowanie wygrały partie prawicowe i ultra prawicowe. W Hiszpanii jest również taki podział narodu jak w Polsce. Część hołduje lewicy, wręcz ultra lewicy o zapędach komunistycznych, a druga część chce świata opartego na wartościach chrześcijańskich, czyli de facto pewnego dyktatu kościoła katolickiego. Obecnie w skali kraju rządzi lewica i z tego co mi wiadomo, to wprowadziła rozwiązania takie, że rodzice nie bardzo mogą decydować o wychowaniu swoich dzieci, czyli jest to zaprzeczenie modelu chrześcijańskiego, w którym to rodzice kształtują światopogląd i zasady w dziecku. Przypuszczam, że kończy się to tam tym, że dziecko idzie na skargę do swojego rzecznika na rodziców, gdy nie podoba mu się, że zostało ochrzczone lub, gdy rodzice wymagają od niego, aby w niedzielę szło do kościoła lub uczęszczało na religię. Wtedy wkraczają w rodzinę przedstawiciele państwa i może się to skończyć oddaniem dziecka do rodziny adopcyjnej. Czytałem w ogóle, że do tego modelu dąży Unia Europejska. Jestem temu przeciwny. Z moich obserwacji wynika, że najlepiej rozwijają się dzieci w klasycznej rodzinie, czyli w takiej, w której jest są normalni biologiczni rodzice i istnieje więź rodzinna, która nie została zastąpiona ambicjami zawodowymi rodziców i ambicjami tychże wobec swoich dzieci. Hiszpania? Chyba jedyny z krajów Europy Zachodniej kontynentalnej, który chciałbym kiedyś odwiedzić. Chrześcijanie i lewicowcy. Tak ich widzę. Każdy obóz ma swoich świętych męczenników, zamordowanych przez obóz przeciwny i to często bestialsko. Miałem kiedyś znajomą, która pojechała na zbiór truskawek w okolicy Huelwy w Andaluzji i tam poznała swojego męża Hiszpana. Mieszka tam i radzą sobie. Sezonowo zbiór truskawek, a potem zasiłek socjalny. Dostali też mieszkanie socjalne w Huelwie i tak żyją. W niedzielę jadą nad ocean i nurkują. Tak nałowią ryb i owoców morza, że przeżyją cały tydzień. W Hiszpanii nie jest łatwo żyć zwykłym ludziom. Gdyby nie Unia Europejska, to dalej pewnie głównym środkiem transportu byłby osiołek, a prawem osąd kościoła katolickiego i nawet nie zawarty w prawie kanonicznym, tylko w przesądach, które katolicyzm wytworzył przez dwa tysiące lat i obawiam, że przemieszało się to wszystko z najciemniejszymi meandrami islamu i różnego świeckiego zabobonu. Tygodniki takie jak "Polityka" są potrzebne, bo nigdy nie dowiedzielibyśmy się o czarnych stronach Hiszpanii Franco, czy mordach dokonywanych przez komunistów na drugiej stronie. W Hiszpanii narodziła się legenda generała Karola Świerczewskiego i wspaniała wielka literatura Ernesta Hemingwaya "Komu bije dzwon". Celowo przytaczam te kontrowersyjne postaci, bo są ikonami historii, literatury, pop kultury i osią zajadłego sporu demagogów jednej i drugiej strony dzisiejszego sporu politycznego, religijnego i kulturalnego. Właśnie ukazała się kolejna przecież książka biograficzna o generale "Walterze". Tym razem piszą pewnie jakim złym to był człowiekiem. Piszę o tym, bo non stop mnie atakował ten tytuł na fb,aż do momentu, jak stanąłem w obronie generała i rozpętało się fejsbukowskie piekło pod moim wpisem. W końcu pewnie wydawca książki usunął wpis i zablokował pewnie mnie i mam spokój z tą reklamą. Oczywiście dla mnie Hiszpania to dla mnie Pedro Almodowar, którego filmy uwielbiam. Stary gej, lewak, tęczowiec, który moim zdaniem lewactwo, nie lewicę, ale lewactwo wyłuszczył w swoich filmach totalnie i jak ja to mówię wytłumaczył jak trzylatkowi. Polecam jego kino, bo to esencja ideologii LGBT i skrajnej lewicowości, łącznie o ile pamiętam z niuansami pedofilii.

297 751 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!