Menu
Gildia Pióra na Patronite

07.10.2020r.(środa)

fyrfle

fyrfle

Uwielbiam Tychy. To na pewno jedno z najcudowniejszych miast do życia, do założenia rodziny, do wychowywania dzieci, do pracy, do odpoczynku, do realizowania swoich talentów i pasji. Cudownie się spaceruje po Tychach. Ogromne przestrzenie zieleni między zabudową. Parki, skwery, stawy, lasy i wreszcie wiele zieleni, kwiatów i drzew pomiędzy blokami i budynkami infrastruktury publicznej i sakralnej. Teraz w październiku prawdziwa parada kolorów i kształtów. Miasto duże, ale takie kameralne i przyjazne człowiekowi. Przy każdej ulicy, każdym chodniku, pod balkonami bloków kwiaty, kwiaty i jeszcze raz kwiaty. Pomiędzy nimi na trawnikach, gałęziach i lampach mnóstwo gatunków ptaków. Raj dla dzieci, które wyprowadzane są na spacery, a dochodzą jeszcze harce wiewiórek. Mnóstwo ławeczek i bardzo ekscentrycznie wykonanych, na których można chwilę dać odpocząć nogom i poprzyglądać się przecudnej tyskiej przyrodzie. A jest na co popatrzeć. Naturalnie kwitnące w październiku margaretki, rumianki, koniczyny, wyki, mniszki. Bardzo bardzo ucieszyliśmy się na widok kwitnących dziewann i nawłoci. Drzewa jarzębin zdają się płonąć, jak piętnasloatka, że to już, że nareszcie, że prawo wreszcie stoi po jej stronie, że wyrosła spod paragrafu. A przecież w Tychach jest naprawdę gdzie oddawać się miłości, no, teraz w październiku, to tylko poprzez spacery, trzymając się dłoń za dłoń albo usiąść w parku i oddać się kilkunastominutowemu pocałunkowi. Dojrzały już też roże i inne drzewa czy krzewy. Bieleją śnieguliczki. Przebrwiają się powoli dęby, klony i jesiony. Nabierają coraz bardziej niesamowitych barw jesieni. Przecudnie zdobią drzewa żołędzie, kasztany i nasiona klonów i jesionów. A płoty zdobią rudbekie i koty dzielnie, dumnie i wdzięcznie pozujące do zdjęć. Pod pospeerelowskimi mini centrami handlowymi toczy się życie niższej warstwy ludu bożego. Pomimo czasu wszelkich możliwości oni pozostają sobie żulami. Dookoła nich zaparkowane wózki dziecięce, w których wożą uzbierane puszki i butelki. Są szczęśliwi. Mają swój jedyny styl życia i totalną wolność. Nic nikomu nie są winni. Swoim życiem wymazali grzech pierworodny i udowodnili miastu i światu, że nie potrzebują nikogo i niczyjego blogosławieństwa. Zatem jak burza sypie nam piasek w oczy, zacina pod powieki deszczem, uderza po głowie gradem, tak oni pytają - jest sens w budowaniu drogich i często koszmarnie kiczowatych świątyń? Jak nie macie Boga w sercu, nie widzicie go w nas, to tym bardziej nie ma go w witrażach, terakotowych wyobrażeniach Boga i członków Jego rodziny, nie ma go w obrazach i malowidłach naściennych w przybytkach, w których utopiliście miliardy zamiast rozdać je nam potrzebującym, im chorym, tamtym głodnym. Mówią nam, że pod kwefem religijności mieści się strach, zabobon i wiele wiele straconych szans na przyzwoitość i uczciwość oraz zadeptane możliwości uczynienia rzeczywistego dobra.

Dzisiaj robimy sporą pętlę. Spacer potrwa dwie godziny. Zaczynamy od ulicy Dębowej. Przecinamy Aleję Niepodległości i idziemy zachodnim skrajem Parku Północnego przy dębach papieża Franciszka i prezydenta Komorowskiego. Park piękny, żywy, zielony i zarazem zaczepia nas swoimi kolorami. Kierujemy się na zachód do ulicy generała Grota Roweckiego. Powoli wchodzimy w osiedle Elfów. Przecudnej urody i ciepłoty październikowe popołudnie. Zazdrościmy Tyszanom piękna przyrody. No może przesadziłem. Na pewno. Jednak Radziechowy, to tego doścignąć się nie da. Te nasze Beskidy i nad nimi choćby wschody i zachody słońca. Zazdrościmy Tyszanom infrastruktury. Tego multum sklepów, zakładów usługowych, lokali gastronomicznych, kawiarń, ciastkarni, pączkarni, knajp, knajpek, restauracji, kiosków ruchu, pierogarni, sklepów rybnych, mijskich, księgarni, kiosków RUCHU i wielu jeszcze wielu miejsc sprawiających , jak choćby te warzywniaki, że życie tu lekkie i kolorowe. U nas jeden bar i kompletny brak życia kulturalnego, a wiocha pono 6 tauzena dusz. Dlatego tak chętnie wyrywamy się z tegoż jednak trzeba to sobie jasno uświadomić zacofania do cywilizacji. Do muzeum, do teatru, do kina, do wieczorków autorskich, do kawy z najprawdziwszym tortem, do manufaktury z lodami czynnej do dwudziestej trzeciej przez cały boży i cywilny rok. Tego wielkomiejskości zazdrościmy. Widzimy, że ludzie też myślą podobnie jak my i chcą tutaj żyć w spokoju, dobru, pięknie i kulturalnie. Z przyjemnością się patrzy na te rodziny spacerujące i delektujące się pięknem i smakami Tychów. Chcą radości rodzinnej i wspólnoty. Nic więcej. Mają gdzieś pitolenie hierarchów kościelnych, polityczne przesilenia. Tak naprawdę, to wcześniej wymienieni antagonizują nas Polaków i te wszystkie nadzwyczajne kasty wszelkich prawników, nauczycieli, finansistów i biznesmenów, lekarzy, którzy swoim życiem i działaniem zawodowym sprawiają, że policjantowi, górnikowi , urzędniczce czy pielęgniarce i drwalowi jest pod górkę.

Tychy są legendarne. Choćby architekturą zbiorowych domów mieszkalnych przy ul. Grota Roweckiego. Te szklane klatki schodowe prowadzące jakby do bardzo długich balkonów z których wchodzi się do mieszkań. Jeszcze tylko takie rozwiązanie widziałem w "gliniaku" w Brzegu. A pod tym balkonem mieszkania dwukondygnacyjne do których wchodzi się z ulicy. Zawsze idąc w kierunku browaru i giełdy kwiatowej, to odbijamy w ulicę w lewo, a w niej podziwiamy te klasyczne śląskie familoki z bordowej wręcz cegły i składamy rozmową hołd dla niemieckiej sztuki wypalania cegieł i dachowek, które wyprodukowane w 19 i 20 wieku, na jego początku, wydają się być niezniszczalne i te domy nie wymagają ocieplenia, tak te cegły zatrzymują ciepło. No i oczywiście w tejże dachówce i cegle wykonany młyn z 1910 roku. Do legendy Tychów przeszedł on, bo w nim jeden dzień w swoim życiu przepracował normalnie Ryszard Riedel, legendarny wokalista i autor tekstów zespołu DŻEM, no i postać jakiej Tychy przed nim i po nim już nie miały. Człowiek, który rozsławił to miasto i uczynił je nieśmiertelne. Napisał przeczułe i najbardziej prawdziwe, realistyczne i zarazem najbardziej romantyczne teksty w Polsce. Ich prawdziwość i ekspresja wyrażanych emocji i ta prostota po prostu sprawiają, że płaczemy i lejemy łzy jak bobry. Jego życie takie do bólu prawdziwe. Przegrane i zwyciężone. Życie na pomnik. Dltego niech tym miastem liberałowie rządzą zawsze, aby fanatycy prawicowi nie zwalili pomnika, który mieszkańcy postawili mu przy Alei Niepodległości. Zawsze ktoremuś z tych jełopo - oszłomów może przyjść do tępego łba, że jest niewłaściwym wzorem dla łysych kiboli giekaesu czy dzieci przedszkolnych, bo wyobrazić sobie śmiał, że nie ma Boga, że najlepszą z żon bywa whisky, bo kobiety są odwrażliwione i złe, totalnie umieją być złe, bo powiedział prawdę o przyjaźni, która naprawdę jest fikcją i kończy się kiedy paw emanuje tym co jest w nim rzeczywiście cudnie piękne, czyli ogonem, a przestaje znosić złote jajka. Ryszard Riedel uświadomił nam i kazał zapamiętać, że mamy obowiązek pamięci umarłych i zawsze od nas ich duszom mamy podtrzymywać ogień świecy na ich grobach. Dbać o te groby i spotykając się nad grobami przodków kultywować dobre, sensowne tradycje rodzinne i polskie. Nie czynienie tego to zdrada i wykreślenie się z famili i plemienia.

297 825 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!